„Metody NATO nie działają” mówią BBC ukraińscy żołnierze wracający ze szkoleń w Polsce. Zamiast nowoczesnych taktyk i pracy z dronami, dostają podręczniki sprzed dekady i scenariusze rodem z Bliskiego Wschodu. Zgrzyt między teorią a rzeczywistością frontu staje się coraz bardziej widoczny.
„A co jeśli mostu nie ma?” – realia kontra teoria
Od 2022 roku Polska przyjmuje ukraińskich wojskowych na szkolenia z taktyki, medycyny pola walki, topografii czy obsługi zachodniego sprzętu. Jednak zamiast wdzięczności wielu z ukraińskich żołnierzy narzeka, że szkolenia te są niedostosowane do warunków wojny z Rosją, która dziś toczy się głównie w cieniu dronów i na linii frontu przypominającej „cyfrową strefę śmierci”.
W trakcie ćwiczeń jeden z ukraińskich żołnierzy zapytał: „A co jeśli most został zniszczony?”. Odpowiedź polskiego instruktora brzmiała: „Nasze BWP-y pływają”. Problem w tym, że pływające transportery w warunkach ukraińskiego frontu to idealny cel dla dronów. „Wszystko, co się rusza, jest pod obserwacją” – mówią żołnierze.
Zamiast dynamicznych symulacji z wykorzystaniem dronów, uczestnicy dostają scenariusze żywcem wyjęte z Afganistanu czy Iraku. Wojny, które z dzisiejszą rzeczywistością mają niewiele wspólnego. „Uczą tego, czego nasz żołnierz nigdy nie zobaczy w boju” – mówi jeden z ukraińskich dowódców.
Dron? Tylko jak przywieziesz swój
Na większości kursów obsługa dronów wciąż nie istnieje jako oddzielny moduł. Ukraińcy musieli przywozić własne drony, głównie Maviki i wykorzystywać je do szkolenia… instruktorów.
Jedna z historii opowiada o tym, jak czescy instruktorzy musieli przerwać ćwiczenia, bo drony natychmiast lokalizowały ich pozycje. „Możemy je wyłączyć?” – pytali zdezorientowani, a ukraiński dowódca odpowiedział: „My się przygotowujemy do wojny”.
Nowoczesność kontra przestarzałe mapy
Na zajęciach z orientacji terenowej wciąż królują papierowe mapy, mimo że front działa na smartfonach i tabletach. „Nie użyłem papierowej mapy ani razu przez 3,5 roku walk” – mówi BBC operator dronów „Kastet”, który po tygodniu szkolenia w Polsce chciał wracać na własną rękę.
Ćwiczenia z taktyki też często wyglądają jak sceny z lat 90. szturm okopów pojazdami, brak kamuflażu, ignorowanie zagrożenia z powietrza. Tymczasem prawdziwa wojna to maskowanie, pieszczotliwe podejście do szczegółów i nieustanne ukrywanie się przed czujnym okiem rosyjskich dronów.
„Bezpieczny poligon” – plus, który trudno przecenić
Mimo zastrzeżeń, ukraińscy żołnierze doceniają jedno: szkolenie odbywa się w bezpiecznym środowisku. Bez ryzyka ataku, bez zagrożenia życia. „To ogromna wartość – móc przygotowywać ludzi w spokoju” – mówi dowódca o pseudonimie „W18”. W Polsce uczą się też obsługi zachodniego sprzętu: amerykańskich „Bradleyów”, polskich „Krabów”, czołgów czy artylerii. Tego rodzaju szkolenie – nawet jeśli nie idealne – pozostaje niezbędne, by korzystać ze sprzętu efektywnie na froncie.
Kto odpowiada za przestarzałe programy?
Zarówno Polska, jak i Ukraina, twierdzą, że drony są częścią programu. Ale szczegółów nikt nie ujawnia. Na pytania BBC MON w Polsce deklaruje, że żadne oficjalne skargi od strony ukraińskiej nie wpłynęły. Tymczasem żołnierze mówią o „starszym dowództwie”, które przygotowuje raporty, oderwane od realiów, w jakich działają bojowe jednostki.
Oficjalnie, to Ukraina przygotowuje programy szkoleń, a Polska zapewnia logistykę. W praktyce jednak brakuje ludzi z doświadczeniem, którzy potrafiliby przełożyć realia frontu na treści szkoleniowe. Czasem instruktorzy bez doświadczenia próbują uczyć weteranów i nie są słuchani. Zmiany jednak postepują na początku października 2025 r. w Polsce otwarto pierwszy poligon dronów „Jomsborg”, sfinansowany przez Norwegię. Tam ukraińscy operatorzy dronów mają szkolić Polaków.
Źródło: forsal.pl












Dodaj komentarz