
Mimo że wojna trwa na Wschodzie od 10 lat, polski przemysł nie jest w stanie ruszyć z produkcją podstawowych pocisków artyleryjskich dla polskiej armii. W ciągu roku powstaje ich tyle, że wystarczy najwyżej na dzień działań wojennych, a całe jej zapasy na kilka dni. W tym samym czasie jedyny producent trotylu w NATO, polski Nitro-Chem, sprzedaje po zaniżonych cenach olbrzymie ilości tego materiału Amerykanom. Komu zależy na tym, aby Polska nie produkowała własnej amunicji?
Produkcja amunicji artyleryjskiej kalibru 155 mm to pięta achillesowa polskiego systemu bezpieczeństwa. Mimo że wojna w Ukrainie trwa już ponad trzy lata, nasz przemysł zbrojeniowy nie jest w stanie zbudować takich zdolności. W razie wojny zasoby magazynów wojskowych opustoszeją więc w ciągu kilku dni, o czym głośno mówią już generałowie.
Ministerstwo Obrony Narodowej odmówiło nam odpowiedzi na pytanie o ilość amunicji kalibru 155 mm, którą zakupiło od polskich spółek w 2024 r. Od naszych źródeł wewnątrz polskiego przemysłu zbrojeniowego wiemy, że było to 12 tys. sztuk amunicji. Jednak pociski te nie tyle zostały wyprodukowane, ile złożone przez polskie fabryki, ponieważ większość komponentów pochodziła z zagranicy.
Aby zrozumieć, jak znikoma jest to liczba, należy przypomnieć, że na rosyjsko-ukraińskiej wojnie wystrzeliwuje się ok. 10 tys. sztuk tej amunicji dziennie.
Powody takiego stanu rzeczy są co najmniej zastanawiające, ale też niepokojące, zważywszy że przemysł ma dostęp do wszystkiego, co jest niezbędne, by amunicję produkować. Maszyny i technologia są na wyciągnięcie ręki. Z budżetu do zbrojeniówki płyną pieniądze gigantycznym wręcz strumieniem. Przede wszystkim jednak polskie spółki mają nieograniczony dostęp do trotylu i materiałów wybuchowych potrzebnych do produkcji amunicji artyleryjskiej, ponieważ bydgoska spółka Nitro-Chem jest jego jedynym producentem w NATO.
Amerykanie robią na tym dobry biznes
Gdzie więc leży problem? Kluczem do rozwiązania zagadki jest wspomniany już Nitro-Chem. Produkcja materiałów wybuchowych jest stosunkowo prosta. Generuje jednak ogromne ilości toksycznych odpadów m.in. czerwonych i żółtych wód, których utylizacja jest niezwykle trudna i kosztowana. Zachodnie państwa więc przed laty z niej zrezygnowały. Fabryki zostały zamknięte, choć nie zlikwidowane. W czasie wojny mogą zostać reaktywowane. Na razie państwa sojuszu, przede wszystkim Amerykanie, kupują trotyl w Indiach, RPA, ale najwięcej w Polsce.
W oświadczeniu dla Agencji Reutera amerykańska armia potwierdziła, że korzysta z trotylu przy produkcji pocisków artyleryjskich. Jak zauważa Reuters, obecnie brakuje tego materiału, a ostatnia zachowana fabryka w Europie czy Ameryce Północnej, to bydgoski Nitro-Chem. Zdaniem dziennikarzy agencji znaczna część produkowanego tam trotylu jest wysyłana do Stanów Zjednoczonych. Następnie jest on pakowany w pociski z innymi składnikami i dodawany do kurczących się zapasów armii amerykańskiej. Najstarsze pociski wysyłane są z powrotem do Polski i Ukrainy.
— W Polsce trotyl jest relatywnie tani. Dlatego Amerykanie, kupując go u nas, robią na tym naprawdę dobry biznes. Amunicji, która jest z niego wytwarzana, potrzebuje dzisiaj cały świat. Od Amerykanów kupuje ją Bliski Wschód, Azja, Ukraina. Być może trafia ona również do Rosji. Tego bym też nie wykluczył — mówi wojskowy znający kulisy sprawy.
Trotyl za gwarancje bezpieczeństwa. Kulisy umowy
Na początku kwietnia tego roku Nitro-Chem i Polska Grupa Zbrojeniowa odtrąbiły sukces. Ogłosiły, że bydgoska spółka podpisała z amerykańską firmą Paramount Enterprises International kontrakt na 1,2 mld zł. W ramach tego kontraktu bydgoska firma zobowiązała się dostarczyć Amerykanom 18 tys. ton trotylu. Paramount Enterprises International, jest pośrednikiem, który od wielu lat kupuje trotyl w Polsce i dostarcza go do amerykańskich firm zbrojeniowych, które produkują z niego amunicję.
Jak wynika z naszych informacji Amerykanie, nawet po wybuchu wojny w Ukrainie, kupowali trotyl w Nitro-Chemie za ok. 6 dol. za kilogram. To był najtańszy trotyl na światowym rynku. W Indiach za kilogram trotylu w tym czasie płacono już ok. 15 dol. Tym razem polskiej spółce udało się wynegocjować lepszy kontrakt. Amerykanie będą płacić ok. 17 dol. za kilogram. Problem w tym, że umowa zacznie obowiązywać dopiero w 2027 r. i potrwa do 2029 r.
— Zważywszy na ogromne, światowe zapotrzebowanie na trotyl nikt dzisiaj nie jest w stanie przewidzieć, jaka cena będzie w 2027 r., kiedy ten kontrakt zacznie obowiązywać. Rodzi się pytanie, kto i za pomocą jakich przesłanek skalkulował cenę pod ten kontrakt — mówi nasz informator związany z bydgoską spółką.
Onet zapytał Nitro-Chem, w jaki sposób wyceniono wartość kilograma trotylu w 2027 r. Joanna Żarnowska, specjalista ds. marketingu i PR w bydgoskiej spółce odpowiedziała, że „dane te stanowią tajemnicę przedsiębiorstwa i nie podlegają upublicznieniu”.
O sprawę amerykańskiego pośrednika, który od lat odbiera trotyl z bydgoskich zakładów, pytaliśmy wojskowych. Większość z nich natychmiast ucinała temat. — Za dużo wiem, żeby o tym mówić, bo nie jest to zbyt bezpieczne — rzucił jeden z generałów. Inny dodał: — To jest biznes, w którym są duże pieniądze, służby, światowe interesy. Lepiej w to nie wchodzić.
Bardziej rozmowny był kolejny nasz rozmówca: — Amerykanie najlepsze interesy na trotylu robili z PiS. Kupowali go w Nitro-Chemie poniżej wartości rynkowej. Kiedy zorientowali się, że PiS może zostać odsunięty od władzy, zaczęli się bać, że zostaną wypchnięci z rynku i Nitro-Chem pod nowym kierownictwem przestanie dostarczać im trotyl. Amerykańska ambasada organizowała dla nich spotkania z politykami KO jeszcze przed wyborami. Ich lobbyści też docierali do polityków, bo to jest polityczny deal. Polskim politykom zakomunikowano, że jak Polska chce mieć amerykański parasol, to musimy im dalej sprzedawać trotyl. Zerwanie tego kontraktu było przedstawiane, jako działanie przeciwko amerykańskim firmom w Polsce.
— Czy tak jest w istocie? — zapytali dziennikarze Onetu.
— Moim zdaniem tak. Oni są w stanie postawić tę sprawę wysoko w agendzie rozmów na poziomie politycznym. Ten kontrakt istniał już od dawna. Był fundamentem przychodów Nitro-Chemu. Amerykanie zawsze też kontraktowali zakupy trotylu na wiele lat do przodu, a ze względu na to, że myśmy nie mieli zdolności do produkcji amunicji 155 mm, tylko homeopatyczne ilości składaliśmy z komponentów słowackich, to tym bardziej im się to opłacało. W tym, że sprzedajemy amerykańskiej firmie trotyl, nie byłoby w sumie nic złego. Jeśli sami go nie potrzebowaliśmy, to i tak musielibyśmy go komuś sprzedawać. Dzięki temu ta fabryka dotąd działała. Dzisiaj jednak kiedy sprzedając czysty trotyl, nie budujemy własnych zdolności do produkcji amunicji, to już jest mocno podejrzane — mówi nasz rozmówca.
— Można z tą sprawą wiązać opóźnienia w budowie drugiej i trzeciej linii do produkcji amunicji w Nitro-Chemie? — pytamy.
— Można zrobić takie założenie, przecież Amerykanie kupują nasz trotyl po to, by właśnie produkować amunicję 155 mm. Zapewne nie chcieliby, aby powstała tutaj dla nich konkurencja. To jest tylko spekulacja. Druga, również spekulacyjna teza, jest taka, że to jest wpływ służb rosyjskich w Polsce. Mogą to robić różnymi sposobami, takimi, których ani ja, ani wy nie dojdziecie — mówi nasz informator.
Przyjrzyjmy się więc faktom. Po wybuchu wojny w Ukrainie Andrzej Łysakowski ówczesny prezes Nitro-Chemu, niezwiązany z żadną partią polityczną, zdecydował, że kierowana przez niego spółka musi zacząć budować zdolności do produkcji amunicji 155 mm. W tym celu kupił maszynę do wypełniania pocisków materiałem wybuchowym. Ta maszyna to SZA-15 od słowackiej firmy Konstrukta, która jest monopolistą na europejskim ryku, jeżeli chodzi o tego typu sprzęt. Równocześnie ruszyły prace związane z budową hali i linii produkcyjnej.
To był też czas, kiedy były minister obrony Mariusz Błaszczak rozpoczął zakupy sprzętu wojskowego w Korei Południowej. W zamian Koreańczycy mieli zainwestować w polskie zakłady. Łysakowski postanowił wykorzystać tę szansę. 22-29 listopada 2022 r. koreańska delegacja gościła w Polsce. W tym czasie odwiedziła Nitro-Chem.
Jak wynika z dokumentów Koreańczycy w Bydgoszczy, chcieli zainwestować w nowoczesną technologię do elaboracji, czyli w skrócie napełniania korpusów pocisków materiałem wybuchowym amunicji 155 mm. Zarząd planował postawić na terenie Nitro-Chemu kuźnię, która wytwarzałaby korpusy według pozyskanej od Koreańczyków technologii. Następnie w tym samym zakładzie korpusy miały być napełniane materiałem wybuchowym. Cała produkcja miała się odbywać w tym samym miejscu.
Wigilijna zmiana zarządu
Sprawa budowy zdolności do produkcji amunicji była więc rozpędzona. Nagle zdarzyło się coś, w co pracownikom Nitro-Chemu trudno było uwierzyć. Pod koniec grudnia 2022 r. tuż przed Wigilią zebrała się rada nadzorcza spółki i w trybie natychmiastowym, bez podania przyczyn odwołała prezesa Łysakowskiego. Zastąpił go szeregowy pracownik spółki, przedstawiciel związków zawodowych, który nie miał żadnego doświadczenia menadżerskiego.
Jednak najważniejsze z punktu widzenia rozwoju Nitro-Chemu, ale też zdolności obronnych państwa jest to, że rozmowy z Koreańczykami zostały zerwane, a maszyna SZA-15 przez wiele miesięcy niszczała pod brezentem zostawiona na jednym z palców. Z czasem jednak m.in. pod naporem pytań dziennikarzy, ówczesne władze spółki w końcu ją uruchomiły. W Nitro-Chemie ruszał proces napełniania skorup amunicji 155 mm materiałem wybuchowym.
Zarząd nie przyjechał na podpisanie umowy
W czerwcu 2023 r. Agencja Uzbrojenia podpisała z konsorcjum PGZ umowę na wyprodukowanie 300 tys. pocisków 155 mm w latach 2024-2029 za kwotę 10 mld zł. Nitro-Chem odpowiada za napełnianie pocisków materiałem wybuchowym za pomocą SZA-15. Maszyna już wymaga serwisu i nowych części zamiennych.
Dyrektorzy Nitro-Chemu, razem z pakietem części zamiennych postanowili w słowackiej firmie Konstrukta zamówić również maszyny do dwóch kolejnych linii, by zwiększyć moce produkcyjne i wydajność.
Sprawą zajmowali się dyrektorzy merytoryczni, a nie zarząd, ponieważ od czasu, gdy okazało się, że wyznaczony po wyborach prezes Nitro-Chemu Piotr K. ma zarzuty udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, został usunięty ze stanowiska, a dodatkowo w Nitro-Chemie nadal pracują osoby — dyrektor i kierownik działu handlowego — które mają postawione zarzuty, a sprawa jest już w sądzie.
Od roku spółka nie ma więc pełnoprawnego szefa. Pełniącym obowiązki prezesa jest Arkadiusz Miszuk, człowiek bez doświadczania w przemyśle zbrojeniowym, kojarzony z PSL. Dyrektorzy Nitro-Chemu przygotowali więc dokumentację, wynegocjowali ze Słowakami cenę i terminy dostawy. Dla zarządu została tylko formalność. Podpisanie umowy.
12 grudnia ub.r. do Katowic przyjechała delegacja z firmy Konstrukta na uroczyste zawarcie umowy. W pewnym momencie Słowacy zaczęli się denerwować, bo zarząd Nitro-Chemu spóźniał się na umówione spotkanie. Godziny mijały, Polaków nie było. Nikt ich nie uprzedził.
Po dłuższym czasie stało się jasne, że zarząd Nitro-Chemu nie pojawi się na spotkaniu. — Słowacy wrócili do siebie wściekli. Trudno sobie wyobrazić, by chcieli jeszcze raz usiąść z Nitro-Chemem do rozmów, a bez nich nie zbudujemy kolejnych linii produkcyjnych — mówi jeden z pracowników Nitro-Chemu.
Dlaczego nie doszło do spotkania w Katowicach? O to zapytaliśmy bydgoską spółkę. W odpowiedzi czytamy: „Spotkania robocze i kontakty biznesowe utrzymywane przez spółkę mają charakter wewnętrzny i jako takie nie podlegają upublicznieniu”.
Rząd sypnął groszem. Pośrednik pilnie poszukiwany
Pikanterii sprawie dodaje fakt, że dyrektorzy odpowiedziani za negocjacje ze Słowakami, najbardziej doświadczeni pracownicy bydgoskiej spółki, zostali zwolnieni, bądź zwolnili się sami. Sprawa działania zarządu na szkodę spółki trafiła do prokuratury.
Pracownicy napisali też pismo rozesłane do PGZ i Ministerstwa Aktywów Państwowych, w którym stwierdzają, że „wstrzymanie kluczowych inwestycji oraz ograniczenie zdolności produkcyjnych, w tym amunicji 155 mm, budzi poważne wątpliwości”. Twierdzą, że obecny zarząd wykonał plan inwestycyjny jedynie na poziomie 60 proc.
Jakież było jednak zdziwienie pracowników Nitro-Chemu i byłych już dyrektorów, gdy w styczniu br. na platformie zakupowej PGZ ukazało się ogłoszenie, że spółka szuka kancelarii, która opracuje biznesplan dla inwestycji o nazwie „Zakup linii technologicznych do elaboracji amunicji wielkokalibrowej wraz z wykonaniem niezbędnej infrastruktury technicznej”. Wybór padł na szczecińską kancelarię Zarzecki i Wspólnicy. Na stronie internetowej można przeczytać, że pracujący w niej prawnicy mają szerokie doświadczanie w zakresie doradztwa gospodarczego.
Zapytaliśmy Nitro-Chem, jakie ma wybrana przez nich kancelaria doświadczenie w realizacji biznesplanów zbrojeniowych? Czy przed zakupem przez poprzedniej linii technologicznej do elaboracji amunicji także tworzono podobny biznesplan oraz jaka jest kwota tego zlecenia?
Na żadne z tych pytań spółka nam nie odpowiedziała. „Informacje dotyczące współpracy z kancelarią są objęte klauzulą poufności. Każda planowana inwestycja jest traktowana indywidualnie i wymaga szczegółowej analizy co do podejmowanych działań” – czytamy w oświadczeniu specjalistki do spraw marketingu spółki.
Dowiedzieliśmy się, że rząd zamierza przeznaczyć ponad 120 mln zł na wydatki inwestycyjne w Nitro-Chemie oraz ponad 113 mln zł na dofinansowanie. Doświadczeni menadżerowie z branży zbrojeniowej twierdzą, że kwoty te są mocno przeszacowane. — Zakładając, że ceny poszły o 100 proc. w górę, to i tak pieniądze, jakie chce przeznaczyć rząd na budowę kolejnych linii produkcyjnych w Nitro-chemie są zawyżone o kilkadziesiąt milionów złotych. Chyba że mają trafić do kolejnych pośredników i się rozpłynąć w powietrzu. Krytykowaliśmy PiS za takie działania. Dziś w zbrojeniówce nic się nie zmieniło. Jest przepalanie pieniędzy publicznych a produkcja amunicji, jak nie szła, tak dalej nie idzie — mówi menadżer z branży zbrojeniowej.
Dodaj komentarz