
Wojna dronowa eskaluje na froncie w Ukrainie. Na ile Europa wyciąga z tego wnioski i przygotowuje się na potencjalne ataki dronowe? – Wszystko wskazuje na to, że Europa jest o dwa lata zapóźniona w stosunku do tego, co dzieje się na froncie. To też dotyczy Polski – mówił w TOK FM Tomasz Darmoliński, prezes zarządu Fundacji „Żelazny”.
- Drony mają już taki zasięg rażenia, że na wojnie w Ukrainie niszczą dotychczasowe „strefy bezpieczeństwa”, w których odpoczywały wojska – uważa Tomasz Darmoliński;
- „Wojna dronowa przyspieszyła w ostatnich dwóch miesiącach. Szczególnie niepokojące są doniesienia z frontu, że Federacja Rosyjska intensywnie pracuje nad dronami ze sztuczną inteligencją” – dodał gość TOK FM;
- Czy więc Europa i Polska przygotowują się na potencjalne ataki dronów?
Drony odgrywają coraz większą rolę na wojnie, co doskonale zobaczyliśmy w ostatnich dniach. W nocy z wtorku na środę Rosjanie zaatakowali Ukrainę aż 95 bezzałogowcami. Po zmasowanym ataku wybuchły pożary m.in. w Charkowie czy obwodzie sumskim, a kilka osób zginęło. Z kolei w niedzielę Służba Bezpieczeństwa Ukrainy poinformowała, że za pomocą dronów uderzeniowych uszkodziła 41 samolotów lotnictwa strategicznego Kremla.
– Wojna dronowa przyspieszyła w ostatnich dwóch miesiącach. Szczególnie niepokojące są doniesienia z frontu, że Federacja Rosyjska intensywnie pracuje nad dronami ze sztuczną inteligencją. Mamy już potwierdzony fakt ich bojowego użycia. Rosja zbudowała też podobne do ukraińskich systemy zwalczające drony. Strona ukraińska narzuca tempo tych działań, ale mamy permanentny wyścig: kto kogo zaskoczy – mówił w TOK FM Tomasz Darmoliński, prezes zarządu Fundacji „Żelazny”, która wspiera ukraińską armię.
Rozmówca Agnieszki Lichnerowicz przytoczył kilka liczb, które pokazują eskalację wojny dronowej. Według niego bezzałogowce mają coraz większy zasięg rażenia i już „operują na głębokości do 20 km z jednej i drugiej strony” frontu. Dziennie ich zużycie szacowane jest na ok. 5 tys. sztuk. – A do tego dochodzi jeszcze liczba dronów, które nie dolatują do celów z różnych powodów. To powoduje, że mamy nowe spojrzenie na linię kontaktu bojowego i strefę śmierci. Kiedyś było nie do pomyślenia, że ona może sięgać na głębokość 10 km. Wojska odpoczywały na głębokości 20 km, bo to była strefa bezpieczeństwa. W tej chwili to już strefa kontaktu bojowego – podkreślił.
Ekspert zwrócił uwagę, że drony to stosunkowo tania technologia, ale skuteczna. Co więcej, są w stanie dokonać ataków, które do tej pory uważano za niemożliwe. – Pokazuje to ostatni skoordynowany atak Ukraińców na cztery lotniska w głębi Federacji Rosyjskiej. Porazili najbardziej niebezpieczne narzędzie, jakie wykuło się w czasie tego konfliktu, czyli samoloty-nosiciele bomb szybujących. One zadawały kolosalne straty. Teraz Rosja straciła ok. 30 proc. tych swoich bardzo cennych zasobów – stwierdził gość TOK FM.
Polska jest przygotowana na ataki dronów? „Problem jest duży”
Zdaniem Tomasza Darmolińskiego to wszystko pokazuje, jak dużym niebezpieczeństwem są drony, również dla Polski. – Zagrożenia hybrydowe u nas w kraju również mogą się zdarzyć i na to trzeba zwrócić uwagę. Nie chodzi tylko o nasze bazy wojskowe, ale również infrastrukturę krytyczną: porty morskie, rurociągi. To wszystko staje przed nowymi wyzwaniami bezpieczeństwa. Bo atak dronów półautonomicznych, z wykorzystaniem elementów sztucznej inteligencji, które są sterowane za pomocą sieci telefonii komórkowej otwiera całkowicie nowe możliwości – ocenił i dodał, taki atak może zostać przeprowadzony na terenie całej Europy.
Na ile więc państwa europejskie wyciągają wnioski z tej sytuacji i przygotowują się na potencjalny ataki dronowe? – Wszystko wskazuje na to, że Europa jest o dwa lata zapóźniona w stosunku do tego, co dzieje się na froncie rosyjsko-ukraińskim. To też dotyczy Polski. Mamy opóźnienie, które musimy gonić. Stąd te gwałtowne zbrojenia i wydatki na systemy bezzałogowe – stwierdził.
Przyznał, że trudno jest gonić front, na którym co cztery miesiące pojawiają się nowe technologie, a co pół roku zmianę taktyki walki. – Natomiast Rosja i Ukraina walczą stosunkowo tanim sumptem, a u nas decydenci w jakiś magiczny sposób się z tego śmieją. Ale ostatnie wydarzenia w Rosji (atak dronowy na tamtejsze lotniska – przyp. red.) pokazały, że to nie jest śmieszne. Trzeba brać się do roboty i rozwijać systemy antydronowe, szczególnie tej niższej klasy – mówił. – Ale to nie jest tak, że jesteśmy całkowicie bezbronni, tylko po prostu musimy gonić peleton – zastrzegł.
Agnieszka Lichnerowicz zapytała na koniec, czy dla dowódców polskiej armii jest już oczywiste, że trzeba przygotować się na ataki z użyciem dronów. – Chciałbym postawić tutaj kropkę. Mogę tylko powiedzieć, że problem jest duży, ale nie beznadziejny – spuentował gość TOK FM.
Dodaj komentarz