Polski przemysł obronny jest „karzełkiem” – taką bolesną diagnozę stawia serwis „Politico”. Portal podkreśla, że na zbrojenia wydajemy krocie, ale zamówienia składamy u zagranicznych koncernów. Tymczasem krajowe zakłady zbrojeniowe wciąż są niedoinwestowane. Bywa, że dochodzi do sytuacji, w których z powodu awarii ogrzewania trzeba przerywać spawanie. Czy dekady opóźnień da się nadrobić?
Polska wydaje pieniądze na czołgi, myśliwce, systemy obrony przeciwlotniczej, drony, pociski rakietowe, okręty podwodne, amunicję i karabiny – wylicza „Politico”. Największymi beneficjentami zamówień składanych przez Polskę nie są jednak rodzime firmy zbrojeniowe – a dostawcy z USA i Korei Południowej – zauważa serwis.
Polska przeznacza obecnie najwięcej na zbrojenia spośród wszystkich państw w Europie, jeśli mierzyć wydatki w relacji do PKB. W 2025 r. na ten cel ma zostać przeznaczonych łącznie 186,6 mld zł (44 mld euro) – stanowi to 4,7 proc. przewidywanego PKB i jest najwyższym poziomem w historii kraju.
„Politico”: Polska wydaje krocie na zbrojenia, ale krajowy przemysł na tym nie korzysta
„Polski przemysł obronny pochłania jednak jedynie ułamek tych pieniędzy. Prawie wszystkie kosztowne zakupy pochodzą z importu, ponieważ lokalne firmy albo nie są w stanie wyprodukować ich ekwiwalentów, albo nigdy nie opracowały odpowiedniej technologii” – pisze „Politico”, zauważając, że staje się to problemem politycznym. Serwis przypomina w tym kontekście słowa premiera Donalda Tuska wypowiedziane podczas targów zbrojeniowych w Kielcach we wrześniu br., który zapowiedział, że „Polska nie będzie już tylko wielką skarbonką dla zagranicznych firm i państw sojuszniczych, jeśli chodzi o wydatki na uzbrojenie, obronność i infrastrukturę bezpieczeństwa”.
Polska chce zatem dążyć do tego, by zwiększać swoje możliwości w zakresie produkcji broni, która zaspokoi potrzeby polskiej armii, a także stanie się towarem eksportowym.
Na razie jednak największe i najgłośniejsze zamówienia zostały złożone u zagranicznych dostawców: to czołgi K2 Black Panther, haubice K9 Thunder, a także lekkie samoloty bojowe FA-50 Fighting Eagle z Korei Południowej; baterie Patriot, czołgi M1A1 Abrams, myśliwce F-35 oraz śmigłowce bojowe AH 64E Apache ze Stanów Zjednoczonych, a wreszcie okręty podwodne A26 ze Szwecji.
„Politico” zauważa, że po przekazaniu Ukrainie znacznej części arsenału z czasów sowieckich, Warszawa postanowiła odbudować swoje siły zbrojne, wykorzystując gotowe systemy i przedkładając szybkie dostawy nad odtworzenie potencjału produkcji krajowej.
„W niektórych dziedzinach osiągnięcie poziomu zaawansowania przemysłowego obserwowanego w innych wiodących krajach zajęłoby lata, jeśli nie dekady, i z pewnością kosztowałoby miliardy dolarów na badania i rozwój” – diagnozuje sytuację think tank Instytut Pułaskiego, którego raport cytuje „Politico”.
W tej sytuacji polski sektor obronny poszukuje nisz, w których mógłby konkurować ze światem, a jedną z nich są drony – zwraca uwagę serwis, przypominając, że według zapowiedzi decydentów pierwsze elementy „muru dronowego” na wschodniej granicy Polski mogłyby zostać wdrożone „w ciągu kilku miesięcy”, i to przy wykorzystaniu krajowej myśli technologicznej: polskich radarów, pojazdów i wyrzutni połączonych z istniejącymi sieciami obrony powietrznej. O tym, że polski przemysł obronny ma takie możliwości, mówili też Interii Biznes jego przedstawiciele.
Problemy polskiej zbrojeniówki sięgają czasów ZSRR
Ale w innych obszarach Polska jest daleko w tyle, a przyczyny sięgają czasów dominacji ZSRR w tej części Europy – przypomina „Politico”. Serwis zauważa, że w czasach Układu Warszawskiego Moskwa podzieliła produkcję wojskową między kraje satelickie, uniemożliwiając im rozwój niezależnego przemysłu zbrojeniowego. Polska specjalizowała się w broni pancernej, radarach i broni strzeleckiej, ale nie produkowała systemów napędowych, zaawansowanej amunicji ani zaawansowanej elektroniki. Po 1989 roku i upadku komunizmu budżety obronne skurczyły się, a modernizacja stanęła w miejscu.
Odbudowa sektora zbrojeniowego trwa do dziś. Wiele fabryk Polskiej Grupy Zbrojeniowej mieści się w budynkach nie modernizowanych od lat 80. XX wieku, w których ogrzewanie często wysiada, maszyny są przestarzałe, a przy niskich temperaturach dochodzi do tego, że trzeba np. przerywać spawanie – czytamy w serwisie.
„Politico” dodaje, że w modernizację zakładów takich jak Bumar-Łabędy w Gliwicach zainwestowano setki milionów złotych, ale prace te „nie zwiększają zdolności produkcyjnych ani nie wprowadzają nowych technologii”, a jedynie umożliwiają produkcję. Powołuje się przy tym na słowa menedżerów z sektora zbrojeniowego, którzy zwracają uwagę, że w Polsce nigdy nie rozwinęły się całe obszary technologii. Dodaje, że ograniczenia są widoczne także w dziedzinie produkcji amunicji. Obecnie Polska dąży do tego, aby produkować setki tysięcy pocisków kalibru 155 mm rocznie. Tymczasem do niedawna możliwa skala produkcji zakładała kilkadziesiąt tysięcy. Serwis zauważa też, że produkcja pojedynczego przenośnego systemu obrony przeciwlotniczej Piorun zajmuje około 18 miesięcy, a budowa bojowego wozu piechoty Borsuk trwa około dwóch lat – to zbyt wolno.
W efekcie PGZ zajmuje dopiero 51. miejsce na liście 100 największych firm zbrojeniowych świata, sporządzonej przez Sztokholmski Międzynarodowy Instytut Badań nad Pokojem, pozostając znacząco w tyle za konkurentami z Europie Zachodniej. Zarazem grupa odnotowała 33-procentowy wzrost przychodów – jeden z najwyższych w historii firm zbrojeniowych – pisze „Politico”.
Polska stara się nadrobić technologiczne luki, zawierając partnerstwa z zagranicznymi koncernami, jak koreańskie Hyundai Rotem i Hanwha Aerospace. Pozwalają one na lokalną produkcję sprzętu i jego konserwację.
Wniosek jest jeden: nasze wydatki na zbrojenia są wielkie, ale nawet największe budżety nie odwrócą dekad niedoinwestowania z dnia na dzień. „Politico” przypomina, że Warszawa od dawna mówi, że chce wydawać co najmniej połowę swoich środków na obronność w kraju, ale zakupy zagranicznych samolotów odrzutowych lub systemów rakietowych oddalają ją od tego celu. „A gdy krajowe cykle produkcyjne rozciągają się na lata, różnica się pogłębia”.












Dodaj komentarz