Apokalipsa św. Jana pozostaje niedoścignionym wzorem literatury końca świata i została wykorzystana na wszelkie możliwe sposoby w podobnych utworach religijnych, sztuce, popkulturze itd. „Apokalipsa” stała się synonimem dnia zagłady, chociaż po grecku „apokalupto” oznacza „ujawniać”, „odsłaniać”, albo po prostu „objawiać”. Objawia się (lub jest objawiana) rzecz tajemna, ukryta i pozostająca na marginesie głównego nurtu wydarzeń. To co ukryte stanowi jednak zawsze obiekt szczególnego zainteresowania i fascynacji. To obiekt, który ogniskuje uwagę dokładnie dlatego, że pozostaje w ukryciu.
To m.in. dlatego „Objawienie św. Jana” jest od wieków jednym z najczęściej interpretowanych tekstów kultury i byłoby ogromnym błędem wyrażać zdziwienie, że ewangelista znalazł licznych naśladowców. Jednym z nich jest Malachiasz – irlandzki święty, arcybiskup Armagh, któremu oprócz cudów przypisuje się także wizję dotyczącą 112 papieży.
Oczywiście relacji świadków naocznych nie posiadamy, ale według tej przedstawionej w XIX wieku przez Abbé Cucherata, Malachiasz został wezwany do Rzymu w roku pańskim 1139. W czasie pobytu w Mieście Siedmiu Wzgórz irlandzki duchowny miał doznać wizji, którą następnie zapisał jako ciąg fraz. Zapis – jak w przypadku każdego tekstu, który objawia bez ujawniania – jest pełen tajemniczej symboliki, która może być interpretowana w rozmaity sposób. Żeby kronikarskiemu obowiązkowi stało się zadość, należy wspomnieć o tym, że tekst apokryficzny przypisywany Malachiaszowi jest przez wielu uznawany za fałszerstwo.
Malachiasz w swojej rzymskiej wizji miał ujrzeć wszystkich papieży, począwszy od Celestyna II, a skończywszy na ostatnim, opatrzonym numerem 112. Lista Malachiasza kończy się na zwierzchniku Kościoła, który nosi imię Petrus Romanus, czyli Piotr Rzymianin i to o jego pontyfikacie mówi wers, w którym przewiduje się sąd i zniszczenie miasta siedmiu wzgórz.
Żeby powiązać zmarłego papieża Franciszka z „Piotrem Rzymianinem” trzeba dokonać pewnej umysłowej ekwilibrystki, która jednak jest typowa dla podobnych interpretacji przepowiedni sprzed wieków. Wstępując na papieski tron Argentyńczyk Jorge Mario Bergoglio przyjął imię Franciszka na cześć Franciszka z Asyżu.
Franciszek z Asyżu to nikt inny tylko Giovanni di Pietro di Bernardone. Założyciel zakonu franciszkanów nazywał się więc Jan Piotr Bernadone. Badacze apokalipsy doszli do wniosku, że ten ślad, czyli papież Franciszek, przyjmujący imię po Franciszku z Asyżu, który, tak naprawdę nosił imię Piotra – jest wystarczający, by uznać, że coś się święci.
Według tej interpretacji, papież Franciszek miał być ostatnim przywódcą Kościoła. Później już tylko Sąd Ostateczny i ponowne przyjście Mesjasza. Powyższe argumenty może nie brzmią zbyt przekonująco, ale zwolennicy teorii spiskowych nie dają za wygraną. Okazuje się bowiem, że wśród kardynałów, wymienianych wśród faworytów do objęcia schedy po Franciszku, znajduje się aż trzech Piotrów, co znacząco zwiększa szanse na ostateczne rozwiązanie kwestii apokaliptycznej. Wymienia się więc węgierskiego kardynała Petera Erdo, obecnego sekretarza stanu w Watykanie, Włocha Pietro Parolina i Ghańczyka Petera Kodwo Turksona.
Faworytem wyścigu wydaje się być jednak Filipińczyk Luis Antonio Tagle, który być może ma jednak w rodzinie jakiegoś Piotra, co dałoby nadzieję na rychłe zakończenie doczesnych mąk. Poza tym, jak mówi stare włoskie przysłowie „ten, kto wchodzi na konklawe jako papież, wychodzi jako kardynał”. To włoski, nieco bardziej poetycki odpowiednik naszego „nie mów hop zanim nie przeskoczysz” i dobrze oddający nastroje na tajnym kolegium, gdzie polityka i starcia najbardziej wpływowych purpuratów często prowadzą do niespodziewanych wyborów nowego Ojca Świętego.
Niektórzy próbują wskazywać na podobieństwa między opisami poszczególnych papieży, zawartymi w Proroctwie, a realnymi postaciami. I tak np. Jan Paweł II figuruje (zdaniem interpretatorów) na liście jako „De labore Solis” (praca z Słońca), co uznaje się za odwołanie do faktu, że Karol Wojtyła urodził się w trakcie częściowego zaćmienia słonecznego. „Gloria Olivae”, czyli Chwała Oliwna, to oznaczenie Benedykta XVI, którego zakon macierzysty ustanowił gałązkę oliwną jako jeden ze swoich symboli. „Peregrinus apostolicus” oznacza „Apostolskiego pielgrzyma” i odnosi się do Pawła VI, który – uwaga – dużo podróżował.
W niektórych opracowaniach Proroctwa autorzy chwytają się także rozpaczliwej próby zwrócenia uwagi na fakt, że słynny wróżbita Nostradamus także miał przewidzieć, iż ostatnim papieżem będzie Piotr.
Oczywiście niczego wykluczać nie można, a przed Kościołem po śmierci papieża Franciszka na pewno czas trudny i nacechowany niepewnością. Wielce jest jednak prawdopodobne, że duchowny, który w XII wieku ogłasza, że zesłano na niego wizje dotyczące końca świata raczej chce zwrócić na siebie uwagę – co zresztą mu się udało, skoro został świętym. Watykan nie uznał jednak świadectwa wizji papieży Malachiasza za rzetelne. Warto też w tym momencie odwołać się do księgi nieco starszej niż dokumenty irlandzkiego biskupa, Biblii.
W Ewangelii Marka Jezus wyraźnie tłumaczy, że data jego ponownego przyjścia nie zostanie objawiona nikomu, nawet jemu samemu: „o tym dniu i godzinie nikt nie wie: ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec. Baczcie, czuwajcie; nie wiecie bowiem, kiedy ten czas nastanie”.
Prawdopodobnie należy więc zaufać Nowemu Testamentowi i nie spoglądać nerwowo w kalendarz.
Dodaj komentarz