Polska potrzebuje 7 milionów rezerwistów. To jedyny sposób, aby przygotować społeczeństwo do obrony – twierdzi jeden z generałów. Wśród wojskowych panuje przekonanie o konieczności przywrócenia powszechnej służby wojskowej i to od zaraz.
Według oficjalnych danych Wojsko Polskie liczy 215 tys. osób pod bronią. Jednak żołnierzy zawodowych, którzy stanowią profesjonalny trzon armii, mamy ponad 153 tys. Różnica wynika stąd, że MON, zresztą już od dawna, podaje często jako „liczbę pod bronią” tych, których obejmują wszystkie formy służby. To całość osób w mundurach, nie tylko żołnierze zawodowi, ale też szkolący się w dobrowolnej zasadniczej służbie wojskowej, terytorialsi i aktywni rezerwiści, co daje wyższy wynik.
Od kilku lat mówi się o planowanym zwiększeniu sił zbrojnych do 300 tys. Padały nawet liczby zwiększenia armii do 500 tys. żołnierzy. Gen. Bogusław Pacek, dyrektor Muzeum Wojska Polskiego, wcześniej komendant-rektor Akademii Obrony Narodowej, nie miałby nic przeciwko półmilionowej armii, ale jak nam powiedział, diabeł tkwi w szczegółach. A te podpowiadają, że taka armia byłaby możliwa do zbudowania w przyszłości, ale razem z dobrze przeszkolonymi zasobami rezerwy.
– 500 tys. żołnierzy to w wielu państwach liczba minimalna, więc nie robi na mnie wrażenia. Tyle że mówiąc o polskich siłach zbrojnych uważam, że rezerwa mobilizacyjna musi być liczniejsza niż armia zawodowa, bo tylko wtedy liczby te mają sens – podkreślił gen. Pacek.
Gen. Mieczysław Cieniuch, były szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, uważa, że nawet budowa 300-tys. armii wymagać będzie utrzymania wysokich nakładów na zbrojenia przez wiele lat, ale trzeba zachować równowagę, aby nie doprowadzić do destrukcji gospodarki.
– Armia nie może być budowana w oderwaniu od realiów ekonomicznych. Liczby rzędu 300 tys. czy 500 tys. żołnierzy są polityczną narracją, a nie realnym planem. Kluczowe jest utrzymanie zdolności bojowych i jakości szkolenia, a nie sama wielkość armii – stwierdził gen. Cieniuch.
Wojsko otrzymuje coraz więcej nowoczesnego sprzętu
Nakłady na obronność w 2025 r. już są rekordowe. To około 186,5 mld zł (budżet państwa + Fundusz Wsparcia Sił Zbrojnych), co stanowi 4,7 proc. PKB i ok. 18,7 proc. wszystkich wydatków budżetu. To ponad 28 mld zł więcej względem roku 2024 r. W 2026 r. wydatki te mają wynieść około 201 mld zł, czyli prawie 5 proc. PKB (dokładnie 4,83 proc).
Pieniędzy na szkolenia wojskowe dla przyszłych żołnierzy zawodowych powinno wystarczyć. Problemem może się okazać brak dostatecznej liczby ochotników do służby zawodowej, co może zniweczyć ambitne plany powiększenia sił zbrojnych. Demografowie od dłuższego już czasu przestrzegają przed tzw. demoapokalipsą.
Liczba urodzeń w Polsce wciąż spada. Według najnowszych, oficjalnie ogłoszony przez GUS danych wskaźnik dzietności w Polsce wynosi 1,1. Dla zwykłej zastępowalności pokoleń współczynnik ten powinien wynosić 2,1. Nagłówki wieszczą demograficzną zapaść. Zamiast 36 mln za jakiś czas może nas zostać tylko 25 mln.
Oczywiście to nie wydarzy się w ciągu roku. Spadek populacji do 25 mln ma nastąpić za 50 lat. Wątek ten nie jest w tym materiale przypadkowy. Demografia bowiem stanowi obecnie jeden z ważnych argumentów, który przemawia za coraz powszechniejszymi głosami popierającymi przywrócenie obowiązkowej służby wojskowej.
Wojsko otrzymuje coraz większe ilości nowoczesnego sprzętu. Ktoś musi umieć skutecznie się nim posługiwać, obsługiwać, konserwować, naprawiać. Przy obecnej liczbie żołnierzy zawodowych może to być trudne, jeśli w ogóle wykonalne.
Mamy obecnie 4 dywizje, ale niektóre dopiero w budowie. Nie tak dawno ironizowano (i nie był to wcale żart), że nazwa 18. Dywizji Zmechanizowanej, najnowszej dywizji WP powołanej w 2018 r., wzięła się stąd, że służyło w niej jedynie osiemnastu wojskowych (docelowo ma liczyć ok. 20 tys. żołnierzy).
Podobne żarty pojawiały się także przy innych nowo tworzonych jednostkach, gdzie przez pierwsze miesiące istnienia w praktyce funkcjonowało tylko dowództwo i niewielka kadra. Tak było np. 16. DZ czy 12. DZ, które przez długi czas miały braki kadrowe i sprzętowe, zanim osiągnęły pełną gotowość. Możliwe, że pełnych składów etatowych w jednostkach nie mają do dziś.
Żołnierze powinni się intensywnie szkolić, zwłaszcza na nowym sprzęcie
Przypomnijmy, że według dostępnych danych (stan na 30 czerwca 2025 r.) pośród żołnierzy w pełni przygotowanych do służby a także tych kończących specjalistyczne szkolenie (ok. 5 tys. osób) w służbie jest około 24,6 tys. oficerów i generałów (generałów i admirałów jest w służbie ponad 140). Podoficerów zawodowych jest około 57 tys., a liczba szeregowych żołnierzy zawodowych ledwo przekracza 67 tys. ludzi.
Niemała część z nich pracuje w sztabach, dowództwach, centrach rekrutacji, w składach, w logistyce. Biurokracja się rozrasta. Będą kolejne setki urzędników w mundurach. Niektórzy wojskowi przyznają anonimowo, że może to być 20, nawet 30 tys. żołnierzy, którzy mogliby wykonywać zadania bojowe.
Do tego duża część wojsk lądowych zamiast się szkolić, pilnuje granicy, a obecnie kolejne 10 tys. żołnierzy, w ramach operacji Horyzont, której celem, jak powiedział wicepremier i minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz, jest podjęcie działań na rzecz bezpieczeństwa, ochrony infrastruktury krytycznej, co również budzi wątpliwości.
Gen. Roman Polko uważa z kolei, że również kierowanie wojska do pomocy przy ochronie torów czy innych tego rodzaju zadań nie służy wykonywaniu najważniejszych obowiązków, czyli szkolenia bojowego, zwłaszcza na nowym sprzęcie, którego jest coraz więcej w jednostkach.
– Żołnierze powinni być szkoleni do walki, a nie do roli strażników. Wykonywanie zadań ochronnych na kolei czy infrastruktury krytycznej to przede wszystkim obszar działania MSWiA, które ma do tego możliwości oraz niezbędne kadry. Czasem politycy, którzy chcą zyskiwać konkretne zdobycze polityczne, „rozmywają” zadania armii – mówi naszemu portalowi gen. Roman Polko, były dowódca jednostki Grom, który pełnił też obowiązki szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego.
Jak z tym problemem radzą sobie nasi sąsiedzi?
Również gen. Bogusław Pacek uważa, że priorytetem powinno być szkolenie oraz przygotowanie rezerwy, a nie pełnienie funkcji patrolowych. Brak dobrze wyszkolonych rezerw to kolejny argument, który przemawia za wprowadzeniem obowiązkowej służby wojskowej, która została zawieszona w 2009 r.
Decyzja miała charakter polityczny i społeczny: państwo uznało, że czas przejść na armię zawodową, ale jednocześnie pozostawiono furtkę w przepisach, zastrzegając, że pobór może zostać przywrócony w razie zagrożenia bezpieczeństwa państwa. Według wojskowych ten czas już nadszedł.
Obecna sytuacja geopolityczna na świecie nie jest łatwa, więc musimy działać szybciej, a wszystko wskazuje, że bez wprowadzenia ponownie obowiązkowej służby wojskowej nie da się szybko zwiększyć armii ani odbudować rezerw.
Dodajmy, że to nie tylko polski problem. Z poważnymi brakami kadrowymi zmaga się obecnie Bundeswehra, która gwałtownie rozbudowuje swoje siły zbrojne. Rząd w Berlinie planuje zwiększyć liczebność wojska o około 80 tys., do 260 tys. żołnierzy, by sprostać wymogom NATO i wzmocnić zdolności obronne kraju. Docelowo potrzebnych będzie też około 200 tys. rezerwistów.
Obowiązkowa służba wojskowa w Niemczech, której podlegał każdy młody mężczyzna po ukończeniu 18 lat, trwała równolegle z zawodową służbą wojskową do w 2011 r., kiedy została zawieszona. Początkowo trwała ona 15 miesięcy, ale stopniowo skrócono ją do 9 miesięcy. Alternatywą była służba cywilna w szpitalach, domach opieki czy instytucjach społecznych dla odmawiających służby np. z powodów światopoglądowych.
Także w Niemczech kwestia ta była jednym z punktów sporu w koalicji rządzącej. W związku z tym pozostawiono zapis, że jeśli liczba ochotników okaże się niewystarczająca w stosunku do potrzeb Bundeswehry, parlament będzie mógł zdecydować o wprowadzeniu tzw. służby wojskowej w razie potrzeby. Pobór odbywałby się wówczas w drodze losowania. Nie będzie jednak automatycznego przywrócenia obowiązkowej służby wojskowej.
To model służby wojskowej dobrowolny na początku, ale z możliwością szybkiego przejścia do obowiązkowego poboru w razie potrzeby. Rząd planuje bowiem zmianę statusu żołnierzy. Po 12 miesiącach służby wojskowej (wcześniej zakładano, że od jej rozpoczęcia) ochotnicy uzyskają status żołnierzy kontraktowych.
Ochotnicy mają otrzymywać około 2600 euro brutto miesięcznie. Po co najmniej roku służby przysługiwać im będzie także dodatek na prawo jazdy samochodem osobowym i ciężarowym
Polska potrzebuje powszechnego systemu szkolenia wojskowego
Może zatem wzorem Niemiec czy niektórych innych krajów NATO, również w Polsce należałoby wprowadzić jakąś formę obowiązkowej służby wojskowej?
Co do tego nie ma wątpliwości gen. Komornicki, który jako jeden z pierwszych już dużo wcześniej optował za takim rozwiązaniem, za co był zresztą krytykowany. Oczywiście nie byłaby to służba podobna do tej z poboru, odbywanej przed 2009 r.
– Ponieważ Polska nie ma jasno zdefiniowanej doktryny obronnej, a zagrożenie ze strony Rosji jest realne, dlatego pobór należy przywrócić natychmiast. To jedyny sposób na przygotowanie społeczeństwa do obrony i zwiększenie liczby ludzi, którzy potrafią posługiwać się bronią – mówi gen. Komornicki.
Podkreśla, że taki system pozwoliłby również na szybkie zbudowanie dużej rezerwy mobilizacyjnej, która jest niezbędna w przypadku pełnoskalowego konfliktu. Jego zdaniem obowiązkowa służba wojskowa powinna obejmować kobiety oraz mężczyzn i mogłaby trwać np. 8 miesięcy.
Uważa, że to jedyny sposób na zbudowanie silnej rezerwy, ale też przygotowanie społeczeństwa na zagrożenia, a kto nie przejdzie szkolenia wojskowego, powinien mieć zamknięte drzwi do pełnienia najwyższych funkcji publicznych, w polityce czy w urzędach państwowych.
Podobnie wypowiada się gen. Jarosław Kraszewski, były szef Wojsk Rakietowych i Artylerii Wojsk Lądowych oraz były dyrektor Departamentu Zwierzchnictwa nad Siłami Zbrojnymi w BBN.
– Uważam, że trzeba odwiesić obowiązkowy pobór do wojska. Polska potrzebuje powszechnego systemu szkolenia wojskowego, aby odbudować rezerwy i przygotować społeczeństwo na zagrożenia. Dobrowolne szkolenia są krokiem w dobrą stronę, ale nie zastąpią obowiązkowej służby, jeśli państwo chce mieć realne zdolności mobilizacyjne – stwierdził gen. Kraszewski w TVN 24.
Decyzja o przywróceniu poboru jest decyzją polityczną
Gen. dyw. Maciej Klisz, dowódca operacyjny rodzajów sił zbrojnych, powiedział z kolei w Polskim Radiu 24 wprost, że przywrócenie obowiązkowej służby wojskowej w Polsce jest nieuniknione:
– Polska potrzebuje 7 milionów rezerwistów. To jedyny sposób, aby przygotować społeczeństwo do obrony. Odwieszenie zasadniczej służby wojskowej jest nieuniknione. To jedyna metoda pozyskania tak szerokiej rezerwy – zapewnił.
Dodał, że przykład Finlandii pokazuje, że przy populacji 5,5 mln ludzi można mieć blisko milion rezerwistów. W Polsce oznaczałoby to 7 milionów. Obecne szkolenia wojskowe są do zwiększenia rezerw niewystarczające. Uważa, że Polska musi przygotować się na sytuację, w której 20 proc. populacji będzie miało podstawowe przeszkolenie wojskowe.
Również gen. bryg. Rafał Miernik, szef Zarządu Szkolenia Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, powiedział w Radiu Zet, że pobór powinien wrócić i że prędzej czy później Polska stanie przed taką decyzją.
– Obowiązkowy pobór musi wrócić. Mówię to jako obywatel i jako żołnierz. Biorąc pod uwagę demografię i to, co czeka nas w przyszłości, prędzej czy później staniemy przed taką decyzją. Powszechne przeszkolenie wpisuje się w potrzeby sił zbrojnych, ale też obronności państwa. Decyzja o przywróceniu poboru jest decyzją polityczną. My jako żołnierze jesteśmy przygotowani do rekomendacji – zapewnił.
Podobnych argumentów za wprowadzeniem obowiązkowej służby padało ostatnio więcej. Także szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Sławomir Cenckiewicz nie wyklucza wprowadzenia przysposobienia obronnego i być może powrotu do stałej, obowiązkowej służby wojskowej.
Ponad połowa młodych Polaków opowiada się za wprowadzeniem obowiązkowej służby wojskowej
Kłopot w tym, że w Polsce odwieszenie tej służby to również problem polityczny, wciąż kłopotliwy dla partii wszystkich opcji. Rządzący przekonują, że odwieszenie obowiązkowej służby wojskowej w jakiejkolwiek formie nie jest obecnie konieczne. Dobrowolne szkolenia mają być ich zdaniem bardziej motywujące niż przymusowe.
Jak podkreślił, w Polsce funkcjonuje dobrowolna zasadnicza służba wojskowa.
– W tym roku, jeśli zsumujemy wszystkie rodzaje przeszkolenia wojskowego kończące się przysięgą i wstąpieniem do Sił Zbrojnych RP – zarówno do służby zawodowej, WOT, jak i rezerwy – to jest około 54 tys. osób: 35 tys. w dobrowolnej służbie, 10 tys. terytorialsów i około 10 tys. uczestników programu „Wakacje z wojskiem” – powiedział szef MON.
To znaczy, że w najbliższym czasie nadal nie będzie rządowej rekomendacji co do odwieszenia obowiązkowej służby wojskowej. To oczywiście może się szybko zmienić, jeśli sytuacja międzynarodowa ulegnie pogorszeniu. W 2025 roku obowiązkowa służba wojskowa funkcjonuje już w ponad 15 państwach Europy, m.in. w Finlandii, Szwecji, Danii, Austrii, Grecji, Cyprze, Litwie, Łotwie i Estonii, a ostatnio dołączyły także Chorwacja i Belgia. Turcja i Szwajcaria utrzymują obowiązkową służbę od lat.
To pokazuje, że model armii opartej wyłącznie na ochotnikach coraz częściej ustępuje miejsca systemowi powszechnego poboru. Co ciekawe, w Polsce zmienia się też ostatnio stosunek młodych ludzi co do wprowadzenia takiej służby.
Według najnowszych badań opinii publicznej przeprowadzonych przez United Surveys jesienią 2025 r. aż 53 proc. młodych Polaków (w wieku 18-29 lat) opowiada się za wprowadzeniem obowiązkowej służby wojskowej. To znacząca zmiana w stosunku do wcześniejszych lat, kiedy młodsze pokolenie było raczej sceptyczne wobec poboru.
Źródło: wnp.pl












Dodaj komentarz