
Bogate kraje Zachodu muszą wreszcie oddzielić azyl od migracji zarobkowej. Nadeszła pora, aby zbudować nowy i lepszy system, który pozwoli zarówno na rozwój, jak i bezpieczeństwo granic.
Dotychczasowa polityka migracyjna powstała przypadkowo. Konwencja Genewska (konwencja dotycząca statusu uchodźców sporządzona w Genewie 28 lipca 1951 r. – red.) – czyli kluczowy dokument prawny dotyczący ochrony uchodźców, przyjęty podczas konferencji ONZ – odnosiła się tylko do Europy, mając na celu ochronę uciekinierów z reżimów komunistycznych przed odsyłaniem ich z powrotem do krajów pochodzenia.
W myśl konwencji każdy zmuszony do ucieczki z powodu „uzasadnionej obawy” przed prześladowaniami musi mieć zapewnione schronienie i nie może być odsyłany z powrotem w obliczu niebezpieczeństwa (zasada non-refoulement). W 1967 r. traktat został rozszerzony na resztę świata.
Choć większość krajów go podpisała, coraz mniej z nich go przestrzega. Chiny przyjmują mniej uchodźców niż maleńkie Lesotho, odsyłając Koreańczyków z Północy do domu, co w większości przypadków oznacza gułag. Prezydent USA Donald Trump zlikwidował w Ameryce prawo do azylu dla niemal wszystkich grup – z wyjątkiem białych mieszkańców RPA. Jakby tego było mało, republikanin planuje również wydać więcej środków na deportację nielegalnych imigrantów niż inne kraje na obronność.
Postawa Zachodu robi się coraz twardsza. W Europie socjaldemokraci i prawicowi populiści zgadzają się ze sobą.
Prawo do azylu to przeżytek
System nie działa. Zaprojektowany dla powojennej Europy, nie pasuje do świata mnożących się konfliktów, tanich podróży i ogromnych dysproporcji w wynagrodzeniach. Około 900 milionów ludzi chciałoby wyemigrować na stałe, a ponieważ dla obywatela biednego kraju prawie niemożliwe jest legalne przeniesienie się do państwa bogatego, wielu z nich migruje bez pozwolenia.
W ciągu ostatnich dwóch dekad wiele osób odkryło, że azyl działa niczym boczna furtka. Zamiast przekraczać granicę ukradkiem, jak w przeszłości, podchodzą do strażnika granicznego i proszą o azyl, wiedząc, że rozpatrzenie wniosku zajmie lata – a w międzyczasie mogą zniknąć z pola widzenia i znaleźć pracę.
Wszystkie te osoby mają prawo szukać bezpieczeństwa, ale „bezpieczeństwo” nie musi oznaczać dostępu do rynku pracy w bogatym kraju.
Wyborcy mają słuszne przeświadczenie, że system został oszukany. Większość wniosków o azyl w Unii Europejskiej jest obecnie odrzucana. Strach przed chaosem na granicach dodał populizmowi skrzydeł – począwszy od brexitu, po zwycięstwo Donalda Trumpa – i zatruł debatę na temat legalnej migracji.
Aby stworzyć system, który zapewni bezpieczeństwo tym, którzy go potrzebują, zapewniając jednocześnie rozsądny przepływ migrantów zarobkowych, rządzący muszą oddzielić jedno od drugiego.
Pod koniec 2024 r. około 123 mln osób zostało zmuszonych do przesiedlenia w wyniku konfliktu, katastrofy lub prześladowań, co stanowi trzykrotnie większą liczbę niż w 2010 r. Częściowo wynika to z faktu, że wojny trwają obecnie dłużej.
Wszystkie te osoby mają prawo szukać bezpieczeństwa, ale „bezpieczeństwo” nie musi oznaczać dostępu do rynku pracy w bogatym kraju. Przesiedlenia do krajów bogatych nigdy nie będą stanowić większej części rozwiązania tego problemu. W 2023 r. kraje OECD otrzymały 2,7 mln wniosków o azyl – to rekordowa liczba, a zarazem niewielka w porównaniu z rozmiarem problemu.
Jak rozwiązać problem kryzysu migracyjnego?
Najbardziej pragmatycznym podejściem byłoby zaoferowanie schronienia w pobliżu miejsca pochodzenia większej liczbie uchodźców. Zazwyczaj oznacza to schronienie w najbliższym bezpiecznym kraju lub bloku regionalnym, w którym się znajdą. Uchodźcy, którzy podróżują na krótszych dystansach, mają wówczas większe szanse na powrót do domu. Jest również bardziej prawdopodobne, że zostaną dobrze przyjęci przez swoich gospodarzy, którzy są im bliscy kulturowo i mają świadomość, że ich goście szukają pierwszego dostępnego schronienia przed ścigającą ich katastrofą.
To dlatego właśnie Polacy tak chętnie przyjęli Ukraińców, Turcy okazali swoją hojność Syryjczykom, a Czadyjczycy Sudańczykom.
Wrażliwi mieszkańcy Zachodu mogą odczuwać potrzebę pomocy uchodźcom, którzy cumują u ich wybrzeży. Ale jeśli podróż ta jest długa, żmudna i kosztowna, to ci, którzy ją podejmują, zwykle nie są w gronie najbardziej zdesperowanych.
Opieka nad uchodźcami w pobliżu kraju ich pochodzenia jest również znacznie tańsza. Agencja ONZ ds. uchodźców (UNHCR – red.) wydaje mniej niż dolara dziennie na każdego uchodźcę w Czadzie.
Biorąc pod uwagę ograniczone budżety, bogate kraje pomogłyby znacznie większej liczbie ludzi, odpowiednio finansując agencje ds. uchodźców – czego obecnie nie robią – niż umieszczając uchodźców w schroniskach pierwszego świata lub opłacając armii prawników, aby ci spierali się o ich prawa.
Zachód powinien również hojnie pomagać krajom przyjmującym uchodźców, zachęcając je do umożliwienia ich gościom utrzymania się poprzez pracę, którą podejmuje coraz więcej z nich.
Uchodźcy czy migranci – kto tak naprawdę przybywa do Europy?
Wrażliwi mieszkańcy Zachodu mogą odczuwać potrzebę pomocy uchodźcom, którzy cumują u ich wybrzeży. Ale jeśli podróż ta jest długa, żmudna i kosztowna, to ci, którzy ją podejmują, zwykle nie są w gronie najbardziej zdesperowanych. To często zdrowi i stosunkowo zamożni mężczyźni.
Uciekinierzy z ogarniętej wojną Syrii, którzy dotarli do sąsiedniej Turcji, stanowili szeroki przekrój społeczeństwa, ale ci, którzy dotarli do Europy, 15 razy częściej posiadali wyższe wykształcenie. Kiedy w latach 2015-16 Niemcy otworzyły swoje drzwi dla Syryjczyków, zainspirowało to milion uchodźców, który już znalazł schronienie w Turcji.
W efekcie te osoby również zapragnęły przenieść się do Europy w poszukiwaniu lepszych perspektyw. Choć wielu z nich zaczęło wieść produktywne życie, nie jest moralnie oczywiste, dlaczego akurat oni zasłużyli na pierwszeństwo przed rzeszami innych, czasem lepiej wykwalifikowanych osób, które z przyjemnością skorzystałyby z tej szansy.
Wyborcy dali jasno do zrozumienia, że chcą wybierać, kogo wpuścić – i nie oznacza to każdego, kto pojawi się u ich granicy, prosząc o azyl. Jeśli bogate kraje chcą powstrzymać takie przyjazdy, muszą zmienić zasady gry.
Migranci, którzy wędrują z bezpiecznego kraju do bogatszego, nie powinni móc ubiegać się o azyl, zaś ci, którzy przybywają, powinni być odsyłani do krajów trzecich na czas rozpatrzenia ich wniosku. Jeśli natomiast rządy chciałyby przyjmować uchodźców z odległych miejsc, mogłyby wybierać ich u źródła – czyli tam, gdzie ONZ rejestruje ich podczas ucieczki ze stref konfliktu.
Gdy stanie się jasne, że przybycie bez zaproszenia nie przynosi żadnych dodatkowych korzyści, liczba osób ubiegających się o azyl gwałtownie spadnie.
Błyskotliwy plan Giorgii Meloni
Niektóre sądy stwierdzą, że narusza to zasadę non-refoulement, ale nie musi tak być, jeśli kraj trzeci jest bezpieczny. Premier Włoch Giorgia Meloni chce wysyłać osoby ubiegające się o azyl do Albanii, gdzie ich sprawy będą rozpatrywane. Z kolei Trump chce kierować migrantów do Sudanu Południowego, który w przeciwieństwie do Albanii nie można uznać za bezpieczny.
Możliwe jest jednak zawarcie porozumień w celu pozyskania współpracy rządów państw trzecich, zwłaszcza jeśli bogate kraje będą działać wspólnie, tak jak zaczyna to robić UE. Gdy stanie się jasne, że przybycie bez zaproszenia nie przynosi żadnych dodatkowych korzyści, liczba osób ubiegających się o azyl gwałtownie spadnie.
Takie rozwiązanie powinno przywrócić porządek na granicach, a tym samym stworzyć przestrzeń polityczną do spokojniejszej dyskusji na temat migracji zarobkowej. Bogate kraje skorzystałyby bowiem na większej liczbie zagranicznych pracowników. Wiele z nich chciałoby również młodych rąk do pracy w gospodarstwach rolnych i domach opieki – jak zauważa Meloni. Uporządkowany napływ talentów sprawiłby, że zarówno kraje przyjmujące, jak i sami migranci zyskaliby finansowo.
Uporanie się z konsekwencjami poprzednich nielegalnych przyjazdów nadal będzie trudne. Prowadzona przez Trumpa polityka masowych deportacji jest zarówno okrutna, jak i kosztowna. O wiele lepiej jest pozwolić tym, którzy już zapuścili korzenie, pozostać, jednocześnie zabezpieczając granicę i zmieniając warunki dla przyszłych przybyszów.
Jeśli liberałowie nie zbudują lepszego systemu, populiści przedstawią gorszą propozycję.
chazarska mafia robi interes na wszystkim co się da. Dopóki handel ludźmi będzie intratnym biznesem to żadne błyskotliwe pomysły niczego nie wskórają. Wywalić NGO-sy finansowane przez Sorosa.