
W 2026 roku na obronę mamy wydać rekordowe 201 mld zł, co przełoży się na 4,83 proc. PKB Polski. Na papierze widzimy więc kolejne imponujące wzrosty. Dokładna lektura przyjętych założeń prowadzi jednak do wniosku, że sytuacja wygląda bardzo niepokojąco. Fakty są bowiem takie, że na zbrojenia w 2026 roku wydamy z budżetu centralnego nominalnie mniej niż w 2025 roku.
Rekordowy budżet i olbrzymie wydatki na obronę
W czwartek, 28 sierpnia 2025 roku, Rada Ministrów przyjęła projekt ustawy budżetowej na 2026 rok. Przyszłoroczny budżet będzie pod wieloma względami rekordowy. Zaplanowane dochody budżetu wynoszą aż 647,2 mld zł. Biorąc pod uwagę, że produkt krajowy brutto Polski wyniesie w 2026 roku 4160,2 mld zł, dochody budżetowe wyniosą 15,6 proc PKB. Jeśli chodzi zaś o wydatki, to te sięgnąć mają aż 918,9 mld zł, czyli 22,1 proc. PKB. Deficyt wyniesie 271,7 mld zł (6,5 proc. PKB). Warto przy tym pamiętać, że mówimy jedynie o wydatkach z budżetu centralnego. Dane te nie obejmują więc pozabudżetowych funduszy czy wydatków samorządów.
Na obronność wydać mamy w 2026 roku 201 mld zł. Warto jednak pamiętać, że wydatki na obronę możemy podzielić na te zawierające się w ramach centralnego budżetu oraz zrealizowane w ramach Funduszu Wsparcia Sił Zbrojnych (FWSZ). To bardzo ważny podział, którego dobre zrozumienie zupełnie zmienia interpretację liczb, którymi chwalą się rządzący. Z 918,9 mld zł wydatków z budżetu centralnego na obronę przeznaczymy 124,829 mld zł, co będzie odpowiadać równym 3,0 proc. PKB. Wartość ta nie jest przypadkowa, ponieważ narzuca ją przyjęta w 2022 roku ustawa o obronie Ojczyzny.
124,8 mld zł to 13,6 proc. całości budżetu centralnego. W ramach FWSZ wydać mamy 79,51 mld zł. Ci, którzy szybko liczą w głowie, zorientują się, że da to łącznie kwotę 204,3 mld zł, w czasie gdy wydatki na obronę wynieść mają 201 mld zł. Rozbieżność ta nie jest zresztą przypadkowa, ponieważ z budżetu państwa do FWSZ przekazane ma zostać 3,335 mld zł. Gdy uwzględnimy tę kwotę, to wydatki zrealizowane w ramach FWSZ oraz budżetu centralnego sumują się poprawnie.
Fundusz Wsparcia Sił Zbrojnych, czyli budżetowa bomba, której nikt nie chce rozbroić
Przed wybuchem pełnoskalowej wojny na Ukrainie Polska wydawała na obronę ok. 2 proc. PKB. Dawało to kwotę 50-60 mld zł rocznie. Wybuch wojny na Ukrainie sprawił, że rządzący zaczęli w pośpiechu kupować warty dziesiątki mld zł sprzęt wojskowy. Zamówiliśmy nowe samoloty, czołgi, artylerię, radary i wyrzutnie pocisków przeciwlotniczych. Budżet jednak nie jest z gumy, a potrzeby finansowe armii są olbrzymie.
W ramach ustawy o obronie Ojczyzny zapisano dwie istotne zmiany. Po pierwsze, na rządzących nałożono wymóg wydawania na obronę 3 proc. PKB z budżetu. Po drugie, powołano do życia Fundusz Wsparcia Sił Zbrojnych. Idea jest bardzo prosta – pożyczamy dziesiątki mld zł, które możemy następnie wydawać na sprzęt wojskowy. Pieniądze pozyskane w ten sposób, jak w skarbonce, mogą leżeć spokojnie na kontach FWSZ (w przypadku budżetu przepadają one wraz z końcem roku).
Projekt szybko spełnił pokładane w nim nadzieje, pozwolił na pozyskanie pokaźnych kwot, jest niezwykle elastyczny, a w dodatku nie był liczony do rządowego zadłużenia (którego limit wpisano do konstytucji). FWSZ ma jednak jedną wadę, przez którą zaczyna być dziś tykającą, finansową bombą. Przepisy, na mocy których powołano go do życia, nie gwarantują, że będzie on finansowany spoza kasy przeznaczonej na armię. Praktyka pokazała, że długi spłacane są dotychczas ze środków przeznaczanych na obronę.
Tylko w 2026 roku na obsługę długu zaciągniętego w ramach FWSZ wydamy z budżetu na obronę ponad 7 mld zł (czyli 0,15 proc. PKB). Jeśli nic się nie zmieni (a chwilowo nic na to nie wskazuje), FWSZ okaże się zaraz poważną kulą u nogi dla MON. Wyobraźmy sobie sytuację – w 2030 roku na obronę zamierzamy wydać 4 proc. PKB, ale 1 proc. kosztować będzie sama obsługa zadłużenia. Będziemy żyć w fikcji wysokich wydatków na obronność.
Liczby obnażają problemy z pieniędzmi
Przejdźmy do konkretnych liczb. Wydatki na obronę mają wynieść w 2026 roku 201 mld, czyli 4,83 proc. PKB. 124,8 mld zł (3 proc. PKB) ma zostać wydane w ramach budżetu centralnego, a 79,5 mld zł (-3,3 mld zł dotacji z MON), czyli 1,8 proc. PKB, w ramach pozabudżetowego FWSZ.
Warto te liczby osadzić w pewnym kontekście. Tak wyglądało to w poprzednich latach:
2022 (wykonanie) – 68,4 mld zł (2,22 proc. PKB),
2023 (wykonanie) – 111,2 mld zł (3,26 proc. PKB),
2024 (wykonanie) – 137,2 mld zł (3,77 proc. PKB),
2025 (plan) – 186,6 mld zł (4,7 proc. PKB),
2026 (plan) – 201 mld zł (4,8 proc. PKB).
Widzimy więc solidny wzrost zarówno względem PKB, jak i w wartościach nominalnych. W tym miejscu mamy jednak duże “ale”. O ile budżet centralny jest w zakresie obrony realizowany niemal w 100 proc., to wykonanie FWSZ jest znacznie niższe. W 2023 roku było to ok. 50 proc., a w 2024 roku ok. 70 proc. Do połowy tego roku plan zrealizowano w zaledwie 16 proc. Nie zdziwi zatem, jeśli finalnie będzie to mniej niż 50 proc. Rządzący chętnie chwalą się planami, nie zaznaczając przy tym, że już w poprzednich latach obserwowaliśmy duży rozjazd pomiędzy tym, co zakładano, a co zrealizowano. Dla przykładu w 2024 roku wydać mieliśmy 4,2 proc. PKB, a wydano jedynie 3,77 proc.
Jak już wcześniej zaznaczyliśmy, FWSZ nie tylko nie jest realizowany w zakładanej skali, a dodatkowo jest to jedynie dług, który obecnie spłacany jest z pieniędzy na obronę. Biorąc pod uwagę, jak wielki jest planowany deficyt, trudno oczekiwać, aby rządzący chętnie chcieli spłacać to zadłużenie z innych źródeł. Dziś odsetki od długu zaliczane są do wydatków na obronę, co z PR-owego punktu widzenia jest dla rządzących bardzo korzystne. Nie jest to jedynie zarzut do obecnej ekipy, ponieważ poprzednia nie zrobiła dostatecznie dużo, aby zabezpieczyć finansowanie modernizacji Sił Zbrojnych w odpowiedni sposób.
Jak zatem wyglądają wydatki na obronę w ramach budżetu centralnego? Ponownie spójrzmy na dane z kilku lat:
2022 (wykonanie) – 68,4 mld zł (2,22 proc. PKB),
2023 (wykonanie) – 97,6 mld zł (2,86 proc. PKB),
2024 (wykonanie) – 118,1 mld zł (3,24 proc. PKB),
2025 (plan) – 124,3 mld zł (3,1 proc. PKB),
2026 (plan) – 124,8 mld zł (3,0 proc. PKB).
Tak pokazane dane ukazują już zupełnie inną dynamikę wydatków na zbrojenia. Widzimy, że wprowadzona minimalna wysokość wydatków na zbrojenia w wysokości 3 proc. PKB sprawiła, że rządzący faktycznie zwiększyli środki wydawane na armię z budżetu. Od 2024 roku widzimy jednak spadek planowanych wydatków względem PKB.
Problemy w finansach już zaczynają być odczuwalne
Zostawmy na chwilę wydatki w ramach FWSZ i skupmy się na budżecie centralnym. Widzimy tutaj pewien regres względem 2024 roku, zarówno gdy weźmiemy pod uwagę udział w PKB, jak i nominalnie po uwzględnieniu inflacji. Nadal jednak wydatki te są wyraźnie wyższe od tych sprzed kilku lat. Problem jednak w tym, że od tego czasu Wojsko Polskie znacznie urosło.
W 2015 roku w Siłach Zbrojnych służyło 100 tys. żołnierzy. W 2021 roku było to już 145 tys., choć wzrost ten zawdzięczamy głównie rozwojowi Wojsk Obrony Terytorialnej, gdzie pod koniec 2021 roku służyło blisko 30 tys. żołnierzy niezawodowych (tzw. TSW – Terytorialnej Służby Wojskowej). Rok 2024 zakończyliśmy z wynikiem 205 tys. żołnierzy, w tym 143 tys. zawodowych, 32 tys. TSW, 17 tys. w ramach DZSW oraz 9 tys. kandydatów na żołnierzy zawodowych.
Tak duży wzrost liczebności Sił Zbrojnych oznacza, że musimy wydawać coraz więcej na wynagrodzenia, dodatki, mundury, amunicję, energię elektryczną czy żywność. O jak dużej skali wzrostów mówimy? Gdy pod uwagę weźmiemy planowane na 2026 rok wydatki bieżące (czyli m.in. wynagrodzenia żołnierzy, remonty, zakup energii oraz żywności) oraz świadczenia na rzecz osób fizycznych (emerytury i renty, uposażenia żołnierzy DZSW i TSW), to otrzymamy kwotę 70,63 mld zł, w tym 52,46 mld zł na wydatki bieżące i 18,17 mld zł na świadczenia na rzecz osób fizycznych. Przekłada się to na ok. 1,7 proc. PKB.
Dla porównania w 2022 roku było to kolejno 28,39 mld zł na wydatki bieżące i 10,42 mld zł na świadczenia na rzecz osób fizycznych, czyli razem 38,81 mld zł. To 1,25 proc. PKB. Oznacza to, że sam wzrost liczebności armii wymaga dziś wydatków o 0,55 proc. PKB wyższych niż w 2022 roku (przy założeniu, że chcemy mieć tyle samo środków na zakupy sprzętu wojskowego). Wydaliśmy wtedy 2,2 proc. PKB, co oznacza, że podniesienie tych wydatków do 2,8 proc. PKB jest koniecznością z samego tylko tytułu wyższych kosztów utrzymania liczniejszej armii.
Same wydatki z budżetu dają więc zaledwie dodatkowe 0,2 proc. PKB rocznie na zakup uzbrojenia. To jedynie 8,3 mld zł (dla PKB, które założono w ramach projektu ustawy budżetowej na 2026 rok). W takich warunkach z wydatków na obronność postanowiono zabrać 5,5 mld zł na realizację zadań wynikających z ustawy o ochronie ludności i obronie cywilnej. To bardzo potrzebne inwestycje, ale wątpliwa wydaje się zasadność finansowania ich z i tak zbyt skromnych środków Ministerstwa Obrony Narodowej.
Wydatki na zbrojenia z budżetu centralnego nominalnie zmaleją
Problemy z finansowaniem modernizacji Sił zbrojnych RP jak w soczewce widać w planowanym budżecie. Spójrzmy na wydatki majątkowe w ramach części 29 „Obrona narodowa” na przestrzeni lat. Kategoria ta skupia wydatki, których celem jest zakup nowego sprzętu wojskowego, uzbrojenia czy budowa infrastruktury dla armii.
2022 (wykonanie) – 15,3 mld zł (0,49 proc. PKB),
2023 (wykonanie) – 42,5 mld zł (1,24 proc. PKB),
2024 (wykonanie) – 50,95 mld zł (1,40 proc. PKB),
2025 (plan) – 51,5 mld zł (1,32 proc. PKB),
2026 (plan) – 42,15 mld zł (1,01 proc. PKB).
Tak przedstawione dane jasno pokazują – z budżetu centralnego na zbrojenia w 2026 roku wydamy nominalnie mniej niż w 2025 roku (przy założeniu pełnej realizacji planu). Gdy weźmiemy pod uwagę udział w PKB, to ten spada od 2024 roku i w 2026 roku ma być jedynie o 0,5 proc. PKB wyższy niż w 2022 roku. Już dziś nie ulega wątpliwości, że te środki nie starczą nawet na opłaty związane z już podpisanymi umowami, nie wspominając nawet o zakupie większej ilości sprzętu wojskowego.
Wnioski nasuwają się same – konieczne będzie zwiększenie budżetu albo ograniczenie kosztów. W innym wypadku zostaniemy w sytuacji, gdy środków nie wystarczy, aby wyposażyć naszych żołnierzy w potrzebny sprzęt. Bazując na planowanych strukturach Wojska Polskiego, potrzebne będą zakupy setek dodatkowych czołgów, kołowych transporterów opancerzonych, nie wspominając już o bojowych wozach piechoty Borsuk czy niezamówionych jeszcze niszczycielach czołgów. A wspomniane potrzeby to jedynie wierzchołek góry lodowej. Potrzeba nam latających tankowców, nowych samolotów wczesnego wykrywania, dodatkowych myśliwców, okrętów podwodnych czy ciężkich śmigłowców transportowych.
Brak pieniędzy na sprzęt dla armii to niejedyny problem. Celem obecnego kierownictwa jest zwiększenie potencjału polskiego przemysłu obronnego i udziału zakupów w krajowym przemyśle obronnym. To nie jest możliwe bez stabilnego i solidnego systemowego wsparcia innowacyjności.
Tymczasem na badania naukowe i prace rozwojowe planujemy przeznaczyć w 2026 roku zaledwie 1,02 mld zł. To 0,5 proc. naszych wydatków na obronność i 0,025 proc. PKB. Trudno znaleźć odpowiednie słowa, żeby skomentować tak skromne finansowanie dla tak ważnego dla nas obszaru. Bez własnych badań nie będziemy w stanie opracować konkurencyjnych rozwiązań, a co za tym idzie – samodzielnie produkować i sprzedawać nowoczesną broń. To szczególnie istotne w perspektywie problemów w finansowaniu drogich zakupów za granicą.
Jeszcze więcej pieniędzy na wojsko?
Jeśli zdecydujemy się na brak rewizji planów rozbudowy Wojska Polskiego, to koniecznością okaże się wzrost wydatków. Sam zamysł FWSZ nie jest zły, ale wymaga zapisania w ustawie zmian związanych z obsługą długu, która leży dziś na barkach MON. Niezależnie od tego, czy dług będzie zaciągany w ramach budżetu centralnego, czy FWSZ, konieczne okazuje się zwiększenie transferów z kasy państwa. Możliwości są dwie: zmniejszenie wydatków na inne obszary lub wzrost dochodów.
Dokładniejsze przyjrzenie się sytuacji finansowej państwa pkazuje, jak trudne będzie to zadanie. Choć armia potrzebuje dziś dodatkowych dziesiątek miliardów złotych rocznie, to należy pamiętać, że nie jest to jedyny obszar państwa, gdzie brak środków jest dziś zagrożeniem dla bezpieczeństwa. Polska potrzebuje środków na ochronę zdrowia (która jest dziś jedną z najgorzej finansowanych w całej UE) czy inwestycje w energetykę, rozwój szybkich kolei i budowę Centralnego Portu Komunikacyjnego.
Przekierowanie dodatkowych środków byłoby zatem możliwe tylko dzięki rezygnacji z części obietnic wyborczych – 800 plus, babciowego, renty wdowiej czy 13. i 14. emerytury. Decyzja taka byłaby politycznym samobójstwem, więc trudno oczekiwać jej od rządu, który i bez tego mierzy się z kryzysem zaufania. Nawet gdyby rządzący zdecydowali się na tak drastyczny krok, to na drodze mógłby stanąć nowy prezydent Karol Nawrocki.
Rozwiązaniem może być też wzrost dochodów. Tutaj ścieżki są dwie – deficyt lub wyższe podatki. Jeśli chodzi o deficyt, to ten już teraz jest wysoki. Czy jest przestrzeń na jego zwiększenie? Jest, ale już w tej chwili sytuacja finansów publicznych w Polsce zaczyna budzić wśród ekonomistów wątpliwości. Wydaje się jednak, że jest to jedna z łatwiejszych alternatyw. Inną jest bowiem wzrost opodatkowania. Przykład akcyzy na alkohol i podwyżki podatku cukrowego pokazują, że te może skutecznie blokować nowy prezydent.
Wiemy zatem, że wzrost opodatkowania będzie utrudniony i w najlepszej sytuacji bardzo ograniczony, a rezygnacja z hojnych programów socjalnych może okazać się politycznym samobójstwem. Można także ograniczyć plany rozbudowy sześciu dywizji. Takie działanie dałoby jednak opozycji polityczne paliwo, a rządzący jak ognia unikają sytuacji, w których mogliby zostać oskarżeni o zmniejszanie potencjału Wojska Polskiego.
Czy jest wyjście z patowej sytuacji?
Jest przynajmniej kilka wyjść z patowej sytuacji. Najprostszym (z politycznego punktu widzenia) wydaje się dalsza szeroko zakrojona rozbudowa Sił Zbrojnych bez względu na okoliczności, która będzie skutkować swego rodzaju fikcją. Na papierze posiadać będziemy prawdziwie potężną armię, choć w rzeczywistości będzie borykać się ona z dużymi lukami w kluczowych zdolnościach.
Dużą szansą jest unijny program SAFE (Security Action for Europe). W jego ramach Polska mogłaby pożyczyć pieniądze na korzystnym oprocentowaniu oraz z długim, 45-letnim okresem spłaty. Budżet całego programu wynosi 150 mld euro. Polska mogłaby być największym beneficjentem. Gdyby udało się otrzymać w ten sposób 20-40 mld euro, to byłby to zastrzyk szalenie potrzebnej nam gotówki.
Niezależnie od napływu środków z programu SAFE, rząd powinien i tak dogadać się z nowym prezydentem w sprawie ograniczenia części hojnych wydatków socjalnych oraz wzrostu obciążenia podatkowego.
Trzecim elementem odpowiedzialnej polityki rządu powinna być racjonalizacja planów rozbudowy Sił Zbrojnych. Nie chodzi oczywiście o powrót do planu posiadania jedynie trzech dywizji. Lepiej jednak mieć cztery dobrze wyposażone dywizje od sześciu, dla których nie będziemy w stanie zakupić wyposażenia wojskowego. Rządzący powinni w ramach planu modernizacji technicznej opracować klarowny system priorytetów z uwzględnieniem możliwości finansowych.
Dziś mierzymy się z sytuacją, gdy inwestujemy absurdalnie dużo środków w rozwój wojsk rakietowych czy śmigłowców uderzeniowych, w sytuacji gdy brakuje pieniędzy na pozyskanie nowych okrętów podwodnych czy ciężkich śmigłowców transportowych. Nie ulega wątpliwości, że wydatki na obronę powinny być większe niż obecnie. Z drugiej strony, trudno mówić o 5 proc. PKB w czasie, gdy ledwo realizujemy 3 proc. PKB w ramach budżetu centralnego. Nie można wykluczyć, że racjonalizacja części wydatków (np. wynagrodzeń) będzie wymagała głębszych reform, takich jak przywrócenie obowiązkowej zasadniczej służby wojskowej.
Wnioski płynące z obecnej sytuacji są jasne – brakuje systemowego myślenia w zarządzaniu dostępnymi zasobami. Plany modernizacji Sił Zbrojnych RP powinny być opracowywane z uwzględnieniem potrzeb, ale także możliwości naszego państwa. Trudno byłoby uznać za sukces rozbudowę wielkiej armii, przy jednoczesnym zaniedbaniu energetyki, szkolnictwa wyższego czy ochrony zdrowia. Dziś w wojnach walczy całe państwo, nie armia. Skuteczna obrona bez sprawnej armii jest bardzo wątpliwa, ale nawet najlepszej armii trudno będzie prowadzić walkę, gdy pozostała część państwa będzie chronicznie niewydolna.
Źródło: WNP.pl
Dodaj komentarz