
Ministerstwo Obrony Narodowej kupiło pociski rakietowe powietrze-powietrze dla pozyskanych trzy lata temu bez uzbrojenia samolotów FA-50 z Korei Południowej. W poniedziałek podpisało też umowę na zakup nowych transporterów opancerzonych Rosomak w wersji do ewakuacji medycznej. Obie umowy są warte około 270 milionów złotych.
- Ministerstwo Obrony Narodowej podpisało w poniedziałek dwie umowy – na transportery opancerzone Rosomak w wariancie wozów ewakuacji medycznej oraz na pociski powietrze-powietrze krótkiego zasięgu Sidewinder w wersji przeznaczonej dla kupionych w Korei Południowej samolotów FA-50.
- W sumie Agencja Uzbrojenia MON zamówiła 12 medycznych Rosomaków za około 250 milionów złotych z terminem dostawy do 2028 r.
- W 2028 roku mają zacząć się dostawy pocisków Sidewinder dla samolotów FA-50. Te kosztowały 20 milionów złotych.
W obecności wicepremiera, szefa MON Władysława Kosiniaka-Kamysza (PSL) podpisano w poniedziałek dwie umowy – na zakup pocisków rakietowych powietrze-powietrze AIM-9L Sidewinder dla samolotów FA-50 oraz dostawę 12 kołowych transporterów opancerzonych Rosomak w wersji wozów ewakuacji medycznej (Rosomak WEM).
Jak poinformował szef MON, umowa na Rosomaki jest warta około 250 milionów złotych i przewiduje dostawę 12 wozów, w tym najpierw czterech, a pozostałych w opcji.
Z kolei umowa na pociski AIM-9L Sidewinder jest warta 20 milionów złotych i obejmuje 24 sztuki, czyli po dwa pociski na samolot. Dostawy mają rozpocząć się w roku 2028, ale już niedługo do Polski mają dotrzeć pociski Sidewinder w nieco starszej wersji AIM-9P, które MON wyleasingowało z Korei Południowej.
– Samolot FA-50 wreszcie ma uzbrojenie, wreszcie jest gotowy do działań nie tylko szkolnych, ale również do działań bojowych. Oczywiście po wypełnieniu dwóch kontraktów, które zawarliśmy w ostatnim czasie – powiedział wicepremier Kosianiak-Kamysz.
Kolejne zamówienie na Rosomaki WEM
Wóz ewakuacji medycznej na podwoziu kołowego transportera Rosomak (Rosomak WEM) to jedna z niewielu wersji specjalistycznych, jakich dorobił się Rosomak przez ponad dwie dekady służby w Wojsku Polskim. W tym wariancie pojazd nie ma wieżyczki ani innego uzbrojenia. Dysponuje natomiast głowicą obserwacyjną na podnoszonym maszcie do poszukiwania poszkodowanych. Tylna część kadłuba jest podwyższona, by pomieścić więcej rannych, w tym trzech, który można przewozić w pozycji leżącej.
Rosomak WEM nie jest wersją, którą wojsko zamawiało w masowych ilościach. W latach 2008-11 wojsko odebrało 37 takich pojazdów. Z kolei w roku 2022 Agencja Uzbrojenia zamówiła 29 wozów za ok. 450 milionów złotych brutto. Dostawy z tego kontraktu rozpoczęły się pod koniec 2024 roku i mają potrwać do roku 2026. Patrząc z tej perspektywy, kolejnych 12 Rosomaków WEM zakontraktowanych w poniedziałek to nie jest małe zamówienie, oczywiście pod warunkiem, że umowa zostanie zrealizowana łącznie z opcją.
Szkolne samoloty wreszcie bojowe
MON kupiło też pociski AIM-9L Sidewinder dla pozyskanych z Korei Południowej samolotów FA-50. Ten kontrakt wraz z ogłoszoną w ubiegłym tygodniu umową na leasing pocisków Sidewinder w wersji AIM-9P sprawi, że zakupionych w roku 2022 samolotów wreszcie będzie można używać nie tylko do szkolenia, lecz do zadań bojowych takich jak nadzór przestrzeni powietrznej (ang. air policing).
AIM-9 Sidewinder jest amerykańskim pociskiem rakietowym powietrze-powietrze stanowiącym uzbrojenie samolotów i śmigłowców bojowych. To broń krótkiego zasięgu, do 30-40 kilometrów, a więc do zwalczania celów w zasięgu wzroku pilota. Naprowadza się na źródło ciepła przy pomocy podczerwieni. Jest masowo wykorzystywany zarówno przez amerykańskie lotnictwo wojskowe, jak i siły powietrzne kilkudziesięciu innych państw.
Sidewinder jest w produkcji już przez ponad 70 lat i przez ten czas doczekał się wielu wersji i podwersji. Od pierwszych lat XXI wieku w sprzedaży jest wersja AIM-9X, najnowsza z obecnie produkowanych. To właśnie takie pociski Polska kupiła wraz zamówieniem samolotów wielozadaniowych F-16, a następnie w roku 2012 i 2024 r. zwróciła się do rządu USA o sprzedaż kolejnych, także z myślą o zamówionych w 2020 roku samolotach wielozadaniowych F-35.
Nowy zakup, starsza wersja
Problem jednak w tym, że południowokoreańskie samoloty szkolno-bojowe FA-50 w takim odmianie, w jakiej kupiła je Polska w 2022 roku, nie są zintegrowane z pociskami Sidewinder w wersji AIM-9X, lecz ze starszymi wariantami. Dopiero w ubiegłym tygodniu szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz ogłosił, że została podpisana umowa na leasing pocisków Sidewinder dla FA-50. Wiceminister Paweł Bejda (PSL) poinformował wtedy, że chodzi o wersję AIM-9P. Była ona dostarczana z fabryki do zamawiających od 1978 roku i stanowi rozwinięcie wersji AIM-9J i nieco późniejszej AIM-9N (są na tyle zbliżone, że w specjalistycznej literaturze często spotyka się oznaczenie AIM-9J/N).
Z kolei w poniedziałek MON już nie wyleasingowało, lecz kupiło pociski Sidewinder w wersji AIM-9L. Jej produkcja rozpoczęła się w roku 1977. Debiut bojowy zaliczyła w 1981 roku, gdy amerykańskie i libijskie myśliwce starły się nad Morzem Śródziemnym, a prawdziwą sławę zdobyła rok później podczas wojny falklandzkiej. Wówczas brytyjskie myśliwce okazały się skuteczniejsze od argentyńskich, chociaż jedne i drugie były uzbrojone w amerykańskie Sidewindery. Tyle że lotnictwo Argentyny dysponowało pociskami starszej wersji, które można było naprowadzić na cel, jedynie zajmując pozycję za nim, od strony wylotu rozgrzanych gazów z silnika. Tymczasem samoloty brytyjskie dysponowały AIM-9L, która była pierwszą wersją Sidewindera, która naprowadza się na cel z każdej jego strony. W dodatku pociski w wersji L znacznie częściej trafiały w cel niż starsze wersje Sidewindera.
Jakkolwiek pociski opracowane prawie 50 lat temu nie są najnowszym krzykiem techniki, to trzeba pamiętać, że AIM-9L i zbliżona wersja AIM-9M okazały się bardzo udane (dziś często nie odróżnia się tych dwóch wariantów i pisze się zbiorczo o pociskach AIM-9L/M). Były produkowane przez dwie i pół dekady aż do pojawiania się wersji AIM-9X, a na uzbrojeniu, także lotnictwa amerykańskiego, znajdują się do dziś.
Zakup FA-50
W 2022 roku polskie Ministerstwo Obrony Narodowej zwarło dwie umowy na 48 samolotów FA-50 – 12 egzemplarzy w konfiguracji pomostowej, oznaczonej potem jako FA-50GF (od angielskiego „gap filler”) i 36 w wersji docelowej, znanej jako FA-50PL.
W 2022 roku – po pełnoskalowej napaści Rosji na Ukrainę i wysłaniu na pomoc obrońcom znacznej ilości uzbrojenia prosto z jednostek wojskowych i magazynów w Polsce – polskie MON kupiło w Korei Południowej także czołgi i samobieżne haubice.
Wszystkie zamówienia były podzielone na dwie części – najpierw szybka dostawa już wyprodukowanego uzbrojenia w takiej konfiguracji, jaka już istniała („GF”), potem negocjacje docelowych wersji („PL”) z terminem dostaw odłożonym czasie, na końcu modernizacja egzemplarzy dostarczonych w wersji GF do wersji PL.
Dostawy 12 samolotów FA-50GF, wycenione na 705 mln dolarów, zostały zrealizowane między lipcem a końcem listopada 2023 r. Dostawy 36 FA-50PL, o wartości 2,3 mld dolarów, zgodnie z kontraktem z 2022 roku miały się rozpocząć w roku 2025 i zakończyć do końca 2028 r.
Samoloty bez uzbrojenia
Razem z samolotami FA-50 nie zamówiono uzbrojenia. Większość pocisków rakietowych i bomb, jakie mogą przenosić FA-50, jest bowiem produkcji amerykańskiej. W komunikacie po podpisaniu umowy z września 2022 r. Ministerstwo Obrony Narodowej przekazało, że uzbrojenie FA-50 „stanowi 20-mm działko oraz szeroki zakres podwieszanego uzbrojenia lotniczego, obejmujący pociski rakietowe powietrze-powietrze AIM-9 Sidewinder (…)”. Resort nie wspomniał jednak wówczas, że FA-50GF nie jest zintegrowany z pociskami Sidewinder w wersji AIM-9X, jakiej używają polskie F-16 i F-35.
FA-50GF może używać pocisków AIM-9 w starszych wersjach, ale te nie są już produkowane. Dlatego Agencja Uzbrojenia chciała je pozyskać np. z zapasów sił zbrojnych innych państw. Z wersją AIM-9X ma być zintegrowany dopiero samolot w wersji FA-50PL. Prace w tym zakresie dopiero trwają.
FA-50 to dwuosobowy samolot odrzutowy. Przez MON w 2022 roku był przedstawiany jako „lekki samolot bojowy”. Wywodzi się jednak z maszyny T-50 Golden Eagle, która służy do zaawansowanego szkolenia pilotów samolotów wielozadaniowych takich jak np. F-16 i F-35. To pośredni etap szkolenia, między nauką latania na samolotach turbośmigłowych a przesiadką na docelową maszynę. Szkolny T-50 z czasem doczekał się wersji ze zwiększonymi zdolnościami bojowymi – najpierw TA-50, a następnie FA-50.
T-50 to dzieło firmy Korea Aerospace Industries, która pod koniec lat 90. XX wieku rozpoczęła współpracę z amerykańskim koncernem Lockheed Martin, producentem m.in. samolotów wielozadaniowych F-16. Obie maszyny dzielą część rozwiązań, ale T-50 jest prawie o połowę mniejszy. Po raz pierwszy wzbił się w powietrze w 2002 roku, a trzy lata później został przyjęty do służby w południowokoreańskim lotnictwie.
Dodaj komentarz