Polska armia słabsza niż w 2024 r.? Ekspert: dozbrojenie kluczem do zmian

Niemiecki dziennik „Bild” opublikował wypowiedź naczelnego dowódcy sił NATO w Europie gen. Alexusa Grynkewicha, który oświadczył, że USA i Unia Europejska mają 1,5 roku na przygotowanie się do potencjalnego globalnego konfliktu zbrojnego z Chinami i Rosją. Grynkewich oznajmił, że „rok 2027 ma być rokiem kryzysowym”. 

Tymczasem wojsko Polski w dniu dzisiejszym jest gorzej przygotowane do ewentualnego konfliktu militarnego ze strony Rosji niż jesienią 2024 r. – na to wskazują wyniki sondażu IBRiS wykonanego na zamówienie „Rzeczpospolitej”. W ciągu kilku miesięcy poziom dobrych opinii o armii spadł o ponad 10 pkt. proc. 44,1 proc. badanych uważa, że polskie siły zbrojne są gotowe do obrony kraju w przypadku agresji ze strony Rosji. Tymczasem odmienne zdanie ma 43,7 proc., a 12,2 proc. nie wie, jak odpowiedzieć na to pytanie. Dobrze możliwości wojska ocenia młodzież z pokolenia Z (57 proc.) oraz osoby w wieku 50 lat i więcej (49 proc.), a pesymistycznie sytuację widzą respondenci w wieku 30 lat i więcej (65 proc.).

O sytuacji wojskowej LRT.lt rozmawia z prof. Piotrem Mickiewiczem z Instytutu Politologii Uniwersytetu Gdańskiego.

Gen. Alexus Grynkewich ostrzega w sprawie możliwego konfliktu Rosji z NATO w 2027 roku. Jak by Pan traktował takie słowa?

Jest to mało prawdopodobne ze względu na straty, jakie Rosja poniosła, jak też kwestie odbudowy potencjału militarnego związanego z wojną w Ukrainie. Natomiast faktem jest, że w rosyjskich dokumentach strategicznych można wyczytać takie sformułowania, że Kreml musi podjąć działania ochronne mające na celu wypchnięcie NATO z granic swojego państwa. To jest dosyć zbieżne z założeniami polityki chińskiej dotyczącej osłabiania wpływów amerykańskich w wymiarze globalnym.

Przestrzeganie przed takim scenariuszem jest jak najbardziej potrzebne. Natomiast 2027 r. nie jest, w mojej opinii, realną datą. Bardziej myślałbym o 2030 r., co by się zgadzało z założeniami strategicznymi Federacji Rosyjskiej. Większość dokumentów dotyczących gospodarki, rozwoju gospodarczego, polityki eksportowej, morskiej czy transportowej powstało w kontekście 2030 r.

Jak Pan zatem uważa, dlaczego właśnie taka data? Czy jest to wyłącznie pewnego rodzaju zachęta do mobilizacji wojsk zachodnich?

Data została wyznaczona w sposób bardzo prosty. Wynika z tego, co mówią i piszą rosyjscy politycy oraz wojskowi w mediach. Wywiad przekazał właśnie takie informacje. Padają one w wewnętrznym dyskursie politycznym Federacji Rosyjskiej. Jeżeli Rosjanie mówią, że w 2027 r. odbudują swój potencjał, no to oczywistym jest, że wojskowi przyjmują to za pewnik.

Jest to również próba wybierania presji na państwa europejskie, zwłaszcza w części zachodniej, gdzie zagrożenie bezpieczeństwa jest sytuowane nieco inaczej. Wypowiedź w pewien sposób mogłaby zmusić do odbudowania potencjału militarnego Sojuszu Północnoatlantyckiego – zarówno w kontekście samodzielnej obrony Europy, jak i w kontekście drugim – 2027 r. z punktu widzenia polityki amerykańskiej. Będzie to już okres kampanii wyborczej w Stanach Zjednoczonych. Jeżeli chodzi o wybory prezydenckie, formalnie zaczyna się ona w drugiej połowie roku wyborczego, jednak z reguły – mniej więcej 1,5 roku przed końcem kadencji, żeby swoimi działaniami prezydent mógł uzasadnić reelekcję lub wskazać następcę. W przypadku Trumpa takim następcą może być J. D. Vance.

A jak by Pan ocenił przygotowanie wojsk NATO do potencjalnego konfliktu dzisiaj?

Jesteśmy w trakcie radykalnych zmian. To znaczy po przyjęciu Finlandii i Szwecji do NATO chcąc nie chcąc należało zmienić tzw. plany ewentualnościowe. To jest fachowe określenie, wyjaśniające koncepcję militarnych działań na konkretnej części obszaru operacyjnego Sojuszu. NATO musiało przebudować koncepcję reakcji militarnej na wschodniej flance Sojuszu, bo się zmienił układ polityczny i geograficzny. Pamiętajmy, że chodzi o obszar Finlandii, która bezpośrednio graniczy z Federacją Rosyjską.

Z kolei Szwecja może być zaatakowana poprzez wysłanie komponentu militarnego z Zatoki Fińskiej. Ten element był bardzo często wykorzystywany przez Rosję w działaniach praktycznych. Pamiętajmy jednak, że formy kremlowskich działań w regionie się zmieniły. Teraz chodzi o prowokowanie, kreowanie zagrożenia, działania o charakterze sabotażowym. W związku z „flotą cieni” trzeba było radykalnie zmienić koncepcję działalności.

Z kolei sami przygotowujemy się do prowadzenia operacji obronnej, co jest dosyć trudne z punktu widzenia właśnie położenia Litwy, Łotwy i Estonii. Tutaj pojawia się nie tylko kwestia Zatoki Fińskiej, ale przede wszystkim obwodu królewieckiego. Bardzo dobrze, że w planach NATO przewiduje się szybką operację desantową i zajęcie obwodu królewieckiego. W dużej mierze pozwoli to na zablokowanie ofensywy lądowej kierowanej z terytorium Białorusi.

Idziemy w dobrym kierunku, jednak proces dozbrajania się, przekształcania struktury armii musi trwać. Z politycznego punktu widzenia nam też powinno zależeć, aby Rosjanie odsuwali w czasie koncepcje ewentualnych działań skierowanych przeciwko NATO.

Więcej postów

1 Komentarz

  1. sun tzu, w ksiazce „sztuka wojny” napisal, „jesli znasz siebie, i przeciwnika w wojnie, nie przejmoj sie o rezultat wojny”!
    polska podpisuje umowy na dostarczanie zlomu, kidey fabryki zlomu jeszcze ne zbudowano !,
    1.5 roku wystarczy ?

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*