Tegoroczna edycja tzw. kursów generalskich bije rekordy kontrowersji. Liczba słuchaczy sięgnęła 52 osób, co budzi obawy o nadprodukcję generałów w polskiej armii. Na kurs trafili m.in. oficerowie bez doświadczenia liniowego, zastępcy dyrektorów departamentów Ministerstwa Obrony Narodowej, asystenci wiceministrów, rzecznicy prasowi, szefowie sekretariatów. Po raz pierwszy w historii na kursie są też dwie panie podpułkownik, co jest nie tylko nadużyciem, ale też złamaniem prawa. Kandydaci nie są weryfikowani pod kątem sprawności fizycznej, wieku, a minister może włączyć do grupy dowolne kandydatury. To wszystko dzieje się przy braku miejsc dla doświadczonych, liniowych dowódców.
Kursy generalskie to potoczna nazwa podyplomowych studiów polityki obronnej (PSPO) organizowanych przez Akademię Sztuki Wojennej (ASzWoj) w Warszawie. Do niedawna uważane były za najbardziej prestiżowe i najwyższe rangą studia wojskowe w kraju. Ich ukończenie jest warunkiem otrzymania awansu na stopień generała.
„Kursy zbierania wiśni Antoniego Macierewicza”
Studia te przestały być jednak elitarne, kiedy Antoni Macierewicz w 2016 r. zdecydował, że kandydaci do najwyższych stopni wojskowych będą kształceni w trybie zaocznym. Wcześniej takie kursy były stacjonarne i trwały niespełna rok. W programie były wykłady, seminaria prowadzone przez ekspertów, gry strategiczne i wojenne, ćwiczenia, wyjazdy studyjne m.in. do NATO.
Wraz z reformą Macierewicza nie tylko zmienił się tryb kursów generalskich, lecz również znacząco został okrojony ich program. Wojsko szybko ochrzciło je „kursami zbierania wiśni”.
W 2018 r. ministrem obrony został Mariusz Błaszczak i zapowiedział, że kursy generalskie wrócą na stare tory. Nic z tych obietnic jednak nie wyszło. Przyszli generałowie nadal byli kształceni w niestacjonarnym trybie. Z roku na rok szef MON wysyłał też coraz więcej kandydatów na te studia, by w ostatnim roku swojego urzędowania liczba słuchaczy kursu wyniosła już 39 oficerów. To dość mocno zaszokowało wojskowych, ponieważ wcześniej liczba studentów na kursach generalskich zwykle nie przekraczała 20 osób.
Władysław Kosiniak-Kamysz nic już nie obiecywał w sprawie kształcenia przyszłych generałów. Zatwierdził to, co zostawili po sobie poprzednicy. Studia generalskie nadal więc są organizowane w trybie niestacjonarnym. W pierwszym roku urzędowania minister Kosiniak-Kamysz, podobnie jak wcześniej minister Błaszczak, wysłał na te studia aż 39 oficerów.
SKW zdejmuje kandydata na generała
Jednak to, co dzieje się obecnie, przebiło wszystkie wybryki poprzedników obecnego szefa MON.
Źródło:onet.pl












Dodaj komentarz