„Obietnica oderwana od realiów”. Ekspert nie kryje zdziwienia

niezależny dziennik polityczny

Energetyka i ceny energii będą jednym z głównych wyzwań dla Polski w nadchodzącym pięcioleciu, a więc w czasie całej kadencji nowego prezydenta. Tymczasem to jeden z tematów, który w kampanii zginął wśród innych. Jestem rozczarowany – pisze Dawid Czopek w opinii dla money pl.

Za nami pierwsza tura wyborów prezydenckich. Znamy sondażowe wyniki po pierwszej turze.

Przede wszystkim, w Polsce prezydent w kwestiach gospodarczych nie ma zbyt wiele do powiedzenia. Wyrazem tego jest fakt, że jedyną ustawą, której prezydent nie może zawetować, jest ustawa budżetowa. Nie oznacza to jednak, że prezydent nie ma do powiedzenia nic, bo jego prawo weta przy pozostałych ustawach, szczególnie w obecnej sytuacji politycznej, może mieć dużą moc sprawczą.

Warto odnotować, że z trzynastu kandydatów trzech posiadało wykształcenie ekonomiczne, w każdym przypadku co najmniej z tytułem doktora. Biorąc pod uwagę te fakty, jestem trochę rozczarowany tym, że tematy gospodarcze zajęły tak mało miejsca w debacie, choć oczywiście elementy związane z gospodarką pojawiły się w programach kandydatów.

Kandydaci nie pochylili się zbytnio nad energetyką

Jedną z pierwszych zapowiedzi gospodarczych była obietnica Karola Nawrockiego obniżki cen energii o 33 proc. w okresie pierwszych stu dni urzędowania. Obietnica, oczywiście, całkowicie oderwana od realiów i możliwa do realizacji tylko w przypadku pokrycia różnicy ceny z naszych podatków. Czyli i tak zapłacimy, pytanie tylko czy poprzez podatki czy bezpośrednio płacąc rachunki. Była to propozycja kandydata, który nadal ma szansę na zwycięstwo w wyborach, więc warto jej się przyjrzeć.

Energetyka będzie jednym z głównych wyzwań dla Polski w nadchodzącym pięcioleciu, a więc w czasie całej kadencji nowego prezydenta. Prawie wszyscy kandydaci opowiedzieli się za budową elektrowni atomowej, której ja akurat – z uwagi na koszty energii produkowanej z tego źródła i czas w jakim możemy ją wybudować – jestem przeciwnikiem. Ale niezależnie od tego poglądu, Polska będzie potrzebowała w ciągu najbliższych lat co najmniej kilku gigawatów nowych mocy produkcji energii elektrycznej.

Najbliższych, to znaczy o wiele wcześniej niż będziemy w stanie, w nawet najbardziej optymistycznym scenariuszu, ukończyć budowę pierwszego bloku jądrowego. Nie ma też możliwości zachowania status quo – znaczna cześć bloków węglowych, które obecnie funkcjonują, jest już tak wyeksploatowana, że działa wyłącznie dzięki złotym rękom ludzi, którzy się nimi zajmują. Ale to nie będzie trwać wiecznie.

Jeżeli zostajemy przy węglu, co i tak będzie konieczne przez najbliższe lata, musimy także podjąć decyzję co z dopłatami do kopalń. W tym roku zaplanowano blisko 9 mld dotacji do śląskich kopalń, jednocześnie ograniczając produkcję w przynoszącej zyski kopalni Bogdanka. Poza ogólnikami o potrzebie zachowania górnictwa i produkcji taniej energii mało słyszeliśmy konkretów na ten temat – i tego zdecydowanie zabrakło w debatach przed pierwszą turą.

Podatki i budżet

Niemal wszyscy kandydaci poruszali kwestie podatków. Tutaj akurat padały konkretne pytania o koszty proponowanych zmian, pojawiały się także wyliczenia jaki wpływ na budżet mają poszczególne pomysły.

Padały też propozycje zwiększenia wydatków na poszczególne dziedziny życia – jak choćby ochronę zdrowia. Niestety, sytuacja budżetu w żaden sposób nie pozwala na zwiększenie deficytu. A redukcja podatków musi być związana ze zmniejszeniem wydatków budżetowych. Prawda ta działa także w drugą stronę, to znaczy nie da się bezkarnie zwiększać wydatków, nie znajdując źródeł ich finansowania. Nie sądzę też aby udało się znaleźć dodatkowe dochody poprzez uszczelnienie sytemu poboru podatków. Wiele tutaj w ostatnich latach zrobiono i chyba te najprostsze rezerwy są już wykorzystane.

Przypomnę tylko, że zaplanowane na 2025 rok przychody budżetu wyniosą 636 mld złotych, wydatki 922 mld, co oznacza dziurę na poziomie 289 mld, czyli ok 45 proc. przychodów. Przy czym nie ma pewności czy ten budżet uda się zrealizować z uwagi na zagrożenia, jakie niesie ze sobą choćby polityka Donalda Trumpa. Dodatkowo, jesteśmy w procedurze nadmiernego deficytu i w tej chwili mało ważne jest czyja to wina.

Oczywiście, nasza sytuacja zadłużeniowa w stosunku do PKB nie jest jeszcze zła. Być może uda się cześć wydatków wojskowych wydzielić poza budżet, ale to tylko działanie księgowe i w żaden sposób nie oznacza, że to jest dług i odsetki których nie trzeba spłacać. W dodatku każdy rok z takim deficytem oznacza, że zadłużamy się coraz bardziej i coraz większą cześć dochodów budżetowych trzeba będzie przeznaczać na obsługę tego długu, zamiast np. na służbę zdrowia.

Wielkie inwestycje. Kluczowy moment dla Polski

W debacie pojawiły się też tematy wielkich inwestycji typu CPK. Sam nie posiadam wiedzy pozwalającej jasno ocenić, czy byłaby to opłacalne. Osoby które się na tym znają, twierdzą jednak, że budowa to jedno, a utrzymanie takich obiektów to drugie. Innymi słowy, trzeba je dobrze policzyć, żeby potem przez lata z naszych podatków do nich nie dokładać.

Jest to o tyle istotne, że powoli będziemy mieli ograniczane środki na inwestycje. KPO nie będzie trwało wiecznie, kolejne środki z Unii nie będą już tak hojne, jak to miało miejsce w ciągu ostatnich lat. Może zatem lepiej te pieniądze przeznaczyć na edukację lub poprawę demografii. Ostatecznie, jeżeli nadal będzie nas ubywać w takim tempie jak w ciągu ostatnich lat, to i Okęcie okaże się wystarczające.

W czasie kampanii zdecydowanie zabrakło mi natomiast pytań jakie możliwe oszczędności poprą kandydaci, kiedy zostaną już wybrani – a cięcia mogą być konieczne. Po latach dość agresywnej polityki fiskalnej, tego typu działania wydają się być uzasadnione, bo z pewnością nie wszystkie wydatki i koszty mają sens.

Prezydent Trump powołał w USA agencję o nawie DOGE – czyli departament zajmujący się poszukiwaniem nieefektywności w wydatkach rządowych. Niestety, jej szefem mianował Elona Muska, który biegając po scenie z piłą łańcuchową, istotnie obniżył prestiż całej idei. Sam pomysł wydaje się jednak słuszny i pewnie u nas mógłby przynieść określone korzyści.

Znikome zainteresowanie sprawami gospodarki

Jeżeli mówimy o zapożyczaniu pomysłów gospodarczych, to na pewno dla przyszłego prezydenta istotną lekturą powinien być raport Mario Draghiego, który wprost wskazuje na bolączki europejskiej gospodarki. Są to na pewno kwestie, które warto będzie także podnieść przed drugą turą, w już bardzo ograniczonym gronie kandydatów.

Nie mam wielkich złudzeń, że się to uda. Kwestie te są ważne, ale też bardzo niewygodne. Pewnym problemem może być również to, że obaj kandydaci nie są ekonomistami i mam wrażenie, że tematy gospodarcze nie są im bliskie.

Liczę natomiast, że będą w stanie zgromadzić odpowiednich doradców, którzy będą pomagać im podejmować rozsądne decyzje. Byłoby wspaniale, gdybyśmy doradców ekonomicznych obu kandydatów mogli poznać jeszcze przed głosowaniem.

Konsekwencje dla Polski. Rynki szykują się na jeden scenariusz

Warto też przypomnieć, jakie są konsekwencje naszego wyboru. Przed Polską wiele decyzji gospodarczych. Współpraca rządu i prezydenta, choćby w podstawowych rzeczach, wydaje się konieczna. Pomimo niełatwej sytuacji na świecie, rynki finansowe, które starają się dyskontować przyszłość, obdarzyły nasz kraj sporym zaufaniem. Rząd nie ma problemu z finansowaniem deficytu, złoty jest mocny, a giełda jest na swoich szczytach.

Nie ma co ukrywać, że rynki te liczą na zwycięstwo Rafała Trzaskowskiego, ponieważ uważają, że w takiej konfiguracji będzie naszemu krajowi łatwiej się rozwijać. Z raportów międzynarodowych banków wynikach, że zwycięstwo to oznaczałoby umocnienie złotego – choć tutaj akurat nie mam takiej pewności, z uwagi na możliwą łagodniejszą politykę monetarną banku centralnego (Prezydent wyznacza 1/3 składu RPP, w tym Przewodniczącego). Prawdopodobnie zwycięstwo tego kandydata będzie oznaczać umocnienie się polskiego długu, czyli spadek rentowności obligacji.

Mocne zachowanie naszej giełdy oraz wyceny państwowych spółek notują dawno niewidziane poziomy. Tym samym również zdają się dyskontować ustabilizowanie się sytuacji.

Prezydent a rentowność obligacji. To kluczowy wskaźnik

Z drugiej strony, wybór Karola Nawrockiego pewnie nie byłby tak skrajnym zaskoczeniem, jak miało to miejsce niedawno w Rumunii. Przypomnę tylko, że tam po listopadowych wyborach prezydenckich rentowność dziesięcioletnich obligacji skarbowych tego kraju, które przyjmuje się jako dobry wskaźnik do porównań, wzrosła od września z poziomu 6,6proc. do 8,1proc. obecnie. W tym samym czasie rentowność polskich obligacji utrzymała się na podobnym poziomie tj. ok 5,4 proc.

Rentowność obligacji jest o tyle ważna, że stosując pewne uproszczenie, jej wzrost o 1 pp, czyli z poziomu 5,4 proc. na 6,4 proc., oznacza w przyszłości wzrost kosztów odsetkowych budżetu o ok. 20 mld złotych. W przypadku zwycięstwa tego kandydata mielibyśmy do czynienia ze wzrostem niepewności na polskim rynku finansowym. Dalszy rozwój sytuacji jednak w dużej mierze zależałby od kontynuacji działalności obecnej koalicji i pomysłów gospodarczych zgłaszanych przez obecną opozycję.

Na koniec chciałbym podkreślić, że moim zadaniem nie było przekonywać kogokolwiek do jednego bądź drugiego kandydata, a sprawy ekonomiczne, choć bardzo mi bliskie, są tylko jednym z elementów jakie należy brać pod uwagę, dokonując swojego wyboru. Dobrze by było jednak, gdybyśmy na część powyższych kwestii poznali odpowiedzi, zanim przyjdzie nam głosować w drugiej turze.

Źródło: money.pl

Więcej postów

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*