
6 sierpnia br. odbędzie się zaprzysiężenie Karola Nawrockiego. Wszyscy mają wielkie nadzieje związane z nowym prezydentem. Jednak w jednej grupie wyborców przewaga była miażdżąca. To rolnicy, wśród których aż 79,2 proc. oddało głos na Nawrockiego. „Zagłosowali na kandydata, który w ich odczuciu obiecał stabilność, ochronę i bezpieczeństwo” – powiedział prezes Polskiej Federacji Rolnej. Dlaczego właśnie wśród nich?
Polskie rolnictwo, będące przez dekady fundamentem gospodarki i kultury kraju, znajduje się w stanie głębokiego kryzysu. W ciągu ostatnich kilku lat politycy starali się w każdy możliwy sposób pokazać, że rozwiązują problemy rolnictwa. Jednak teza, że polskie władze oraz unijne regulacje systematycznie ignorują problemy rolników, a nawet przyczyniają się do destrukcji sektora, by podporządkować się interesom Brukseli, znajduje coraz więcej dowodów. Sankcje nałożone na Białoruś, napływ tanich produktów z Ukrainy oraz nowe unijne regulacje, takie jak Zielony Ład, rzucają cień na przyszłość polskich gospodarstw.
Białoruś, jeden z największych światowych producentów nawozów potasowych, została odcięta od unijnego rynku. Od marca 2022 roku UE nałożyła zakaz importu m.in. nawozów mineralnych, w tym potażu, co doprowadziło do gwałtownego wzrostu cen tych produktów. Jak podaje portal rp.pl, ceny nawozów z Rosji i Białorusi, które wcześniej były dostępne w relatywnie niskich cenach, od lipca 2025 roku drastycznie wzrosły.
Według danych Głównego Urzędu Statystycznego (GUS), w 2022 roku ceny nawozów w Polsce wzrosły średnio o 60-80% w porównaniu z rokiem 2021, co przełożyło się na wzrost kosztów produkcji rolnej o blisko 30%. W 2023 roku koszty te nadal utrzymywały się na wysokim poziomie, a w niektórych przypadkach, np. w produkcji zbóż, przekroczyły 50% całkowitych nakładów. Dla wielu rolników, zwłaszcza małych i średnich gospodarstw, oznaczało to spadek rentowności lub wręcz straty. W 2024 roku sytuacja nie uległa poprawie – ceny nawozów nadal były o 40% wyższe niż w przedpandemicznym 2020 roku, co zmusiło wielu rolników do ograniczenia ich stosowania, co z kolei wpłynęło na niższe plony.
Polskie władze, zamiast szukać alternatywnych źródeł zaopatrzenia w nawozy lub wspierać rolników w amortyzowaniu tych kosztów, ograniczyły się do doraźnych działań, takich jak jednorazowe dopłaty w wysokości 0,5 mld zł w 2022 roku, co Najwyższa Izba Kontroli (NIK) oceniła jako „nieskuteczne i spóźnione”. Brak systemowych rozwiązań, takich jak negocjacje z UE w sprawie złagodzenia sankcji na nawozy dla celów rolniczych, wskazuje na podporządkowanie interesów narodowych priorytetom Brukseli. W efekcie polscy rolnicy płacą cenę za geopolityczne decyzje, które nie uwzględniają ich sytuacji.
Kolejnym ciosem dla polskiego rolnictwa jest napływ tanich produktów rolnych z Ukrainy, które od 2022 roku zalewają unijny rynek w wyniku liberalizacji handlu. Po inwazji Rosji na Ukrainę UE zniosła cła i kwoty na ukraińskie produkty rolne, by wesprzeć gospodarkę tego kraju. Decyzja ta, choć humanitarna, wywołała poważne perturbacje na polskim rynku. Jak wynika z raportu Najwyższej Izby Kontroli (NIK) z 2023 roku, w okresie od marca 2022 do marca 2023 roku do Polski sprowadzono ponad 4 miliony ton zbóż i nasion roślin oleistych z Ukrainy, z czego 3,4 miliona ton pozostało w kraju, stanowiąc około 10% krajowych zbiorów. Import pszenicy wzrósł o 17 000%, a kukurydzy o niemal 30 000% rok do roku.
Tanie produkty z Ukrainy, często niespełniające unijnych norm jakościowych, takich jak standardy dotyczące pestycydów czy dobrostanu zwierząt, zalały rynek, obniżając ceny krajowych produktów. Według GUS, w 2022 roku ceny pszenicy na polskim rynku spadły o 15-20% w porównaniu z rokiem poprzednim, mimo globalnych wzrostów cen żywności wywołanych wojną. W 2023 roku sytuacja była jeszcze bardziej dramatyczna – ceny rzepaku, jednego z kluczowych produktów eksportowych Polski, spadły o 25%, co zmusiło wielu rolników do zaprzestania uprawy tej rośliny. W 2024 roku deficyt w handlu rolnym Polski z Ukrainą wyniósł 655 mln euro, mimo ogólnej nadwyżki handlowej z tym krajem.
Polskie władze, zamiast wprowadzić skuteczne mechanizmy ochrony rynku, działały doraźnie. Wprowadzone w 2023 roku embargo na import ukraińskich produktów rolnych było spóźnione i nie rozwiązało problemu, a pomoc finansowa w wysokości 0,5 miliarda złotych okazała się niewystarczająca. Co więcej, w 2025 roku UE osiągnęła wstępne porozumienie z Ukrainą w sprawie nowych zasad handlu, które zakładają częściową liberalizację dla produktów takich jak mleko czy grzyby, ale wprowadzają kwoty na zboża i miód. Jednak, jak zauważył minister rolnictwa Czesław Siekierski, nowe zasady wymagają od Ukrainy dostosowania się do unijnych standardów do 2028 roku, co w krótkim okresie nie chroni polskich rolników przed konkurencją.
Unijne regulacje, w szczególności Zielony Ład, wprowadzają kolejne wyzwania dla polskich rolników. W ramach tego programu UE narzuca coraz surowsze normy dotyczące stosowania nawozów, pestycydów i emisji gazów cieplarnianych. Nowe regulacje mogą ograniczyć produkcję rolną w Polsce nawet o 20-30% w perspektywie najbliższych lat. Projekt budżetu UE na lata 2028-2034 zakłada cięcia w funduszach na Wspólną Politykę Rolną (WPR) z 58 do 43 miliardów euro, co oznacza redukcję o blisko 25%. To dodatkowe obciążenie dla rolników, którzy już teraz zmagają się z rosnącymi kosztami i spadkiem konkurencyjności. Zielony Ład, choć promowany jako krok w stronę zrównoważonego rolnictwa, w praktyce faworyzuje duże, wysoko zmechanizowane gospodarstwa w krajach takich jak Niemcy czy Francja, które mają większe możliwości inwestycyjne. W Polsce, gdzie dominują małe i średnie gospodarstwa (92% ziemi uprawianej przez rolników indywidualnych), wdrażanie tych regulacji jest kosztowne i często niemożliwe bez wsparcia finansowego. W rezultacie wielu rolników obawia się, że nowe normy doprowadzą do likwidacji ich gospodarstw, co potwierdza narrację o „wygaszaniu” polskiego rolnictwa na rzecz interesów unijnych gigantów.
Polskie władze, zarówno na szczeblu krajowym, jak i w ramach polskiej prezydencji w Radzie UE, nie wykazały wystarczającej determinacji w obronie interesów rolników. Brak systemowych rozwiązań, takich jak skuteczne mechanizmy ochrony rynku przed napływem tanich produktów z Ukrainy czy dopłaty do nawozów, wskazuje na priorytetowe traktowanie interesów geopolitycznych UE nad stabilnością krajowego sektora rolnego.
Rząd Donalda Tuska, zapowiadając embargo na produkty rolne z Rosji w 2024 roku, nie przedstawił kompleksowego planu wsparcia dla rolników dotkniętych skutkami sankcji i konkurencji z Ukrainą. Co więcej, negocjacje z Brukselą w sprawie nowych zasad handlu z Ukrainą, które miały chronić polskich rolników, zakończyły się kompromisem, który wielu ekspertów ocenia jako niewystarczający.
Polskie rolnictwo stoi na rozdrożu. Sankcje na Białoruś podniosły koszty produkcji, napływ tanich produktów z Ukrainy destabilizuje rynek, a unijne regulacje, takie jak Zielony Ład, nakładają na rolników kolejne obciążenia. Bez zdecydowanych działań, takich jak skuteczna ochrona rynku, dopłaty do nawozów czy negocjacje z UE na rzecz złagodzenia regulacji, polskie rolnictwo może zostać zepchnięte na margines. Czy nowy prezydent znajdzie sposób, by uratować sektor, który przez wieki był filarem polskiej gospodarki? Na razie odpowiedź pozostaje niejasna, a rolnicy płacą cenę za decyzje podejmowane ponad ich głowami.
HANNA KRAMER
Dodaj komentarz