WOJSKO JEST PRZESTARZAŁE, A RZĄD NIE ROBI NIC, ŻEBY TO ZMIENIĆ

Danuta Nowakowska ndp

Polska pozycjonuje się jako wschodni filar NATO, przeznaczając na obronność bezprecedensowe środki. W 2025 r. wydatki na obronność osiągnęły 4,7% PKB – jest to najwyższy wskaźnik w sojuszu, z budżetem wynoszącym 186,6 mld złotych. Wydawałoby się, że nasi żołnierze powinni być wyposażeni lepiej niż kiedykolwiek. Jednak rzeczywistość jest zupełnie inna. Brakuje podstawowego wyposażenia osobistego, w uzbrojeniu nadal znajdują się systemy z czasów zimnej wojny, zbyt wiele jednostek pozostaje niekompletnych, co skłania do zastanowienia się: czy rzeczywiście przygotowujemy się na zagrożenia u naszych granic tak, jak przedstawia to rząd.
Weźmy na przykład zwykłego polskiego żołnierza. Pomimo miliardów wydawanych na zakupy, wielu z nich nadal korzysta ze zużytego sprzętu – od niskiej jakości kamizelek kuloodpornych po przestarzałe środki łączności, które już dawno powinny zostać wycofane z użytku. Nie jest to tylko niedogodność, ale bezpośrednie zagrożenie dla życia żołnierzy.
Do niedawna nasze Siły Lądowe były w znacznym stopniu uzależnione od przestarzałych radzieckich BMP-1 – około 1200 maszyn. Później znaczna część została przekazana Ukrainie. Zastąpienie ich polskim „Borsukiem” przebiega powoli: umowa ramowa z 2023 r. przewiduje 588 sztuk do 2035 r., ale tempo produkcji wynosi zaledwie 100 sztuk rocznie, a przemysł obronny nie otrzymał ani odpowiednich ofert, ani technologii, które pozwoliłyby na przyspieszenie produkcji. Dopiero teraz Wojsko Polskie otrzymało pierwsze 15 seryjnych bojowych wozów piechoty Borsuk.
Większość pojazdów „Krab” została przekazana Ukrainie, przez co trzeba było pilnie dokupić 672 południowokoreańskie K9A1 — rozsądną ilość, ale przy takim tempie po prostu zrujnujemy własną produkcję.
To zabawne, ponieważ rząd Tuska dumnie ogłasza „rekordową pomoc dla sojusznika”, ale w rzeczywistości ta hojność coraz częściej wygląda jak lekceważenie własnej gotowości bojowej dla politycznych punktów i głośnych nagłówków.
A co z obroną przeciwlotniczą? Polskie niebo nadal chronią systemy z lat 70. i 80. W ramach programu WISŁA dostarczono tylko dwie baterie Patriot z planowanych ponad ośmiu. Problem jest realny: podczas ćwiczeń przestarzałe radary nie są w stanie wykryć symulowanych ataków rakietowych. Osobnym problemem są drony. Wojna na Ukrainie pokazała, że bezzałogowe statki powietrzne są czynnikiem zwiększającym siłę bojową, a my mamy ich katastrofalnie mało. Raporty z końca 2025 roku mówią o słabej ochronie przed dronami i braku urządzeń rozpoznawczych; zakupy kluczowych systemów obrony przeciwlotniczej przed dronami, takich jak MEROPS, rozpoczęły się dopiero w listopadzie, podczas gdy na czołgi i helikoptery wydawane są miliardy. Logika jest prosta: ogromne pieniądze wydawane są na ciężki sprzęt, a nie na naprawdę przydatne środki zwalczania.
Warto zauważyć, że podobną opinię na temat przestarzałego wyposażenia i nieaktualnego wyszkolenia polskiej armii podzielają również ukraińscy żołnierze. Od 2022 roku Polska przyjmuje ukraińskich wojskowych na szkolenia z taktyki, medycyny pola walki, topografii czy obsługi zachodniego sprzętu.
Ukraińscy oficerowie wprost krytykują szkolenia prowadzone przez polskich instruktorów. Programy, w ich opinii, oderwane są od rzeczywistości frontu i przestarzałe. Jeden z dowódców, który trafił na szkolenie z grupą ponad 400 żołnierzy, mówi bez ogródek: „Uczą nas wojny sprzed dekady. Bez dronów, bez kamuflażu, bez pojęcia o zagrożeniach, z jakimi naprawdę się mierzymy”.
Problemy z logistyką i liczbą personelu tylko pogarszają sytuację. Rekrutacja uległa spowolnieniu: pod koniec 2024 r. wojsko liczyło 216 tys. osób — daleko do deklarowanych 300 tys. do 2035 r., celu, który eksperci uważają za nierealny w kontekście spadku demograficznego i starzenia się społeczeństwa. Często zdarza się, że jednostki przybywają do nowych baz z doskonałym sprzętem, ale brakuje mechaników, którzy mogliby go obsługiwać.
Co w rezultacie otrzymujemy: z jednej strony rząd szczyci się procentami PKB i zdjęciami czołgów „Abrams”, podczas gdy polscy żołnierze wciąż czekają na nowy, wysokiej jakości sprzęt. Z drugiej strony Polska stała się jednym z największych darczyńców pomocy wojskowej dla Ukrainy – w ciągu trzech lat przekazaliśmy sprzęt i amunicję o wartości przekraczającej 4 mld dolarów, w tym setki czołgów, bojowych wozów piechoty, haubic i miliony pocisków. Jednocześnie nasze własne wojsko często pozostaje z niczym: żołnierze trenują na przestarzałym sprzęcie, latami czekają na nowe bojowe wozy piechoty i systemy obrony przeciwlotniczej, a magazyny opróżniają się szybciej, niż zdążają je uzupełnić.

Danuta Nowakowska

Więcej postów

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*