Upada tabu. Nawet Izraelczycy tracą cierpliwość. „Rozsądny kraj nie zabija dzieci dla zabawy”

Kolejne kraje tracą cierpliwość do działań sił Binjamina Netanjahu w Strefie Gazy, izraelskie organizacje praw człowieka — B’Tselem i Physicians for Human Rights — twierdzą, że Izrael dopuszcza się ludobójstwa na Palestyńczykach, a głos w sprawie coraz częściej zabierają nawet izraelscy politycy. — Oskarżenie o antysemityzm jest bronią używaną przez rząd przekonany o własnej nieomylności. Netanjahu i inni członkowie koalicji wykorzystują te zarzuty, aby bronić się przed uzasadnionymi oskarżeniami o użycie nadmiernej siły — mówi były premier Ehud Olmert. Nie boi się twierdzić, że działania w palestyńskiej enklawie to „wojna eksterminacyjna”. I ostrzega przed kolejnym krokiem Izraela.
 
Wielka Brytania, Francja i Kanada zapowiedziały, że jesienią uznają niepodległość Palestyny. Tradycyjni sojusznicy Izraela w końcu się wyłamują. A jeśli zapytać byłego premiera Izraela Ehuda Olmerta, to obecny premier Binjamin Netanjahu i jego gorliwa prawicowa koalicja rządowa sami są sobie winni.

— Różnica między potwornymi zbrodniami, których Hamas dopuścił się wobec Izraelczyków 7 października, a tym, co my teraz robimy Palestyńczykom, jest coraz większa — mówi w wywiadzie dla POLITICO. — Staliśmy się państwem pariasem.

Ale czy krytyka i izolacja wystarczą, aby zmienić kierunek?

Olmert sprawował urząd w latach 2006—2009 jako lider liberalnej partii Kadima — odłamowej frakcji partii Likud Netanjahu — i jest rzadkim głosem w Izraelu. Jako zaciekły krytyk izraelskiej kampanii wojskowej w Strefie Gazy od początku ostrzegał, że ofensywie brakuje jasnego celu.

Obecnie Netanjahu jest w konflikcie z niektórymi z najwierniejszych sojuszników kraju, wywołując niepokój nawet Niemiec — ubolewa Olmert. Kanclerz Friedrich Merz znajduje się pod rosnącą presją wewnętrzną, aby dołączyć do innych krajów UE i ukarać Izrael za działania w Strefie Gazy, co oznaczałoby zerwanie tradycyjnie niezachwianego wsparcia Berlina. Prezydent USA Donald Trump niedawno zaprzeczył Netanjahu, mówiąc, że palestyńska enklawa doświadcza „prawdziwego głodu” — choć wyraźnie obwiniając Hamas za zablokowanie negocjacji w sprawie zawieszenia broni.

W ostrym artykule zatytułowanym „Wystarczy. Izrael popełnia zbrodnie wojenne” były premier napisał: „To, co robimy w Strefie Gazy, to wojna eksterminacyjna”. Ostrzegł również, że propozycja rządu izraelskiego, aby zgromadzić mieszkańców Strefy Gazy w „mieście humanitarnym” — które nazywa obozem koncentracyjnym — byłaby równoznaczna z czystką etniczną, a wysocy rangą izraelscy dowódcy wojskowi również podchodzą do tego planu z rezerwą.

„Rozsądny kraj nie walczy z cywilami”

Kolejnym odejściem od normy było niedawne powtórzenie zarzutów o zbrodnie wojenne przez dwie najbardziej znane izraelskie organizacje praw człowieka — B’Tselem i Physicians for Human Rights — które twierdzą, że Izrael dopuszcza się ludobójstwa na Palestyńczykach w Strefie Gazy, a zachodni sojusznicy tego kraju mają prawny i moralny obowiązek powstrzymać te działania.

Sam Olmert na początku kampanii bronił Izraela przed „zarzutami ludobójstwa i zbrodni wojennych”, ale jego stanowisko ewoluowało wraz z brutalizacją izraelskich działań, „masowymi mordami cywilów, w tym kobiet, dzieci i osób starszych, oraz celowym głodzeniem mieszkańców Gazy poprzez blokowanie dostaw żywności i pomocy medycznej”. Jak mówi, śmierć i obrażenia cywilów nie powinny być usprawiedliwiane jako straty uboczne.

Nic dziwnego, że dezaprobata Olmerta wzbudziła wściekłość sojuszników Netanjahu, którzy uznali jego wypowiedzi za zdradę i oskarżyli go o „wbicie noża w plecy żołnierzom”. Minister spraw zagranicznych Gideon Sa’ar oskarżył Olmerta o „aktywny udział w kampanii dyplomatycznej, wojnie propagandowej i wojnie prawnej przeciwko państwu Izrael i Siłom Obronnym Izraela”. Minister edukacji Jo’aw Kisz oskarżył go natomiast o przyłączenie się do „radykalnego lewicowego chóru oczerniającego Izrael”.

Innym izraelskim politykiem, który cieszy się taką pogardą prawicy, jest lider Demokratów Jair Golan, który wywołał oburzenie, gdy powiedział izraelskiej telewizji publicznej, że „rozsądny kraj nie walczy z cywilami, nie zabija dzieci dla zabawy i nie stawia sobie za cel wypędzenia ludności”.

W Gazie coraz gorzej

Izraelscy urzędnicy stanowczo zaprzeczają wszystkim zarzutom o zbrodnie wojenne i ludobójstwo, które zostały podniesione w Hadze. Opisali oni również nakazy aresztowania Netanjahu i byłego ministra obrony Joawa Gallanta, wydane przez Międzynarodowy Trybunał Karny, jako przykłady antysemityzmu.

Odruchowe łączenie antysemityzmu z jakąkolwiek krytyką izraelskiej polityki wojennej „jest dla nas bardzo łatwym wyjściem” — zauważa Olmert. „Potępiamy wszystkich jako antysemitów”, co jest błędne i niebezpieczne oraz grozi podsyceniem rzeczywistego antysemityzmu. — Wściekłość na całym świecie w związku z kwestią humanitarną szybko się rozprzestrzenia — mówi.

— Przyczyną publicznych wybuchów jest utrata legitymizacji wojny prowadzonej obecnie przez Netanjahu, czego dowodem jest rosnąca liczba ofiar śmiertelnych wśród ludności cywilnej w Strefie Gazy, kryzys humanitarny oraz strzelanie do dzieci w pobliżu punktów dystrybucji pomocy — dodaje. Według danych izraelskiego rządu od października 2023 r. w enklawie zginęło ok. 30 tys. cywilów. Dane kontrolowanego przez Hamas ministerstwa zdrowia Strefy Gazy mówią z kolei, że liczba zabitych przekroczyła ostatnio 60 tys.

Deklaracja Hamasu, że nie złoży broni, nawet w obliczu wezwań Ligi Arabskiej, nie pomaga również tym, którzy opowiadają się za priorytetowym traktowaniem palestyńskich cywilów. Zwykli mieszkańcy Gazy są uwięzieni między bojową grupą islamistów, która chętnie poświęciłaby ich życie, a izraelskimi supremacjonistami, którzy postrzegają ich jako pomocników Hamasu.

— Oczywiście oskarżenie o antysemityzm jest bronią używaną przez rząd przekonany o własnej nieomylności. Netanjahu i inni członkowie koalicji wykorzystują te zarzuty, aby bronić się przed uzasadnionymi oskarżeniami o użycie nadmiernej siły — mówi Olmert.

Izraelskie plany

Inni krytycy kampanii w Strefie Gazy, tacy jak lewicowy izraelski dziennikarz i autor Gideon Levy, również podejrzewają, że rozproszone zarzuty antysemityzmu — które są szeroko popierane w izraelskim społeczeństwie — zastępują poczucie winy za to, co robi kraj. — Mamy tu wnuki ocalałych z Holokaustu, którzy mówią o przesiedleniu 2,3 mln ludzi, mówią o tym otwarcie. Nie da się tego strawić. Więc lepiej temu zaprzeczyć — dodaje.

Podczas swojej kadencji Olmert był odpowiedzialny za negocjacje w sprawie utworzenia państwa palestyńskiego na ponad 94 proc. okupowanego Zachodniego Brzegu i prawdopodobnie zbliżył się do tego celu bardziej niż jakikolwiek inny izraelski przywódca. Jednak przywódca Organizacji Wyzwolenia Palestyny Mahmud Abbas wycofał się z planu Olmerta, uważając, że jego izraelski rozmówca nie jest w stanie go zrealizować.

I rzeczywiście, Olmert wkrótce potem podał się do dymisji i został skazany za utrudnianie działania wymiarowi sprawiedliwości oraz przyjmowanie łapówek podczas pełnienia funkcji ministra handlu i burmistrza Jerozolimy.

Dzisiaj, gdy na Zachodnim Brzegu mieszka prawie 0,5 mln izraelskich osadników, plan Olmerta byłby znacznie bardziej ryzykowny dla każdego izraelskiego rządu, który chciałby go zrealizować — nawet gdyby tego chciał. Nie, żeby Netanjahu lub jego koalicjanci byli zainteresowani poparciem prawdziwego porozumienia dwupaństwowego. Nawet w lutym 2023 r. Netanjahu powiedział, że jest gotów przyznać Palestyńczykom jedynie autonomię, ale nie suwerenność. Izrael nadal musiałby zachować pełną kontrolę nad bezpieczeństwem Zachodniego Brzegu.

„Nie do przyjęcia i niewybaczalne”

Aby podkreślić swoją rację, izraelski premier przy każdej okazji potępia proces z Oslo, powtarzając, że był to straszny błąd i że po stronie palestyńskiej nie ma nikogo, z kim można by negocjować.

Olmert uważa, że istnieją palestyńscy partnerzy do negocjacji, ale Izrael nieustannie podważa pozycję umiarkowanych Palestyńczyków. Obawia się również, że następnym krokiem może być aneksja Strefy Gazy, a nawet Zachodniego Brzegu – coś, za czym od dawna opowiadają się kluczowi prawicowi partnerzy Netanjahu. Jedynym człowiekiem, który jego zdaniem może to powstrzymać, jest Trump.

— To, co się dzieje, jest całkowicie nie do przyjęcia i niewybaczalne. W pewnym momencie Trump będzie musiał interweniować — mówi Olmert. — Nie wiem, czy Trump ma serce. Ale coś może zmusić go do powiedzenia Netanjahu „dość tego”, ponieważ takie nastroje stają się coraz bardziej powszechne w Ameryce.

Jednak biorąc pod uwagę, że wysłannicy Trumpa chwalili w weekend dystrybucję pomocy przez Izrael w enklawie — co nie jest podzielane przez innych tradycyjnych sojuszników Izraela — perspektywa ta wydaje się mało realna.

Więcej postów

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*


polub nas!