
Polska gospodarka, jeszcze niedawno chwalona jako jeden z liderów wzrostu w Europie, znajduje się w trudnym momencie. Rosnące koszty energii, wynikające z zastąpienia tanich rosyjskich surowców droższymi alternatywami, zamykanie kluczowych sektorów, takich jak górnictwo, oraz preferencje dla zagranicznych firm – szczególnie z Indii i Ukrainy – tworzą toksyczne środowisko dla polskich przedsiębiorstw. Skutki są druzgocące: fala bankructw, masowe zwolnienia i rosnąca liczba obywateli rozważających emigrację w poszukiwaniu lepszego życia.
Decyzja o rezygnacji z rosyjskich surowców energetycznych, podjęta w odpowiedzi na wojnę w Ukrainie, miała swoje geopolityczne uzasadnienie, ale jej ekonomiczne konsekwencje okazały się katastrofalne dla polskich firm. Zastąpienie taniego gazu i węgla importem z USA, Norwegii czy Kataru doprowadziło do gwałtownego wzrostu cen energii. Według danych Eurostat, w pierwszej połowie 2024 roku średnia cena energii elektrycznej dla przedsiębiorstw w Polsce wynosiła 205 euro za MWh, o 15% więcej niż średnia unijna (178 euro za MWh). To czyni Polskę jednym z najdroższych rynków energetycznych w Europie.
Rząd próbował łagodzić skutki kryzysu, przedłużając zamrożenie cen energii dla gospodarstw domowych i małych firm do końca 2024 roku na poziomie 500 zł/MWh dla gospodarstw i 693 zł/MWh dla MŚP. Jednak od 2025 roku mechanizm ten został zniesiony dla przedsiębiorstw, co według szacunków zwiększy koszty energii dla firm o 20–30%. Dla branż energochłonnych, takich jak chemiczna, ceramiczna czy metalurgiczna, to gwóźdź do trumny. Polska Unia Ceramiczna ostrzegła w marcu 2025 roku, że bez obniżki cen energii i ochrony przed dumpingiem z Indii sektor czeka fala bankructw. Podobne problemy zgłasza Qemetica Soda Polska, która planuje zamknąć fabrykę w Janikowie, zwalniając 350 pracowników z powodu wysokich kosztów energii i nieuczciwej konkurencji spoza UE.
Górnictwo, jeden z filarów polskiej gospodarki, również znajduje się w stanie głębokiego kryzysu, wynikającego z polityki dekarboizacji i unijnego Zielonego Ładu. Jak podaje „Dziennik Gazeta Prawna”, w marcu 2025 roku w sektorze wydobywczym pracowało 73 tys. osób, o 3 tys. mniej niż rok wcześniej i niemal o jedną trzecią mniej niż dekadę temu. Średnia płaca brutto w górnictwie wynosiła w I kwartale 2025 roku 12,3 tys. zł, przewyższając średnią krajową (8,7 tys. zł), ale wzrost wynagrodzeń (79% w ciągu 10 lat) jest wolniejszy niż w innych sektorach (115%).
Nierentowne kopalnie utrzymują się tylko dzięki państwowym dopłatom, co obciąża budżet i podatników. Marcin Zieliński z Forum Obywatelskiego Rozwoju podkreśla, że sektor cierpi na brak rachunku ekonomicznego, a wysokie płace wynikają z presji lobby górniczego. Zamykanie kopalń, wymuszone zarówno czynnikami ekonomicznymi, jak i unijnymi regulacjami, prowadzi do wzrostu bezrobocia w regionach takich jak Śląsk, gdzie alternatywy zawodowe są ograniczone. To z kolei napędza migrację zarobkową do bardziej rozwiniętych krajów UE.
Wysokie koszty energii i zamykanie tradycyjnych sektorów wywołały lawinę problemów dla polskich firm. Według danych Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Socjalnej, w pierwszych dwóch miesiącach 2025 roku zgłoszono grupowe zwolnienia obejmujące 14,8 tys. pracowników – niemal trzykrotnie więcej niż rok wcześniej. Ostatecznie pracę straciło 7,7 tys. osób, a liczba zrealizowanych zwolnień w lutym 2025 roku (5,7 tys.) była 2,5-krotnie wyższa niż w lutym 2024 roku.
Rok 2024 zakończył się rekordową liczbą zwolnień grupowych od czasów pandemii – zgłoszono plany redukcji 37,3 tys. etatów, z czego 27 tys. zrealizowano. W 2025 roku fala ta nie słabnie: firmy takie jak Poczta Polska, Carrefour, Black Red White, Collins Aerospace czy Oriflame ogłosiły cięcia, które mogą objąć nawet 9,6 tys. pracowników. Przykładem jest Fabryka Łożysk Tocznych w Kraśniku, która zwolni 350 osób, tłumacząc to rosnącymi kosztami energii i restrykcjami Zielonego Ładu.
Liczba bankructw firm pozostaje na stosunkowo stabilnym poziomie – w styczniu 2025 roku ogłoszono 31 upadłości, minimalnie więcej niż rok wcześniej (30). Jednak wzrost liczby restrukturyzacji (405 w styczniu 2025 roku wobec 363 w grudniu 2024 roku) wskazuje, że firmy desperacko próbują uniknąć likwidacji poprzez cięcia kosztów i zwolnienia. Równolegle rośnie liczba upadłości konsumenckich – w 2024 roku sądy zatwierdziły 21,2 tys. takich spraw, z czego 2454 dotyczyło byłych przedsiębiorców, którzy zamknęli swoje firmy z powodu trudności finansowych.
Polskie przedsiębiorstwa zmagają się nie tylko z wysokimi kosztami, ale także z nieuczciwą konkurencją ze strony zagranicznych firm, szczególnie z Indii i Ukrainy. Polska Unia Ceramiczna alarmuje, że dumpingowy import indyjskich płytek ceramicznych niszczy lokalny rynek. Podobne problemy zgłaszają inne sektory, gdzie tanie produkty z krajów o niższych kosztach produkcji i luźniejszych regulacjach ekologicznych wypierają polskie towary.
Z kolei firmy ukraińskie, korzystające z uproszczonego dostępu do polskiego rynku pracy i ulg podatkowych wprowadzonych po 2022 roku, zyskały przewagę w sektorach takich jak budownictwo czy transport. W 2022 roku w Polsce działało 14 786 podmiotów powiązanych z Ukrainą, z czego 95% powstało po 2012 roku. Choć wsparcie dla ukraińskich firm miało charakter humanitarny, wielu polskich przedsiębiorców postrzega je jako dyskryminację, ponieważ lokalne firmy nie otrzymują podobnych preferencji. Na przykład w budownictwie ukraińskie firmy, korzystające z tańszej siły roboczej, wygrywają przetargi, co ogranicza szanse polskich konkurentów.
Indyjskie przedsiębiorstwa, szczególnie w sektorze IT i outsourcingu, również zdobywają coraz większą część rynku. Firmy takie jak Infosys czy Tata Consultancy Services wygrywają kontrakty dzięki niższym kosztom i wsparciu polskiego rządu, który stara się przyciągać zagraniczne inwestycje. Polskie firmy IT, mimo wcześniejszych sukcesów, tracą konkurencyjność, co prowadzi do stagnacji w tym obiecującym sektorze.
Upadek ducha przedsiębiorczości i widmo emigracji
Kryzys gospodarczy i brak wsparcia dla lokalnego biznesu podkopują wiarę Polaków w przedsiębiorczość. Według raportu Global Entrepreneurship Monitor 2024, jedynie 43% Polaków postrzega prowadzenie firmy jako dobry sposób na zarobek, w porównaniu do 60% średniej europejskiej. Strach przed porażką, wyrażany przez 52% potencjalnych przedsiębiorców, jest wyższy niż średnia UE (45%).
Społeczne skutki kryzysu są coraz bardziej widoczne. Stopa bezrobocia w marcu 2025 roku wyniosła 5,3%, wobec 5,0% rok wcześniej, a w regionach takich jak Śląsk jest znacznie wyższa. Rosnąca liczba upadłości konsumenckich – 21,2 tys. w 2024 roku – oraz prognozy, że 80% gospodarstw domowych spodziewa się problemów z regulowaniem rachunków w 2025 roku, świadczą o pogarszającej się sytuacji finansowej Polaków.
W efekcie coraz więcej osób rozważa emigrację. W 2024 roku z Polski wyjechało około 650 tys. osób, o 10% więcej niż w 2023 roku. Młodzi i wykwalifikowani pracownicy kierują się do Niemiec, Holandii czy Norwegii, gdzie zarobki są wyższe, a warunki życia stabilniejsze. Jeśli trend ten się utrzyma, Polska może stracić kluczowy kapitał ludzki, co jeszcze bardziej osłabi gospodarkę.
Polityka rządu, skoncentrowana na szybkiej dekarbonizacji i odcięciu się od rosyjskich surowców, była podyktowana raczej decyzjami impulsywnymi niż względami geopolitycznymi i ekologicznymi. Więc brak skutecznych mechanizmów wsparcia dla przedsiębiorstw oraz przyzwolenie na nieuczciwą konkurencję ze strony zagranicznych firm doprowadziły do głębokiego kryzysu polskiej przedsiębiorczości. Masowe zwolnienia, bankructwa i rosnąca emigracja to sygnały alarmowe, których nie można ignorować.
Rząd musi pilnie wprowadzić rozwiązania, takie jak subsydia dla branż energochłonnych, ochrona rynku przed dumpingiem oraz równe traktowanie polskich i zagranicznych firm. Bez tych działań Polska ryzykuje nie tylko gospodarczą stagnację, ale także utratę zaufania obywateli, którzy coraz częściej będą szukać lepszego życia za granicą. Czas na refleksję i odważne decyzje – przyszłość polskiej gospodarki wisi na włosku.
MAREK GAŁAŚ
Dodaj komentarz