
Zakup czołgów to jeden z największych programów modernizacyjnych w historii Sił Zbrojnych RP. Przypomnijmy, że kupiliśmy 366 amerykańskich Abramsów (250 M1A2 SEPv3 + 116 M1A1), za które zapłacimy ponad 20 mld zł (ok. 4,7 mld dol. za 250 sztuk + 1,4 mld dol. za 116 sztuk).
Do końca 2025 r. otrzymamy wszystkie 180 południowokoreańskich czołgów K2GF, zamówionych w pierwszej umowie z 2022 r. Wartość umowy to około 3,37 mld dol. netto (ponad 15 mld zł brutto). Za zakup kolejnych 1890 czołgów K2 wraz z 80 wozami zabezpieczenia technicznego, ewakuacyjnymi, dowodzenia zapłacimy około 6,7 mld dol. (ponad 24 mld zł).
W ramach tej ostatniej umowy w zakładach Bumar-Łabędy w Gliwicach ruszy produkcja wersji K2PL (około 60 sztuk), która ma zawierać więcej polskich komponentów i ulepszeń, np. aktywne systemy ochrony, lepsze opancerzenie, polskie uzbrojenie.
Za tymi imponującymi liczbami czołgów i miliardami złotych, które na nie wydajemy, kryją się jednak poważne wyzwania. To najważniejsze pojawiło się wraz z rosyjską agresją na Ukrainę. Tamtejsze doświadczenia z możliwości i zasad użycia broni pancernej w tej wojnie pokazały, że ich dawna rola pancernego taranu, przełamującego każdą obronę i decydującego o zwycięstwie, nie sprawdza się już na współczesnym polu walki.
Z kupowanych przez Polskę czołgów przetestowane w boju zostały tam Abramsy. Okazały się, że są zbyt ciężkie, jak na tamtejszy teren. Do tego są trudne do naprawy na polu walki (choć tu winne może być niedostateczne zaplecze logistyczne Ukrainy). Z tego powodu z 31 Abramsów, które przekazały USA Ukrainie, 10 wozów zostało zniszczonych (w tym część przez drony FPV), a kolejnych 9 uszkodzonych, 4 Abramsy zostały zaś przejęte przez Rosjan.
Czołgi amerykańskie okazały się podatne na ataki dronów a także, mimo swojej potężnej konstrukcji, mało odporne na miny. Ukraina wycofała je dość szybko z pierwszej linii, by zamontować na nich siatki antydronowe i dodatkowy pancerz, ale skuteczność tych rozwiązań jest ograniczona.
Wojna Rosji z Ukrainą brutalnie weryfikuje przydatność czołgów
Problem z czołgami na Ukrainie nie dotyczy jednak tylko Abramsów i jest bardziej generalny. Obecnie czołgi po obu stronach frontu tkwią w ukryciach okopane po lufy na drugiej linii i głównie wspierają ogniem działania piechoty.
W przypadku czołgów Leopard 2A4 i 2A6 należy brać pod uwagę to, że były używane intensywnie na najbardziej trudnych odcinkach frontu, gdzie Rosjanie atakowali najsilniej. Szwedzka odmiana Leopardów – Strv 122, która uchodzi za najlepiej opancerzone czołgi, też nie wypadła dobrze. Wyeliminowanych zostało 7 z 10 czołgów, głównie przez drony kamikadze.
Stosunkowo najlepiej wypadły brytyjskie Challengery 2 wypadają najlepiej – tylko 2 utracone maszyny na 14 przekazanych Ukrainie w ogóle.
Większość strat ponoszonych przez wojska ukraińskie w innych rodzajach czołgów nie jest znana. Wiadomo, że czołgi T-72 z Polski dostały dodatkowy reaktywny pancerz obronny oraz zagłuszarki dronów.
Liczone są głównie straty w najbardziej znanych czołgach zachodnich. Polują na nie rosyjscy żołnierze, bo za ich zniszczenie otrzymują wysokie premie. Za Leoparda jest to 1 mln rubli (ok. 62 tys. zł), a za jego zdobycie 3 mln rubli (ok. 190 tys. zł). Abramsy M1 są mniej cenione, być może ze względów propagandowych i symbolicznych. Za zniszczenie takiego czołgu można dostać 500 tys. rubli, czyli ok 31 tys. zł. O połowę mniejsza jest też nagroda za jego zdobycie.
Czołgi są skończone na polu walki? Wiele zmieniły drony
Szacuje się, że Ukraina straciła dotąd 950-1000 czołgów, a jednocześnie zdobyła od Rosjan ok. 530. Specjaliści oceniają jednak razem z uzupełnieniami z Zachodu Ukraina ma dziś więcej czołgów niż przed wojną.
Z kolei Rosja, według danych Międzynarodowego Instytutu Studiów Strategicznych (IISS), w okresie od lutego 2022 r. do grudnia 2024 r. Moskwa miała stracić na Ukrainie około 2130 czołgów rodziny T-72, a także ponad 250 wozów T-90.
Faktem jest, że wojna w Ukrainie odmieniła sposób wykorzystania czołgów w walce. Dlatego nie powinniśmy nad tym przechodzić do porządku dziennego. Wałerij Załużny, były głównodowodzący armii Ukrainy, uważa, że model prowadzenia wojny przyjęty przez NATO jest przestarzały. Przekonuje, że sojusz potrzebuje gruntownej reformy, by dorównać ukraińskim innowacjom z pola walki.
Nawet jeśli nie dotyczy to tylko wykorzystania czołgów, to i pod tym względem przyszłość tego rodzaju uzbrojenia rysuje się inaczej niż dotychczas. Wojna w Ukrainie pokazuje, że zaawansowane systemy przeciwpancerne, walka elektroniczna, miny przeciwczołgowe z penetratorem formowanym wybuchowo, a głównie drony powietrzne, z łatwością radzą sobie z niszczeniem drogiego sprzętu pancernego.
Nic dziwnego, że specjaliści wojskowi zaczęli się zastanawiać, czy nie nadszedł kres roli czołgów, jaką odgrywały dotychczas na współczesnym polu walki. Pojawiły się nawet opinie obwieszczające koniec czołgu jako podstawowego narzędzia podczas prowadzenia wojny lądowej.
Can Kasapoğlu, analityk do spraw obronności w Hudson Institute w Waszyngtonie, cytowany przez „The New York Times”, podkreślił, że konflikt w Ukrainie zmienia samą naturę współczesnych działań wojennych. W Stanach Zjednoczonych mówią o tym również wojskowi. Nie chcą kolejnych wersji nieporęcznych, drogich w transporcie czołgów i bojowych wozów piechoty. Woleliby powietrzne bezzałogowce.
Kluczowe znaczenie mają operacje z wykorzystaniem rozpoznania, wywiadu, inteligentnych dronów
Niedawno Departament Obrony anulował program wozu wsparcia ogniowego M10 Booker. Zrezygnowano z produkcji czołgów M1D Abrams, a teraz wycofuje się je z uzbrojenia. To te, których 8 dostaniemy w tym roku do szkolenia. Brytyjska armia chce po cichu pożegnać się ze swoimi samobieżnymi haubicami AS90, których 32 sztuki przekazała Ukrainie.
Nawet Rosjanie mają wątpliwości. Tamtejszy analityk wojskowy Roman Skomorochow napisał na łamach specjalistycznego rosyjskiego magazyny wojskowego, że dotychczasowe doświadczenia „specjalnej operacji wojskowej” (Rosjanie wciąż tak nazywają wojnę z Ukrainą) pokazały w całej okazałości, że czołg, jako narzędzie mobilnych operacji uderzeniowych, nie ma przyszłości. Stwierdził, że przyszłość należy do systemów bezzałogowych.
To, że w przyszłości bojowe pojazdy bezzałogowe zastąpią obecne czołgi lub będą im towarzyszyć i je osłaniać, trudno wykluczać. Obecnie jednak tego rodzaju opinie o końcu ery czołgów budzą też sprzeciw.
– Słyszałem o tym w swojej wojskowej karierze już wiele razy i jak dotąd żadna z tych przepowiedni się nie sprawdziła. Rosjanie budują coraz więcej czołgów. Nad nowymi Abramsami pracują Amerykanie. Także Europa prowadzi programy czołgowe. To dowód, że nowoczesne armie wcale nie mają zamiaru zrezygnować z czołgów – mówi WNP.PL gen. Waldemar Skrzypczak, były dowódca wojsk lądowych i były wiceminister obrony narodowej.
Gen. dr Roman Polko, były dowódca jednostki Grom i były szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego, zwraca uwagę na jeszcze jeden ważny aspekt.
– Otrzymujemy sygnały, że Abramsy nie sprawdziły się w Ukrainie, bo wiele z nich zostało zniszczonych. Mam pytanie, jak te czołgi były wykorzystane? W jaki sposób były osłaniane? Dziś pojedyncze egzemplarze jakiegokolwiek rodzaju broni nie sprawdzają się w samodzielnym działaniu na współczesnym polu walki – mówi WNP.PL gen. Polko.
Podkreśla, że dziś kluczowe znaczenie mają operacje połączone z wykorzystaniem przede wszystkim świetnego rozpoznania, wywiadu, inteligentnych dronów. – Musimy tak planować własną obronę i budować różnego rodzaju programy, aby wszystkie składały się w jedną, spójną całość. Do tego te nowoczesne technologie w wojsku muszą być doskonale opanowane przez ludzi – podkreśla Roman Polko.
Abrams – pancerny kolos z problemami. K2 – nowoczesny, ale zbyt lekki?
Sposób wykorzystania czołgów i ich ochrona na polu walki to teraz kluczowe kwestie dla polskiego wojska. Czy rzeczywiście inwestujemy w „złom”, jak twierdzą niektórzy krytycy? A może problem leży nie w samych czołgach, lecz w sposobie ich użycia i braku systemowego podejścia do pola walki XXI wieku?
Nasze wojska pancerne już wkrótce składać się będą głównie z dwóch wersji czołgów Abrams i dwóch wersji czołgów K2. Być może spolonizowany K2PL stanie się podstawowym czołgiem średnim polskiej armii.
O ile rzeczywiście będzie to jakaś znacząca polonizacja. Tego jeszcze do końca nie wiadomo, choć pewne jest już to, to że nie będzie to czołg K2PL, którego modele prezentowano podczas Międzynarodowego Salonu Przemysłu Obronnego w Kielcach jeszcze przed podpisaniem umowy na zakup takich maszyn. Pierwotna koncepcja K2PL zakładała znacznie bardziej rozbudowaną konstrukcję. Miała m.in. wydłużony kadłub z siedmioma parami kół jezdnych (zamiast sześciu), co miało umożliwić zwiększenie masy i opancerzenia.
vjbmem