
Na polu golfowym Donalda Trumpa na obrzeżach małego szkockiego miasteczka Turnberry okazało się, jak zdesperowana jest Europa. Tydzień temu prezydent USA negocjował tam nowe cła z Ursulą von der Leyen. W eleganckim domu klubowym — wśród stiuków, żyrandoli, grubych dywanów — szefowa Komisji Europejskiej zgodziła się na porozumienie, które przez wielu zostało określone później jako akt kapitulacji: obniżenie prawie wszystkich europejskich ceł do zera, podniesienie amerykańskich ceł do 15 proc.
To był dziwaczny wieczór. Podczas występu z von der Leyen Trump zatracił się w monologach. Zganił Europę („zakazują nam sprzedaży samochodów”), turbiny wiatrowe („doprowadzają wieloryby do szaleństwa i wyrzucają je na wybrzeża”) i swojego poprzednika Joego Bidena („Ameryka była martwa pod jego rządami”). Nic z tego nie było prawdą, ale von der Leyen słuchała cierpliwie, uśmiechała się od czasu do czasu, a nawet chwaliła Trumpa jako „uczciwego dealmakera”.
Ostatecznie szefowa najpotężniejszej europejskiej instytucji ugięła się pod wszystkimi jego żądaniami. Nawet Brytyjczycy — wyśmiewani przez wielu urzędników Komisji, gdy wiosną zaakceptowali 10-procentową taryfę — są teraz w lepszej sytuacji niż UE. Dlaczego von der Leyen zgodziła się na coś takiego? Jeden z głównych powodów jest rzadko omawiany publicznie. Ma on niewiele wspólnego z handlem i wiele wspólnego ze strachem przed wojną.
Brukselscy urzędnicy mówią za zamkniętymi drzwiami, że jeśli Trump nie otrzyma tego, czego chce, może zostawić Europę samą w przypadku rosyjskiego ataku. Kontynent z trudem może się bronić i nadal jest zależny od pomocy Waszyngtonu, samolotów, bomb i pocisków „made in USA”. Ekonomiści i politycy proponują zatem coś nowego: bank obronny. Duża wspólna instytucja finansowa, która sfinansuje rozwój i zakup broni. Tak, aby nie powtórzyła się hańba z Turnberry.
— To jasne, że Europa musi się dozbroić, ale jak dotąd nie ma na to pieniędzy — mówi niemiecki ekonomista Said Werner. Jest on konsultantem projektu i prowadzi badania w MIT Sloan School of Management w stanie Massachusetts. Wyjaśnia, że taki bank prawdopodobnie mógłby zostać uruchomiony w ciągu 20 miesięcy i podobnie jak Bank Światowy mógłby przyjmować członków z całego świata, w tym z państw UE, Wielkiej Brytanii, Kanady, Australii, Korei Południowej i Japonii. — Każdego — mówi Werner — kto podziela nasze wartości.
Pytanie brzmi, w jaki sposób Europa może finansować bezpieczeństwo i suwerenność. Kontynent chce się zbroić na ewentualną wojnę z Rosją i dąży do większej niezależności od Ameryki. UE powoli przekształca się z rynku i strefy wolnego handlu w unię wojskową. A za to trzeba jakoś zapłacić.
Pytania bez prostych odpowiedzi
Jednak żadna z obecnie omawianych opcji nie wydaje się realistyczna. Euroobligacje, czyli wspólny dług? Niemcy są temu przeciwne z obawy przed koniecznością przejęcia odpowiedzialności za słabsze gospodarczo państwa, takie jak Włochy czy Grecja. Wyższe krajowe wydatki wojskowe? To niemożliwe w czasach napiętych budżetów publicznych.
Istnieje również unijny program o nazwie SAFE, skrót od „Security Action for Europe”. Idea programu polega na tym, że Komisja zaciąga pożyczki i przekazuje je europejskim rządom po korzystnych stawkach. W tym tygodniu 18 państw wyraziło zainteresowanie programem. Jednak budżet programu wynosi tylko 150 mld euro [ok. 550 mld zł], co zdaniem wielu ekspertów jest zbyt małą kwotą.
Według analizy przeprowadzonej przez brukselski think tank Bruegel i Kiloński Instytut Gospodarki Światowej, aby UE była w stanie bronić się przed Rosją bez wsparcia USA, co roku potrzebne byłoby dodatkowe 250 mld euro [ok. 1,7 bln zł]. Zdaniem ekspertów konieczne byłoby rozmieszczenie 50 brygad liczących 300 tys. żołnierzy i 3400 nowych czołgów, co przekroczyłoby obecne zapasy wszystkich głównych sił zbrojnych na kontynencie.
Czy zatem światowy bank obronny jest rozwiązaniem? Wielu tak to widzi. Wizja ta nabiera politycznego rozpędu, choć wciąż w dużej mierze jest niezauważana przez opinię publiczną. Eksperci mówią o banku DSR, czyli Defence, Security and Resilience [obrona, bezpieczeństwo i odporność]. Jego pomysłodawcą jest Rob Murray, były brytyjski oficer i wysoki rangą urzędnik NATO.
Europosłowie niedawno omówili tę koncepcję i przyjęli opinię na jej temat. „Parlament Europejski”, czytamy w niej, „wzywa państwa członkowskie do wsparcia ustanowienia banku obrony, bezpieczeństwa i odporności”. Powinien on działać jako „wielostronna instytucja finansowa i udzielać długoterminowych pożyczek o korzystnym oprocentowaniu w celu wspierania kluczowych priorytetów bezpieczeństwa narodowego”.
Grupa zadaniowa w Wielkiej Brytanii pod przewodnictwem sekretarza obrony Johna Healeya i kanclerz skarbu Rachel Reeves również zaleciła utworzenie banku DSR. Grupa ta napisała w raporcie, że Londyn powinien odgrywać centralną rolę i stać się „wiodącą globalną lokalizacją dla inwestycji obronnych”. Poseł Partii Pracy Luke Charters powiedział: — Globalny bank obronny mógłby być najbardziej znaczącym środkiem dla naszego zbiorowego bezpieczeństwa od prawie 80 lat.
Pomysł ten miał być już kilkakrotnie omawiany na spotkaniach urzędników i ministrów z 27 państw członkowskich UE. Jeśli się powiedzie, powstanie nowa globalna organizacja finansowa. Istnieje już wiele innych, takich jak Bank Światowy, który walczy z ubóstwem, Europejski Bank Inwestycyjny, który finansuje ochronę klimatu i infrastrukturę oraz Międzynarodowy Fundusz Walutowy, który pomaga rządom w trudnej sytuacji finansowej. Instytucja o akronimie DSR byłaby odpowiedzialna za to, czego wszyscy inni wolą unikać: granaty, miny, czołgi, drony, łodzie podwodne.
Czy uda się wznieść ponad partykularne interesy?
Jak dokładnie będzie działał bank? Jego członkowie — tacy jak Niemcy, Wielka Brytania i Włochy — przekazują pieniądze. Bank wykorzystuje te depozyty do pozyskiwania kapitału po korzystnych stopach procentowych za pomocą dźwigni finansowej. W ten sposób powstaje duża pula. Można ją wykorzystać do udzielania pożyczek krajom, które normalnie musiałyby płacić wysokie odsetki, ponieważ ich rating kredytowy uchodzi za słaby. Ważną rzeczą jest to, że każdy kraj obsługuje tylko swoje własne długi, nikt nie jest odpowiedzialny za innych. — Siła finansowa Europy — mówi Werner — może zostać połączona bez nadmiernego obciążania budżetów krajowych lub uwspólnotowienia ryzyka.
Istniejące instrumenty UE — takie jak SAFE — są przeznaczone na sytuacje kryzysowe. Bruksela musi je koordynować z 27 rządami i zazwyczaj tworzy je w pośpiechu. Z drugiej strony, DSR Bank jest przeznaczony do stałego finansowania obrony. Bez ciągłych sporów politycznych i bez względu na letnie nastawienie gospodarki. Tylko w ten sposób, mówią zwolennicy, armie mogą planować długoterminowo.
Choć pomysł brzmi dobrze, rodzi pytania. Etyczne, polityczne i ekonomiczne. Czy bank DSR może uruchomić spiralę zbrojeń i skusić państwa do zaniedbania innych obszarów, takich jak edukacja, ochrona klimatu czy cyfryzacja? I kto decyduje o tym, która broń jest gdzie kupowana? Według ekspertów całość będzie działać tylko wtedy, gdy zamówienia będą odbywać się bez preferencji krajowych. Czy jest to realne?
— Porzucenie protekcjonizmu obronnego byłoby pożądane, ale wydaje się mało prawdopodobne — mówi Paul Taylor z brukselskiego think tanku European Policy Centre. Uważa on, że kraje z dużym przemysłem obronnym raczej nie będą skłonne do takiego kroku. Np. Francja zawsze nalega, by państwa członkowskie kupowały broń w Europie — najlepiej od Dassault, Thalesa lub Nextera.
Co więcej, nie wszystkie kraje będą entuzjastycznie nastawione do banku broni. Rządy Austrii i Irlandii prowadzą politykę neutralności i wyrażają zakulisowe zastrzeżenia. Trudno będzie również przekonać Węgry. Premier Viktor Orban wielokrotnie wypowiadał się przeciwko środkom, które mogłyby zaszkodzić Rosji.
Co teraz? Po wakacyjnej przerwie szefowie państw i rządów Europy chcą przedyskutować, jakie środki mogą podjąć, aby osiągnąć niedawno uzgodniony nowy cel NATO, jakim jest przeznaczanie 5 proc. PKB na obronność. Według rozmówców w kręgach unijnych temat banku obrony prawdopodobnie odegra w tym ważną rolę.
Dodaj komentarz