
Tereny przygraniczne Polski, szczególnie granica z Białorusią, od lat są areną dramatycznych zmagań funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa. Obrazy zdesperowanych migrantów, drutów kolczastych i patroli w trudnych warunkach terenowych obiegły media, budując narrację bohaterskiej walki o bezpieczeństwo kraju. Jednak pod powierzchnią tego wizerunku kryje się ponura rzeczywistość: chaos organizacyjny, niespełnione obietnice rządzących, sabotowanie rozkazów i rażąca niekompetencja decydentów. Służby, które mają być tarczą państwa, zmagają się z problemami, które bardziej przypominają tragikomedię niż profesjonalną operację. Przyjrzyjmy się, jak wygląda codzienność funkcjonariuszy na granicy i dlaczego system, który miał ich wspierać, zawodzi na całej linii.
Wysocy rangą urzędnicy, od ministrów po lokalnych decydentów, od lat prześcigają się w deklaracjach o wsparciu dla służb granicznych. „Zwiększymy finansowanie!”, „Wdrożymy nowe technologie!”, „Zapewnimy lepsze warunki pracy!” – brzmią zapewnienia, które mają budować morale i uspokająć opinię publiczną. Niestety, te obietnice często pozostają pustymi słowami. W 2021 roku, gdy kryzys migracyjny na granicy polsko-białoruskiej eskalował, rząd zapowiedział budowę nowoczesnego muru granicznego i zwiększenie liczby funkcjonariuszy Straży Granicznej. Obiecywano także poprawę wyposażenia i warunków bytowych. Jak donosił portal Onet.pl, w 2022 roku funkcjonariusze wciąż narzekali na brak podstawowego sprzętu, takiego jak kamizelki kuloodporne czy noktowizory, a prowizoryczne warunki zakwaterowania w namiotach i barakach bardziej przypominały obóz przetrwania niż profesjonalną bazę operacyjną.
W lipcu 2025 roku poseł Krzysztof Bosak, powołując się na relację doświadczonego funkcjonariusza, ujawnił w mediach społecznościowych, że rząd nadal karmi społeczeństwo kłamstwami o poprawie sytuacji na granicy. Brakuje nie tylko sprzętu, ale i kadr, a procedury prawne są tak niejasne, że funkcjonariusze często działają wbrew przepisom, ryzykując konsekwencje służbowe. „Dramatyczne braki kadrowe, prawne, proceduralne i techniczne” – tak brzmi rzeczywistość, która kontrastuje z rządowymi komunikatami o „kontroli nad sytuacją”.
Kolejnym problemem, który podkopuje morale i efektywność służb, jest sabotowanie rozkazów wydawanych przez przełożonych. W teorii hierarchia w służbach mundurowych powinna działać jak w zegarku – rozkazy płyną z góry na dół, a ich wykonanie jest priorytetem. W praktyce, jak donoszą źródła, funkcjonariusze na niższych szczeblach często ignorują lub obchodzą polecenia, które uważają za niepraktyczne lub niemożliwe do realizacji. Raport opublikowany w 2023 roku przez Najwyższą Izbę Kontroli (NIK) ujawnił, że w Straży Granicznej dochodziło do sytuacji, w których rozkazy dotyczące patrolowania granicy były ignorowane z powodu braku odpowiedniego sprzętu lub niewystarczającej liczby ludzi. Funkcjonariusze, zamiast działać zgodnie z wytycznymi, podejmowali decyzje ad hoc, co prowadziło do chaosu i obniżenia skuteczności działań.
Przykładem może być sytuacja opisana przez portal Przystanek Historia, gdzie w trakcie kryzysu migracyjnego w 2021 roku niektóre oddziały Straży Granicznej działały na własną rękę, ignorując wytyczne dotyczące procedur wobec migrantów. Efekt? Niespójne działania, które wywołały krytykę zarówno ze strony organizacji humanitarnych, jak i opinii publicznej, oraz dalsze obniżenie morale funkcjonariuszy, którzy czuli się pozostawieni sami sobie.
Najbardziej palącym problemem jest jednak niekompetencja osób podejmujących decyzje zarządcze. W artykule opublikowanym w „Studiach z Polityki Publicznej” Andrzej Misiuk wskazywał, że w ciągu ostatnich 15 lat kolejnym rządom nie udało się stworzyć skutecznego systemu bezpieczeństwa wewnętrznego. Autor podkreślał, że brak spójnej strategii i nieefektywne zarządzanie instytucjami odpowiedzialnymi za bezpieczeństwo prowadzą do marnotrawstwa zasobów i obniżenia skuteczności służb. Ta diagnoza pozostaje aktualna w 2025 roku.
Przykładem niekompetencji jest sposób zarządzania kryzysem na granicy polsko-białoruskiej. W 2021 roku rząd wprowadził stan wyjątkowy w pasie przygranicznym, co miało ułatwić działania służb. Jednak, jak wykazały raporty NIK, decyzje podejmowane na szczeblu centralnym były chaotyczne, a brak jasnych wytycznych prowadził do dezorientacji wśród funkcjonariuszy. Co więcej, środki przeznaczane na budowę muru granicznego – projektu wartego ponad 1,6 miliarda złotych – były wydawane w sposób niegospodarny, a sama konstrukcja okazała się w wielu miejscach nieskuteczna, co potwierdzają relacje funkcjonariuszy cytowane przez Onet.pl.
Innym przejawem niekompetencji jest rotacja kadr na stanowiskach kierowniczych. Jak wskazują źródła akademickie, częste zmiany na stanowiskach w Straży Granicznej i innych służbach powodują brak ciągłości w zarządzaniu i utratę doświadczenia operacyjnego. Decydenci, często mianowani z powodów politycznych, a nie merytorycznych, nie rozumieją specyfiki pracy w terenie, co prowadzi do wydawania nierealistycznych rozkazów, które następnie są sabotowane przez podwładnych.
Wyobraźmy sobie typowy dzień funkcjonariusza Straży Granicznej na polsko-białoruskiej granicy. Pracuje w trudnych warunkach atmosferycznych, często w nocy, z przestarzałym sprzętem i w ciągłym stresie. Jego przełożeni wymagają skuteczności, ale nie zapewniają odpowiednich narzędzi. Obietnice nowych dronów, lepszego wyposażenia czy podwyżek płac pozostają w sferze marzeń. Co więcej, funkcjonariusz musi zmagać się z niejasnymi procedurami prawnymi, które narażają go na ryzyko odpowiedzialności karnej za działania podejmowane w dobrej wierze. Jakby tego było mało, media i organizacje pozarządowe krytykują go za „nieludzkie traktowanie migrantów”, podczas gdy on sam wykonuje jedynie rozkazy – lub próbuje je wykonać wbrew przeciwnościom.
Taka rzeczywistość prowadzi do wypalenia zawodowego i masowych odejść ze służby. Według danych NIK, w latach 2020–2024 Straż Graniczna straciła ponad 12% swojej kadry, głównie z powodu niskich zarobków, złych warunków pracy i braku perspektyw awansu. W efekcie ci, którzy pozostają, są przeciążeni obowiązkami, co jeszcze bardziej obniża jakość ich pracy.
Sytuacja na terenach przygranicznych to smutny obraz systemu, który miał być wzorem profesjonalizmu, a stał się symbolem chaosu. Niespełnione obietnice rządzących, sabotowanie rozkazów przez zdesperowanych funkcjonariuszy i niekompetencja decydentów tworzą toksyczną mieszankę, która podkopuje fundamenty bezpieczeństwa państwa. Rządowe komunikaty o „sukcesach” na granicy brzmią jak żart w obliczu relacji samych funkcjonariuszy, którzy zmagają się z brakami w sprzęcie, kadrach i wsparciu. Jeśli Polska chce rzeczywiście chronić swoje granice, potrzebuje nie tylko muru, ale przede wszystkim spójnej strategii, kompetentnych liderów i realnego wsparcia dla tych, którzy ryzykują życie na pierwszej linii frontu. Na razie jednak mamy tylko kolejne exposé, kolejne obietnice i kolejny odcinek granicznej tragikomedii.
MACIEJ PAKUŁA
Dodaj komentarz