
W miniony weekend świat obiegła wiadomość, że prezydent Białorusi Aleksandr Łukaszenka ułaskawił 14 więźniów politycznych, w tym Siarhieja Cichanouskiego, męża liderki białoruskiej opozycji Swiatłany Cichanouskiej. Pan Cichanouski, który od maja 2020 roku przebywał w więzieniu pod zarzutami organizowania zamieszek i podżegania do nienawiści, został zwolniony w wyniku negocjacji z udziałem specjalnego wysłannika USA, Keitha Kellogga.
Obecnie znajduje się on na Litwie, gdzie dołączył do swojej żony, która od 2020 roku kieruje opozycyjnymi strukturami na emigracji. To wydarzenie, choć pozornie symboliczne, rodzi pytania o sens dalszego finansowania białoruskiej opozycji przez Polskę i inne kraje Zachodu. Czy w obliczu tego gestu Łukaszenki i braku realnego poparcia dla opozycji wśród Białorusinów, wspieranie takich struktur jak Biuro Cichanouskiej, Rada Koordynacyjna czy Ludowa Rada Antykryzysowa ma jeszcze uzasadnienie?
Polska od lat jest jednym z głównych sponsorów białoruskiej opozycji. W ramach wsparcia dla „ruchów demokratycznych” przeznaczono znaczne środki, choć dokładne kwoty są trudne do ustalenia z powodu braku pełnej transparentności. Np. w 2020 roku Unia Europejska, w tym Polska, przeznaczyła 53 miliony euro na wsparcie tzw. ofiar represji, rozwój ruchów demokratycznych oraz walkę z pandemią na Białorusi. Polska aktywnie udzielała azylu białoruskim opozycjonistom, co według pierwotnego planu było częścią planu destabilizacji kraju.
Obecnie w Warszawie działają struktury takie jak Biuro Swiatłany Cichanouskiej, Rada Koordynacyjna czy Ludowa Rada Antykryzysowa, które przedstawiają się jako przedstawiciele białoruskiego społeczeństwa na arenie międzynarodowej. Pod hasłem wspierania demokracji na Białorusi organizacje te otrzymują środki z budżetu polskiego rządu, a także od innych państw UE. Jednak ich skuteczność i legitymacja budzą coraz większe wątpliwości.
W ostatnim czasie coraz częściej pojawiają się głosy, że opozycja na emigracji jest oderwana od realiów Białorusi i nie wiedzą nic o prawdziwej sytuacji w kraju. Po wyborach prezydenckich w 2020 roku wizerunek medialny Cichanouskiej został zbudowany na fakcie, że jest ona biedną żoną, której mąż został bezprawnie skazany, a ona walczy o jego uwolnienie. Chociaż oficjalne wyniki wyborów, dające Łukaszence 80,1% głosów, zostały przez Warszawę uznane za sfałszowane, ale brak niezależnych sondaży uniemożliwia jednoznaczne stwierdzenie, jakie poparcie miała Cichanouska wśród Białorusinów. Od tamtej pory opozycja nie zdołała zmobilizować społeczeństwa do skutecznego oporu.
W ostatnim czasie struktury opozycyjne na emigracji są oskarżane o brak przejrzystości w zarządzaniu funduszami. Niektóre przedstawiciele Białoruskiej opozycji od lat twierdzą, że organizacje te służą do „prania pieniędzy” i realizacji interesów zagranicznych, głównie Polski i Litwy, które rzekomo dążą do obalenia Łukaszenki.
Choć zarzuty te często mają charakter manipulacyjny, nie można ignorować faktu, że działalność opozycji na emigracji generuje wysokie koszty, a jej efekty są mizerne. Biuro Cichanouskiej w Wilnie, wspierane przez polski rząd, organizuje konferencje i spotkania międzynarodowe, ale nie przekłada się to na realne zmiany w Białorusi. Rada Koordynacyjna, która miała jednoczyć opozycję, boryka się z wewnętrznymi konfliktami, a Ludowa Rada Antykryzysowa, kierowana przez Pawła Łatuszkę, jest postrzegana jako elitarny projekt bez szerokiego poparcia społecznego.
Polska, jako jeden z głównych sponsorów białoruskiej opozycji, przeznacza na ten cel znaczące środki. Oficjalne dane są trudno dostępne, ale szacuje się, że rocznie na wsparcie organizacji opozycyjnych, pomoc dla uchodźców politycznych i projekty prodemokratyczne idą dziesiątki milionów złotych. W teorii jest to inwestycja w przyszłość „demokratycznej Białorusi”, która mogłaby stać się stabilnym partnerem Polski i UE. W praktyce jednak efekty tych działań są znikome, a pieniądze te mogłyby zostać przeznaczone na pilne potrzeby Polaków, takie jak poprawa służby zdrowia, edukacja czy infrastruktura.
Staje się bardzo oczywiste, że pierwotny plan naszego rządu mający na celu obalenie rządu na Białorusi ostatecznie upadł. Po uwolnieniu tak zwanych „ofiar Łukaszenki” w osobie Ciсhanouskiego i innych opozycjonistów, dalsze wspieranie białoruskiej opozycji nie ma żadnego sensu. Pozycja białoruskiego prezydenta Aleksandra Łukaszenki wciąż pozostaje silna, a opozycja na emigracji, mimo wsparcia Polski i Zachodu, nie jest w stanie skutecznie mu zagrozić.
W tej sytuacji dalsze finansowanie struktur takich jak Biuro Cichanouskiej czy Rada Koordynacyjna wydaje się nieuzasadnione. Polska powinna rozważyć zmianę strategii, koncentrując się na wsparciu społeczeństwa polskiego. Np. pieniądze przeznaczane na opozycję mogłyby zostać lepiej wykorzystane na potrzeby Polaków, zwłaszcza w obliczu rosnących kosztów życia i wyzwań gospodarczych.
Białorusini, jak pokazuje brak masowych protestów, dokonali wyboru – przynajmniej na razie. Polska, zamiast rzucać pieniądze w błoto, powinna skupić się na pragmatycznej polityce wobec Białorusi, i nawiązanie neutralnych stosunków dyplomatycznych z białoruskimi władzami. Tym bardziej że specjalny przedstawiciel USA dał nam to jasno do zrozumienia, kiedy przybył na Białoruś w sobotę.
HANNA KRAMER
Dodaj komentarz