
Ale mielibyśmy rozwalić koalicję? – odpowiada minister Marcin Kulasek, kiedy przypominamy, że wzrost nakładów na naukę jest zapisany w umowie koalicyjnej, a tymczasem budżet dla badaczy stoi w miejscu. – Mam nadzieję, że skoro premier Donald Tusk i minister Andrzej Domański dwukrotnie zapewniali, że będzie więcej pieniędzy na naukę, to uda nam się wypracować rozwiązania – dodaje.
- Jeśli chodzi o finansowanie nauki, minister Marcin Kulasek w rozmowie z WNP przyznaje, że budżet na rok 2026 jest niesatysfakcjonujący, ale szuka nowych źródeł finansowania – m.in. 1 proc. z budżetu MON, CIT czy wsparcia spółek Skarbu Państwa.
- Młodzi naukowcy odchodzą do biznesu, bo asystent zarabia tylko nieznacznie więcej niż najniższa krajowa; planowana reforma ma powiązać wynagrodzenia i stypendia z pensją minimalną.
- Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego szykuje nową ewaluację, federalizację uczelni i ograniczenie władzy rektorów, aby zwiększyć przejrzystość i konkurencyjność polskiej nauki.
Czy ktoś by zauważył, gdyby w rządzie nie było ministra nauki?
– Środowisko by zauważyło.
Nie udało się panu załatwić dla środowiska zwiększenia budżetu, to może jednak wszystko jedno.
– Nie udało się, ale budżet naszego resortu nie został też obcięty. Edukacja, kultura czy sport mają mniej niż w ubiegłym roku, a my mamy 102 proc.
Nauka miała być jednym z priorytetów rządu.
– Rzeczywiście, minister Domański zapowiadał to w lutym na Giełdzie Papierów Wartościowych. Przyznaję, że budżet nie jest dla nas satysfakcjonujący, ale równocześnie mamy zagrożenie deficytem budżetowym.
Bezpieczeństwo jako wymówka dla zabetonowania budżetu na naukę
Czy pałac Saski to jest bezpieczeństwo? Czy TVP w likwidacji to jest bezpieczeństwo? Na to znajdują się środki w budżecie.
– W czasie konferencji inaugurującej trasę Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego minister Domański zapewnił dziennikarzy, że w trakcie roku pojawią się dodatkowe pieniądze. Wspólnie z instytucjami przedstawicielskimi, takimi jak Konferencja Rektorów Akademickich Szkół Polskich czy Rada Główna Szkolnictwa Wyższego, przygotowaliśmy już kilka pomysłów, skąd te środki pozyskać i jak je najlepiej wykorzystać. Poinformowałem o tym ministra Domańskiego, wskazując możliwe źródła finansowania
I gdzie pan może je znaleźć?
– Pierwsza sprawa – 1 proc. budżetu MON. To są 2 mld złotych, a ja wnioskowałem do ministra finansów o zwiększenie nakładów na naukę o niecałe 4 mld.
Jak pan zmusi MON, żeby przekazał pieniądze?
– Do niczego MON-u nie będę zmuszał. W tej sprawie podejmę rozmowy z wicepremierem Kosiniakiem-Kamyszem. Od dawna przekonuję, że nie da się rozdzielić zagadnień związanych z bezpieczeństwem od rozwoju i badań naukowych. I wiem, że podobny pogląd podziela minister obrony narodowej.
Co chciałby pan finansować z budżetu MON? Resort obrony nie sfinansuje pensji obsługi technicznej w instytutach PAN.
– Jak już wspomniałem, te pieniądze musiałyby zostać przeznaczone na badania związane z obronnością. Ale gdybyśmy je pozyskali, to w naszym budżecie moglibyśmy przesunąć część środków na inne potrzeby. Wszyscy wiemy, że potrzeb w nauce i szkolnictwie mamy naprawdę dużo, a ja bardzo się staram, żeby na jak najwięcej z nich wystarczyło pieniędzy.
Ale z jakiego konkretnie celu na jaki by pan przesuwał?
– Mając dodatkowe pieniądze na prowadzenie badań, można cały budżet ministerstwa konstruować inaczej. Dodatkowe pieniądze na badania to natychmiast więcej pieniędzy na realizację innych potrzeb, jak na przykład wsparcie instytutów naukowych, rozwój infrastruktury, akademiki…
Ale spójrzmy szerzej – dlaczego tylko MON miałby mieć taki zapis? A gdyby każdy resort przeznaczał 1 proc. swojego budżetu na naukę? Na przykład Państwowy Instytut Weterynarii co roku zwraca się do mnie o wsparcie finansowe. Dlaczego nie mógłby być w większym stopniu finansowany przez resort rolnictwa?
Albo pomysł międzyresortowego okrągłego stołu i uzgodnienia pozyskania z każdego resortu dofinansowania na obszary nauki związane bezpośrednio z właściwością danego resortu. Ale wprowadzenie takiego rozwiązania wymaga współpracy z ministrem Domańskim i Ministerstwem Finansów.
Na poziomie jakiego aktu prawnego trzeba by dokonać tego zapisu?
– Aktualnie jest to przedmiotem analiz i rozmów. To jest pomysł, który wybrzmiał na wyjazdowym posiedzeniu prezydium KRASP w Lublinie – to świeża inicjatywa.
Innym źródłem finansowania mogłyby być obligacje. Jest też Fundusz Nauki Polskiej przy BGK, utworzony przez naszych poprzedników. Obecnie dysponuje relatywnie niewielkimi środkami przekazanymi z chwilą utworzenia, ale można go zasilić, np. przeznaczając 1 proc. z wpływów z CIT. Rozmawiałem też z ministrem aktywów państwowych o tym, czy spółki Skarbu Państwa, takie jak Orlen, PGNiG czy KGHM, nie mogłyby wspierać nauki polskiej w podobny sposób jak wspierają np. sport.
I co powiedział Wojciech Balczun?
– Wspólnie uznaliśmy, że trzeba się nad tym zastanowić i opracować rozwiązania i mechanizmy, które uruchomiają takie wsparcie.
Jesteśmy na początku drogi, bo dopiero teraz wiemy, jaki mamy budżet. Natomiast mam nadzieję, że skoro premier Donald Tusk i minister Andrzej Domański dwukrotnie zapewniali, że będzie więcej pieniędzy na naukę, to uda nam się wypracować rozwiązania.
Chyba jednak spodziewał się pan wcześniej, jaki będzie budżet?
– Spodziewałem się, dlatego wróciłem wcześniej z urlopu, żeby wywalczyć chociaż dodatkowe 120 mln zł. Trzeba było tego przypilnować, bo mamy zapisane 3 proc. podwyżki, także w instytutach PAN, a Ministerstwo Finansów w projekcie budżetu przewidziało na to o 27 mln zł mniej, niż było potrzeba.
Kwestia finansowania nauki jest jednym z zapisów w umowie koalicyjnej. Kiedy Lewica powie: dalej już nie pójdziemy?
– Ale mielibyśmy rozwalić koalicję? To pani sugeruje?
Strony umówiły się na wyższy poziom finansowania. Jeśli strony nie dotrzymują umowy, to co ona jest warta?
– Przypomnę, że w 2024 zwiększyliśmy pensje nauczycieli akademickich o 30 proc. Przekazaliśmy uczelniom 1,5 mld zł obligacji. 500 milionów w obligacjach przekazał Narodowemu Centrum Nauki pan premier. Od grudnia 2023 r. przeznaczyliśmy ponad 450 mln zł na remonty domów studenckich i 255 mln zł na budowę nowych akademików.
Budowa akademików, dzięki działaniom Lewicy, może być realizowana w ramach budownictwa socjalnego, z dopłatą w wysokości nawet 80 proc. wartości projektu. W 2024 roku zwiększyliśmy próg dochodowy stypendiów socjalnych oraz przeznaczyliśmy dodatkowe 178 mln zł na świadczenia, w tym stypendia socjalne, rektorskie i dla osób z niepełnosprawnościami. Dalsze ważne zmiany, na przykład w ewaluacji, cyfryzacji uczelni, przyniesie 2026 rok.
Fatalne płace w nauce. Pomóc ma reforma, która dopiero jest w planie
Tyle że nawet po tej podwyżce asystent na uczelni zarabia jedynie kilka złotych więcej niż najniższa krajowa. Jak to jest możliwe?
– To efekt wieloletnich zaniedbań. Dlatego pracujemy nad nowelizacją ustawy o szkolnictwie wyższym i nauce, która wyeliminuje takie sytuacje. Trzeba powiązać pensję asystenta z wynagrodzeniem minimalnym. Czasy, kiedy pracowano na uczelniach wyłącznie z poczucia misji, dawno się skończyły. Zdaję sobie sprawę z tego, że bez zdecydowanych działań nie zasypiemy luki pokoleniowej. Młodzi ludzie będą odchodzić z uczelni do biznesu, gdzie od razu mogą zarobić trzy razy więcej i spokojnie zakładać rodziny.
Widzimy że studenci coraz częściej zaczynają rezygnować ze studiów, bo uważają, że studia nie gwarantują dobrych zarobków. Próbujemy to zjawisko zbadać, aby mu przeciwdziałać.
Wydajecie na to 300 milionów złotych. Jaki to ma przynieść efekt?
Może trzeba po prostu zamykać słabe kierunki?
– Patrzymy na to szerzej. Mówimy o łączeniu uczelni czy federalizacji. Zachęcamy do tego i chcemy, żeby zapisy w nowelizacji ustawy premiowały takie rozwiązania. Według naszych wyliczeń za półtora roku drastycznie spadnie liczba studentów.
Federalizacja jednak to nie likwidowanie uczelni, ale zwiększanie ich potencjału naukowego, badawczego oraz możliwość prowadzenia wspólnie nowych kierunków. Mam nadzieję, że takie federacje tworzone przez równorzędne podmioty będę miały siłę konkurować z uczelniami w Europie i na świecie.
Wspomniał pan o nowej ustawie o szkolnictwie wyższym. Resort szykuje reformę?
– Rozpoczęliśmy prace nad nowelizacją. Wcześniej w priorytetach była nowa ewaluacja i ustawa o Polskiej Akademii Nauk. 30 września kończymy prace zespołu pod przewodnictwem ministry Karoliny Zioło-Pużuk, który pracował nad nowym modelem ewaluacji i niedługo przedstawimy nasze propozycje. Mam sygnały, że środowisko jest zadowolone z tego, w którym kierunku idziemy – ewaluacja ma być ekspercka, w oparciu o dane, zejdziemy z umownej grantozy i punktozy.
Najważniejsza będzie jakość. I ważna zmiana: chcemy obok znanej oceny w dyscyplinach, ale na nowych zasadach oczywiście, zaproponować elementy oceny instytucjonalnej. To też realizacja postulatu środowiska. Dla mnie szczególnie ważne jest, że w nowej ewaluacji dostrzeżemy różnicę między pracą pracowników naukowych oraz tych, którzy zajmują się i nauką, i dydaktyką.
Jak będzie mierzona jakość?
– Nie chcę uprzedzać faktów, dopóki nie zostanie to w pełni dopracowane. Wkrótce przedstawimy szczegóły. Pracami nad nową ewaluacją zajmuje się ministra Karolina Zioło-Pużuk.
A kiedy chce pan zaprezentować nowelizację prawa o szkolnictwie wyższym?
– Myślimy o końcu kadencji. Do MNiSW wpłynęło już ponad 300 poprawek. Obecnie są analizowane przez powołany zespół, z którym współpracuje wiceminister Maria Mrówczyńska.
Zbyt duża władza w rękach rektorów. Czas na ograniczenia?
Jaka jest pana wizja reformy nauki?
– Przede wszystkim uważam, że trzeba wrócić do podstaw. W mojej ocenie dziś zbyt duża władza jest w rękach rektorów. Trzeba ją ograniczyć. Uważam, że trzeba przywrócić częściową władzę kontrolną np. senatowi, bo rady uczelni nie do końca się sprawdziły. Tam, gdzie rektor potrafił sobie je podporządkować, stały się organami pozornie kontrolnymi, które w praktyce akceptują wszystkie jego decyzje. Więc trudno to nazwać kontrolą.
Ale to tylko jedna z propozycji zmian, część z nich dotyczy procedur zgłaszania zachowań niepożądanych, komisji antymobbingowych. Te zmiany to nasze plany na kolejny rok.
Luksusowa limuzyna jest symbolem statusu rektora w Polsce?
– Takie i podobne zachowanie oceniam nagannie.
W opisanej przez Onet sprawie limuzyny rektora z Bydgoszczy podpisał pan protokół, który stwierdzał, że wszystko jest ok. Wiceminister Marek Gzik mówił z kolei publicznie, że taki zbytek jest nieakceptowalny.
– Formalnie wszystko odbyło się zgodnie z literą prawa. Ale to nie oznacza, że pochwalam takie działania, wprost przeciwnie, oceniam je jako nieetyczne.
Czy po tej reformie, którą pan planuje, doktoranci zaczną zarabiać lepsze pieniądze, a nie tak jak dzisiaj, 3,5 tys. zł?
– Doktoranci zgłosili konkretne postulaty zmian. W moim idealnym świecie chciałbym, aby ich stypendia były powiązane z wielokrotnością najniższej krajowej. Ale to musi być decyzja całego rządu, bo nawet jeśli wpiszemy takie rozwiązanie do nowelizacji ustawy, a minister finansów go nie zaakceptuje, to pozostanie ono tylko na papierze.
Ale rozmawiamy i szukamy porozumienia. Doktoranci to dla mnie, oczywiście, bardzo ważna grupa, gdyż to oni będą kształtować naukę w przyszłości.
Wie pan, jaka dziś pomoc przysługuje doktorantce, która zajdzie w ciążę? Żadna. Czy ta ustawa to zmieni? A może jest szansa na, żeby zmienić to wcześniej?
– Nie zgadzam się z tym stwierdzeniem. Już teraz doktoranci mogą zawiesić kształcenie z tytułu rodzicielstwa i w tym czasie otrzymują stypendium, którego wysokość obliczania jest jak dla zasiłku macierzyńskiego. Co więcej, w pełni chcemy zadbać o zabezpieczenie socjalne doktorantów i w procesie legislacyjnym jest już procedowany projekt ustawy wprowadzający dla doktorantów obowiązkową składkę chorobową.
Po wprowadzeniu tych przepisów doktoranci zostaną objęci pełnym systemem zabezpieczenia społecznego. Obecnie rozpatrujemy uwagi, które wpłynęły do nas w procesie konsultacji publicznych.
Podsumowując, już teraz doktorantki mają dużo większe wspieracie w porównaniu do wcześniejszych studiów doktoranckich, a po wprowadzeniu proponowanych przez nas zmian to wsparcie będzie kompletne.
Czas zwijać polską naukę? Według ministra zabraknie na statek badawczy i prąd
Czy jest pan zwolennikiem systemu grantowego w wydaniu Narodowego Centrum Nauki?
– W wydaniu NCN – tak.
Dlaczego w takim razie NCN nie dostał więcej pieniędzy w budżecie? Apeluje o 400 mln, żeby podnieść współczynnik sukcesu.
– Bo nie dostaliśmy więcej środków z budżetu. Wiem, że z takimi postulatami zwracają się do nas badacze, tylko na końcu jest Ministerstwo Finansów.
Takie działania powodują marazm. Prof. Sankowski policzył, że od 20 lat nakłady na naukę jako procent PKB spadają. Może więc pora po prostu zastanowić się, jak zwijać ten sektor? Na czym oszczędzić, czego robić mniej?
– Tylko że dziś jesteśmy w ekstraordynaryjnej sytuacji, bo nie mieliśmy wcześniej wojny, bezpośredniego zagrożenia w postaci spadających dronów wysyłanych przez Rosję.
Ale sam pan napisał panu ministrowi Domańskiemu, na jakie projekty zabraknie pieniędzy. Więc z czego zrezygnować – ze statku Oceania? A może ze 120 mln na utrzymanie superkomputera na AGH? Jak rozumiem, w takim jesteśmy momencie.
– Użyłem tych przykładów po to, by obrazowo pokazać w Ministerstwie Finansów, co w praktyce oznaczają „niewielkie” środki, które nam przyznano. Chciałem, żeby urzędnicy ministra Domańskiego dobrze zrozumieli konsekwencje. Dziś w całym rządzie jest już świadomość, że te pieniądze muszą się znaleźć. To, że nie ma ich w tej chwili, nie oznacza, że nie pojawią się w 2026 roku.
Ale jak można planować politykę kadrową, badania, inwestycje albo utrzymanie infrastruktury w takich warunkach?
– Uczelnie mają możliwość korzystania z obligacji i to jest element pewnego zabezpieczenia, który pozwala im funkcjonować do momentu, gdy pojawią się dodatkowe środki i nastąpią przesunięcia w budżecie.
Zamiast stabilnego finansowania mamy obietnicę, że może w październiku się coś znajdzie.
– Mam nadzieję, że szybciej, bo w październiku wydatkowanie takich środków jest już trudne.
Brakuje całościowej, sensownej reformy finansowania tego systemu.
– To prawda, ale jako człowiek odpowiedzialny i myślący w kategoriach państwowych wiem, że dopóki trwa wojna, będziemy przeznaczać coraz więcej środków – docelowo nawet 5 proc. PKB – na obronność i bezpieczeństwo.
Nawet w ramach tego, czym pan dysponuje, można dokonać przesunięć.
– Cały czas staramy się jak najlepiej zarządzać środkami, którymi dysponujemy, jednak problemem jest ich niewystarczająca ilość – nie są w stanie pokryć wszystkich wartościowych i zasługujących na wsparcie inicjatyw. W poprzednich latach pod koniec roku udawało się wygospodarować oszczędności, które przekazywaliśmy uczelniom i instytutom naukowym.
Wielu rektorów nie ma interesu w tym, by się to zmieniło. A pan proponuje, by środowisko samo naprawiało ustawę. O leksusach będą decydować ci, którzy je kupili.
– Decyzję oczywiście podejmiemy w resorcie, ale nie może być tak jak za poprzedników, kiedy minister Czarnek arbitralnie wskazywał, jak ma być. Zmiany są konsultowane też z doktorantami, z członkami Parlamentu Studentów.
Dużo mówimy o tym, na co pana nie stać. Skąd jest pomysł, żeby finansować odbudowę nauki na Ukrainie, kiedy nasze rodzime badania brakuje pieniędzy?
– To był pomysł wiceministra Andrzeja Szeptyckiego, nie był ze mną przedyskutowany. Więc to pytanie należy kierować do niego.
Przeciwników pomysłu przedstawił na grafice jako rosyjskich trolli.
– Rozmawiałem już z nim o tym. Jednak podkreślam, każdy z wiceministrów bierze odpowiedzialność za swoje słowa i za to, co publikuje. I nie uzgadnia tego z resortem.
Czy minister Szeptycki jest do dymisji?
– Nic mi o tym nie wiadomo.
Dodaj komentarz