
Niektóre instytucje dostały po milionie złotych, inne po kilkaset lub kilkadziesiąt tysięcy. Są wśród nich firmy prywatne, ale najwięcej jest państwowych – głównie urzędy i związane z nimi instytucje. O co chodzi? O pilotaż skróconego czasu pracy, który zbulwersował wielu ludzi. Burzą się, że urzędnikom jeszcze się dopłaca, żeby mogli mniej pracować, że to urzędy zarobią na tym najwięcej, że na to idą nasze podatki. Co na to w urzędach? Zapytaliśmy.
– Nie można było przeznaczyć tych pieniędzy na inny cel? Żeby wyrobić paszport, czy dowód, trzeba stać kolejce. I teraz jeszcze mają krócej pracować? – sama słyszałam takie reakcje. Mnóstwo Polaków jest zbulwersowanych.
„Skrócony czas pracy? Urzędnicy fundują urzędnikom 4-dniowy tydzień pracy!” – grzmi Warsaw Enterprise Institute.
„Cyrk na kółkach”, „Gdybym oglądał 'Latający cyrk Monty Pythona’, powiedziałbym nawet, że ma to sens”, „To jest smutne że takie coś dzieje w naszym kraju i jeszcze za nasze pieniądze”, „Akurat w tym sektorze powinno się wydłużyć godziny otwarcia o takie, w których normalnie pracujący petenci mają czas się do tych urzędów przejść” – czytam kolejne komentarze na Facebooku.
Pilotaż skróconego czasu czasu pracy
Przypomnijmy, chodzi o pilotaż Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej „Skrócony czas pracy – to się dzieje!”. W naborze wzięło udział blisko dwa tysiące przedsiębiorstw i instytucji. Tylu pracodawców nagle zapragnęło zadbać o swoich pracowników i skrócić im czas pracy. Za dotacje oczywiście. Wcale niemałe.
15 października ogłoszono listę 90 uczestników. Są na niej firmy prywatne i państwowe – tu pisaliśmy o tym więcej – ale przede wszystkim w oczy rzuca się ogrom urzędów i to najbardziej zaskoczyło ludzi. Pytają, czy taki był cel tego projektu. I kpią: „Ministerstwo utrzymywane z pieniędzy podatnika dotuje instytucje samorządowe, które również utrzymywane są z pieniędzy podatnika po to, aby skrócić czas pracy urzędników”.
To głównie urzędy miast i gmin, powiatowe, pracy, wodociągowe, kultury i inne podległe im spółki. Są biblioteki. Nawet MOPS z Łodzi, jedyna tego typu instytucja, która bierze udział w pilotażu, co mogło zdziwić niejednego Kowalskiego. Pracownik socjalny ma pracować krócej? A co jeśli będzie potrzebna interwencja? Gdy w jakiejś rodzinie będzie się rozgrywał dramat dziecka?
– Niezmiernie cieszymy się, że znaleźliśmy się w gronie 90 firm/instytucji/zakładów pracy stawiających na innowacyjność oraz troskę o pracowników, które pozyskały dofinansowanie na jego realizację – odpowiada nam rzeczniczka łódzkiego MOPS Iwona Jędrzejczyk-Kaźmierczak.
Cieszą się też inne instytuje. Wiadomo, pracownikom na pewno się to podoba. Ale pytanie, co zwykły obywatel będzie z tego miał, że oni będą pracować krócej? Na co zamierzają przeznaczyć dotacje? Pytamy o to w kilku państwowych urzędach i instytucjach. Być może ci, którzy boją się, że urzędy będą mniej dostępne, mogą być zaskoczeni.
MOPS w Łodzi. Tu pilotaż obejmie ponad 60 proc. pracowników
W łódzkim MOPS ma to wyglądać tak.
Jak informuje nas rzeczniczka, projekt zakłada objęcie pilotażem co najmniej 494 pracowników łódzkiego MOPS spośród 819 wszystkich zatrudnionych, czyli co najmniej 60,3 proc. osób. Chodzi o wszystkich pracowników zatrudnionych na stanowiskach administracyjno-biurowych (326 osób) oraz co najmniej o 168 pracowików socjalnych.
Wszyscy oni w okresie od 1 stycznia do 31 grudnia 2026 roku będą pracować krócej.
Jak?
– W ramach pilotażu będą testowane różne rozwiązania skrócenia czasu pracy w poszczególnych komórkach organizacyjnych – na przykład 8-godzinny system pracy przy zmniejszeniu liczby dni pracy w tygodniu oraz 5-dniowy tydzień pracy przy zmniejszonej liczbie godzin pracy w poszczególne dni (w tym różne warianty długości dnia pracy) – informuje Iwona Jędrzejczyk-Kaźmierczak.
Decyzję o złożeniu wniosku podjęliśmy w odpowiedzi na wyzwania współczesnego rynku i oczekiwania pracowników. Celem projektu jest poszukiwanie nowoczesnych modeli organizacji pracy, które mogą poprawić dobrostan pracowników oraz zwiększyć stabilność zatrudnienia. Skrócenie tygodnia pracy może też ułatwić godzenie obowiązków zawodowych i rodzinnych, co jest szczególnie istotne w przypadku kobiet i osób opiekujących się dziećmi lub osobami zależnymi, które stanowią około 83 procent ogółu pracowników MOPS w Łodzi.
Iwona Jędrzejczyk-Kaźmierczak
Dodaje, że „reorganizacja czasu pracy, połączona z odpowiednim grafikiem dostosowanym do potrzeb i oczekiwań pracowników, pozwoli na utrzymanie dostępności usług przy jednoczesnym odciążeniu personelu”.
I zapewnia, że MOPS w Łodzi będzie pracował w niezmienionym czasie, tj. pięć dni w tygodniu po osiem godzin.
– Dla podopiecznych i wszystkich zainteresowanych skorzystaniem z jakiegokolwiek wsparcia ze strony MOPS w Łodzi nic się nie zmieni. Wszystkie Wydziały MOPS w Łodzi będą bowiem nadal pracować w niezmienionych godzinach – informuje.
W ramach pilotażu łódzkiemu MOPS przyznano niemal 1 mln zł dotacji. Co zrobią z tymi środkami?
– Dofinansowanie będzie przeznaczone m.in. na zakup narzędzi cyfrowych i sprzęt umożliwiającego usprawnienie pracy i jej nową organizację, a także na przygotowywanie i prowadzenie badań efektywności projektu wśród pracowników – słyszymy.
W sumie, gdy pytam o to w różnych instytucjach, często słychać, że w przypadku czasu pracy jeszcze za wcześnie na konkrety. Mało kto potrafi je podać. Ale dotacje to hasło klucz. Tu pojawiają się wizje.
Po co bibliotece prawie milion złotych na skrócenie czasu pracy?
– Oczywiście, że są to duże pieniądze, ale też ogromna szansa na rozwój, na zmiany organizacyjne, ale też na złapanie oddechu. Korzyści jest bardzo dużo, ale tak jak każda zmiana, oczywiście budzi emocje – reaguje w rozmowie z naTemat Anna Janus, dyrektorka Miejskiej Biblioteki Publicznej im. Tadeusza Różewicza we Wrocławiu, która w ramach pilotażu otrzymała ponad 981 tys. zł.
To jedna z nielicznych instytucji kultury, które znalazły się wśród beneficjentów – oprócz mniejszej biblioteki z Włodawy (otrzymała 380 tys. zł), Domu Kultury ŚWIT z warszawskiego Targówka (1 mln zł), czy Filharmonii z Zielonej Góry (ponad 999 tys. zł).
– Po co prawie milion złotych bibliotece na skrócenie czasu pracy? – pytam.
– Już pani mówię. Na automatyzację. Ten projekt to ogromna szansa dla 38 filii bibliotek we Wrocławiu. Trudno pozyskać tak wysoki budżet na inwestycje w nowe technologie. A ja dzięki tym środkom mogę usprawnić pracę i pewne procesy, które są już wszędzie obecne, wdrożyć również w bibliotece u nas – odpowiada dyrektorka wrocławskiej placówki.
Przedstawia nam wizję nowoczesnych bibliotek, w której te pieniądze mają pomóc.
– To stanowiska samoobsługowe. Jeszcze jeden książkomat, który też zapewni dostęp do literatury 24 godziny na dobę i w dowolnym czasie. Płatności online, które odciążą bibliotekarzy od pobierania opłat. Chodzi o technologiczne usprawnienia, które nam wiele dadzą – wymienia dyrektorka.
W tym czasie, przez pierwszy rok pilotażu, we wrocławskiej bibliotece będą pracować o godzinę krócej, ale Anna Janus przekonuje, że czytelnik tego nie odczuje.
Tak samo reagują w innych urzędach i instytucjach, z którymi rozmawiamy. Gdy pytamy o skrócenie czasu pracy, zasypują nas przede wszystkim wizją nowości technologicznych i tego, jak chcą usprawnić pracę urzędów. Ma być lepiej i sprawniej. Tak wierzą. Twierdzą, że czas pracy się zmieni, ale nie ilość pracy. Że będą musieli zintensyfikować pracę i po prostu nauczyć się inaczej pracować.
Burmistrz: Chodziło przede wszystkim o usprawnienie pracy urzędu
Rawicz w Wielkopolsce. Tu w ramach programu otrzymali ponad 500 tys. zł. Burmistrz miasta jeszcze nie wie, jak skrócenie czasu pracy będzie w jego urzędzie wyglądało w praktyce. Czy będzie to 7 godzin pracy dziennie, czy np. jeden dzień w tygodniu wolny. Ale zapewnia, że nie będzie to miało wpływu na pracę całego urzędu. Bo nie będzie tak, że gdy kogoś nie będzie w pracy, to wtedy np. jedno okienko będzie nieczynne. Dodaje, że w urzędach jest zastępowalność.
– Zdajemy sobie sprawę, że odbiór mieszkańców będzie różny. Część z nich pewnie zada sobie pytanie: „Co ci urzędnicy robili w tym czasie pracy, który teraz będzie im skrócony?”. Wiem, że takie może być społeczne odczucie, rozumiem je, ale będziemy starali się to zmienić. Kiedy zagłębimy się w szczegóły tego pilotażu, okaże się, że czas pracy to tylko jeden z wielu elementów – mówi burmistrz Grzegorz Kubik.
Ale, jak podkreśla, pojawiła się możliwość wzięcia udziału w rządowym programie, więc skorzystali. Zauważa, że nie chodziło o to, że firmy czy gminy dostają pieniądze na to, żeby ich pracownicy mniej pracowali, jak mógł odebrać to przeciętny Kowalski.
– Chodziło przede wszystkim o usprawnienie pracy urzędu. Żeby dostęp do niego był łatwiejszy dla mieszkańców. Skorzystaliśmy więc z tej możliwości finansowania. Nie liczyliśmy, że się dostaniemy, ale zawsze próbujemy. Bez prób nie ma rozwoju – mówi burmistrz.
Bo skrócony czas pracy to jedno. We wniosku trzeba też było wskazać, jak instytucje, które się zgłosiły, chcą usprawnić pracę przy krótszym czasie pracy.
– Chcemy postawić na usprawnienia związane z technologiami tak, aby petent w ogóle nie odczuł tej zmiany, a nawet żeby zauważył poprawę. Myślę, że spodobało się nasze podejście, czyli przede wszystkim usprawnienie oprogramowania i pójście w stronę lepszych rozwiązań technologicznych. Przypuszczam, że to było jednym z głównych kryteriów, które spowodowały, że akurat Rawicz znalazł się w tej grupie – mówi burmistrz.
Za pozyskanie pieniądze w Rawiczu chcą m.in. wdrożyć oprogramowania, które będą służyć zarówno obsłudze mieszkańców, jak i udoskonalaniu pracy urzędu.
Grzegorz Kubik
– Czy ten trend jest właściwy? Dziś nie ma na to jednoznacznej odpowiedzi. To się okaże dopiero, gdy po jakimś czasie spróbujemy to ocenić. Na pewno nasi mieszkańcy będą o to pytani – mówi dodahe burmistrz Rawicza.
Dyrektorka biblioteki: Te pieniądze nie są po to, żeby ludzie w tych instytucjach mniej pracowali
Choć dziś, jak widać i słychać, przeciętny Kowalski i tak pewnie siedzi w domu i myśli: „No tak, dostali pieniądze, żeby mniej pracować. I to z moich podatków. Jaką korzyść będę z tego miał?”. Taki jest wydźwięk wielu komentarzy.
– No nie! – reaguje Anna Janus.
– My nie zmieniamy godzin otwarcia. W żaden spoób nie zmniejszamy naszej oferty. My po prostu przeorganizowujemy pracę. Przed każdym z pracowników jest teraz wyzwanie, żeby nauczyć się, jak pracować efektywniej w krótszym czasie – dodaje.
Jeśli któregoś bibliotekarza nie będzie, będzie musiało być zastępstwo.
– Te pieniądze nie są po to, żeby ludzie w tych instytucjach mniej pracowali. One są szansą na rozwój, na zmianę organizacyjną, na rozwój każdego pracownika. MBP obejmie pilotażem aż 90 proc. pracowników, co pozwoli na przetestowanie różnych modeli skróconego czasu pracy w zróżnicowanych warunkach organizacyjnych, obejmujących zarówno pracę bezpośrednio z czytelnikiem, jak i zadania administracyjne, techniczne i wspierające. Dzięki temu wypracowane dobre praktyki będą mogły zostać wykorzystane w innych instytucjach kultury – mówi.
No dobrze, ale jaką ja, jako przeciętna użytkowniczka, mogę mieć z tego korzyści?
– Większa różnorodność usług: selfchecki, książkomat, wrzutnie, aplikacja do płatności online. Usprawnienie procesów to: mniejsze kolejki, krótszy czas obsługi, możliwość dostępu do zbiorów 24 godziny na dobę oraz zwrotu zbiorów o każdej porze dnia, niezależnie od godzin funkcjonowania biblioteki – wymienia dyrektorka.
Zakup urządzeń odciąży pracowników od rutynowych, powtarzalnych czynności i da im więcej czasu na kontakt z użytkownikami, doradztwo oraz prowadzenie działań z obszaru edukacji czytelniczej. Plus wypoczęci pracownicy.
Anna Janus
– Jeśli ten pilotaż się uda, ważne jest dla mnie, że możemy przyczynić się do realnej zmiany społecznej. To dobrze, że możemy na sobie przetestować różne modele, bo myślę, że nie jest możliwe znalezienie jednego – dodaje.
Podkreślmy, to na razie pilotaż. Ale są takie urzędy w kraju, w których skrócony czas pracy już działa. Pytamy więc, jak to sprawdziło się u nich. I z jakim odzewem się spotkali.
Leszno. Tu w urzędzie od roku mają skrócony czas pracy
W Lesznie skrócony czas pracy testują od lipca 2024 roku. Początkowo był to tylko 3-miesięczny pilotaż.
– Przez ten okres bardzo monitorowaliśmy jakość pracy, jakość obsługi mieszkańców oraz ilość załatwianych spraw. Dopiero po okresie próbnym, kiedy nie było skarg, a jakość obsługi pozostała na tym samym poziomie albo nawet się poprawiła, pan prezydent zdecydował, aby taki czas pracy wprowadzić u nas bezterminowo – mówi naTemat Lucyna Gbiorczyk, kierownik Gabinetu Prezydenta Leszna.
Urzędnicy mają 7-godzinny dzień pracy, pracują przez pięć dni w tygodniu.
– Jednocześnie wydłużone zostały godziny obsługi mieszkańców w poniedziałki. Wtedy pracujemy na zmiany od godziny 7:00 do godziny 17:00. Część pracowników przychodzi rano, a część trochę później. Do tego pan prezydent uruchomił w poniedziałki dyżury dla mieszkańców, spotyka się też z nimi live na czacie. Teraz w poniedziałki mamy serię otwartych spotkań z mieszkańcami w różnych dzielnicach – mówi Lucyna Gbiorczyk.
W pozostałe dni pracują albo od 8:00 do 15:00 albo od 7:00 do 14:00 w okresie letnim.
– Staramy się, żeby mieszkańcy nie odczuwali, że pracujemy godzinę krócej dziennie. Na tę chwilę nie mamy żadnych skarg. Tempo pracy naprawdę zostało podkręcone i dajemy radę obsłużyć taką samą liczbę mieszkańców – mówi.
Można więc zapytać, po co w takim razie Lesznu udział w rządowym pilotażu, który też dotyczy skrócenia czasu pracy? Miasto otrzyma w nim ponad 829 tys. dotacji.
„Chcemy na to wykorzystać te środki. To narzędzia, które mają pomóc w obsłudze klientów”
– Te pieniądze absolutnie nie są u nas przeznaczone na to, żeby urzędnicy dostali jakiekolwiek dodatkowe wynagrodzenie, czy premię. My chcemy wykorzystać te środki na zakup narzędzi, na które zawsze brakowało nam środków, bo były ważniejsze zadania. To narzędzia, które mają pomóc w obsłudze klientów tak, żeby mieszkaniec łatwiej coś załatwił w urzędzie – odpowiada Lucyna Gbiorczyk.
Za środki rządowe chcą np. opłacić powiadomienia SMS, dostarczać decyzje o wymiarze podatku za pośrednictwem systemu e-doręczenia, czy zrobić portal interesanta dotyczący podatków i opłat.
– Krócej to przede wszystkim znaczy bardziej efektywnie. A żeby podnieść efektywność, przy mniejszej ilości godzin musimy coś wymyślić, żeby usprawnić pracę. Wiemy, że są takie narzędzia, które mogą nam jeszcze bardziej pomóc. A przede wszystkim mogą pomóc samym mieszkańcom, bo na przykład nie będą stali w kolejkach i będą mogli coś załatwić przez internet. Na tego typu narzędzia chcemy wykorzystać te pieniądze – mówi Lucyna Gbiorczyk.
Rozmawiamy chwilę o emocjach społecznych.
– Wiadomo, że są to środki publiczne. Mamy tego świadomość. Staramy się nimi gospodarować jak najlepiej. Wiem, że wszystko, co dotyczy pracy urzędników, budzi duże kontrowersje społeczne. Natomiast nasze stanowiska nie są stanowiskami dziedziczonymi. Zapraszam wszystkich chętnych do aplikowania – reaguje mieszkanka Leszna.
Na koniec ciekawostka. Wcześniej w Urzędzie Miasta w Lesznie mieli problem z pozyskaniem pracowników.
– W tej chwili mamy większe zainteresowanie naszymi ofertami. Ludzie mówią wprost, że to siedmiogodzinny czas pracy do nich przemawia i że dla nich jest to na plus. Że nie zawsze liczą się tylko pieniądze – mówi urzędniczka.
Dodaj komentarz