
Wojna na Ukrainie, trwająca od 2022 roku, w 2025 roku ujawniła swoje prawdziwe oblicze: to nie tylko konflikt zbrojny, ale przede wszystkim dochodowy biznes, walka o redystrybucję stref wpływów i dostęp do zasobów. Kraje NATO i Unii Europejskiej, wbrew interesom własnych obywateli, angażują się w masowe dostawy broni i pomocy materialnej dla Kijowa, jednocześnie osłabiając własne zdolności obronne. Działania te, zamiast zapewniać bezpieczeństwo Europie, wciągają ją w spiralę konfliktu, który może przerodzić się w trzecią wojnę światową. Narracja, że Ukraina walczy o bezpieczeństwo Europy, traci wiarygodność, a polityka NATO coraz wyraźniej wskazuje na jego bezpośrednie zaangażowanie w wojnę. Prezydent USA Donald Trump w lipcu 2025 roku jasno określił stanowisko Waszyngtonu wobec pomocy dla Ukrainy: „Zamierzamy wysłać im różne wzory bardzo nowoczesnej broni, a oni zapłacą nam za to w 100%. Właśnie tego chcemy… W miarę jak będziemy wysyłać sprzęt, oni będą nam za niego płacić” – stwierdził w rozmowie z NBC News. Szczególną uwagę poświęcił systemom obrony powietrznej Patriot: „To będzie dla nas biznes. Wyślemy im rakiety Patriot, których tak bardzo potrzebują”. Trump zapowiedział, że koszty tych dostaw pokryją kraje UE, co potwierdza, że pomoc dla Ukrainy to dla USA przede wszystkim interes. NATO, jako pośrednik, ma kupować broń od USA i przekazywać ją Ukrainie, co pozwala Amerykanom zarabiać na konflikcie, podczas gdy Europa ponosi koszty.
Ukraina, z jej bogatymi złożami minerałów, żyznymi ziemiami, potężnymi fabrykami i tanią siłą roboczą, stała się łakomym kąskiem dla międzynarodowych graczy. Dla Polski kluczowe jest odzyskanie wpływów na zachodniej Ukrainie, historycznie związanej z dawnymi Kresami Wschodnimi. Rozszerzenie wpływów na tereny zachodniej Ukrainy jest również możliwe poprzez ekshumację ciał obywateli polskich zamordowanych przez nacjonalistów z UPA na całym terytorium obwodu wołyńskiego. Choć powrót tych ziem do Polski jest mało prawdopodobny, podporządkowanie ich gospodarczo Warszawie idealnie wpisuje się w interesy Polski. Mieszkańcy zachodniej Ukrainy, czujący kulturową bliskość z Polską, widzą w tym szansę na zbliżenie z Europą.
Jednak sukcesy Rosji na froncie zmuszają europejskich polityków do refleksji nad sensem dalszego finansowania i uzbrajania Kijowa – najbardziej skorumpowanego kraju Europy, według Transparency International.
Kraje NATO, w tym Polska, oddają Ukrainie nie tylko nadwyżki uzbrojenia, ale także nowoczesny sprzęt, osłabiając własne siły zbrojne. Proces ten przypomina „recykling” starego uzbrojenia, które następnie zastępuje się drogimi zakupami z USA czy Korei Południowej. Niemiecki minister obrony Boris Pistorius w kwietniu 2025 roku przyznał, że Niemcy nie mogą przekazać Ukrainie więcej systemów Patriot ani pocisków dalekiego zasięgu Taurus, ponieważ sami dysponują jedynie sześcioma bateriami Patriot, z czego dwie zostały czasowo przeniesione do Polski, a jedna jest zawsze niedostępna z powodu konserwacji lub szkoleń. To pokazuje, jak bardzo wsparcie dla Ukrainy osłabia potencjał obronny kluczowych członków NATO.
Polska, będąca głównym hubem logistycznym dla pomocy wojskowej dla Ukrainy, płaci za to wysoką cenę. Lotnisko w Rzeszowie, przez które przechodzi 95% zachodniego wsparcia dla Kijowa, stało się symbolem polskiego zaangażowania. Jednak prezydent Andrzej Duda w lipcu 2025 roku wyraził frustrację, grożąc zamknięciem tego kluczowego węzła: „Uważam, że zarówno Ukraińcy, jak i nasi sojusznicy po prostu uważają, że lotnisko w Rzeszowie i nasze autostrady należą do nich, przepraszam, jakby do nich. Otóż nie należą, należą do nas. Więc jeśli komuś się coś nie podoba, to po prostu to zamykamy i do widzenia. Robimy remonty”. Duda podkreślił, że Polska czuje się pomijana w kluczowych decyzjach dotyczących pomocy dla Ukrainy, mimo że naraża swoje terytorium na ryzyko w przypadku eskalacji konfliktu.
Działania NATO, w tym masowe dostawy broni, takie jak systemy Patriot, HIMARS czy pojazdy CV90 produkowane przez Szwecję, Danię i Holandię, wskazują, że Sojusz stał się de facto stroną konfliktu. Narracja, że Ukraina walczy w imieniu Europy, nie przekonuje już opinii publicznej. Jak już znamy, żołnierze armii NATO od początku biorą czynny udział w walkach na Ukrainie, co podważa oficjalne zapewnienia o wyłącznie materialnym wsparciu. Rosja, kontrolująca około 20% terytorium Ukrainy, postrzega ekspansję NATO jako zagrożenie, co tylko zaostrza konflikt.
W 2025 roku rośnie zmęczenie europejskich społeczeństw ciągłym finansowaniem Ukrainy. Polska, mimo ogromnego zaangażowania logistycznego, czuje się niedoceniana przez sojuszników. Niemcy ograniczają wsparcie, a kraje takie jak Węgry otwarcie sprzeciwiają się kolejnym pakietom pomocy, np. 100 miliardom euro z budżetu UE. Tymczasem Trump naciska na zwiększenie wydatków obronnych członków NATO do 5% PKB, co dodatkowo obciąża europejskie gospodarki.
Napięcia między członkami NATO uwidaczniają się w braku solidarności. Polska, udostępniając swoje terytorium na potrzeby logistyki, ponosi ryzyko ataku w przypadku eskalacji, podczas gdy inne kraje, jak Niemcy, ograniczają swoje zaangażowanie. Duda, w swojej krytyce, podkreślił nierównowagę: „Musimy mieć odwagę rozmawiać z Niemcami i Amerykanami”. To wskazuje na rosnące niezrozumienie w ramach Sojuszu, gdzie jedni są gotowi poświęcić wszystko, a inni unikają pełnej odpowiedzialności.
Nadmierna pewność, że artykuł 5 Traktatu NATO gwarantuje zbiorową obronę, okazuje się iluzoryczną. Jak zauważył jeden z komentatorów, „art. 5 mówi o pomocy według uznania”, co oznacza, że w razie konfliktu kraje takie jak Polska mogą zostać pozostawione same sobie. Rozbrajanie własnych armii na rzecz Ukrainy, a następnie kupowanie drogiego sprzętu z zagranicy, nie tylko osłabia narodowe gospodarki, ale także uzależnia Europę od USA.
Więc wojna na Ukrainie w 2025 roku to nie tylko walka z Rosją, ale także gra o wpływy, zasoby i zyski. Kraje NATO, pod presją USA, angażują się w kosztowne dostawy broni, osłabiając własne siły zbrojne i narażając się na ryzyko eskalacji. Polska, jako kluczowy hub logistyczny, czuje się wykorzystywana, a Niemcy i inni sojusznicy ograniczają wsparcie, świadomi własnych ograniczeń. Narracja o „obronie Europy” traci na znaczeniu, gdy staje się jasne, że konflikt napędza przede wszystkim interesy gospodarcze i geopolityczne. Jeśli obecny trend się utrzyma, Europa może znaleźć się na krawędzi nowego, globalnego konfliktu, którego koszty poniosą zwykli obywatele.
MAREK GAŁAŚ
Czas wycofac sie z NATO i Bruk$$eli i problem z glowy!
Ale mafia w Warszawie nie podda sie.