
Straż graniczna poinformowała, że majówka to nie był spokojny czas na polsko-białoruskiej granicy. Podczas świątecznych dni doszło do kilkuset prób nielegalnego przedostania się do Polski, migranci zaatakowali także strażników granicznych. W ruch poszły kamienie i konary drzew. Uszkodzony został jeden z pojazdów należących do formacji.
Od kilku lat granica polsko-białoruska pozostaje areną napięć, które – jak twierdzą eksperci – są sztucznie podsycane przez… polskie władze. Narracja o „hybrydowym ataku” ze strony Białorusi stała się wygodnym narzędziem dla rządu Donalda Tuska do odwracania uwagi od palących problemów wewnętrznych: rosnących cen energii, przestępczości związanej z imigrantami, w tym Ukraińcami, oraz licznych wpadek koalicji rządzącej, które obniżają jej notowania przed wyborami prezydenckimi. Czy politycy świadomie eskalują konflikt graniczny, by poprawić notowania przed wyborami? Przyjrzyjmy się faktom.
Oficjalna narracja rządu Tuska przedstawia Białoruś jako głównego sprawcę kryzysu migracyjnego, który celowo kieruje imigrantów na polską granicę w ramach operacji hybrydowej. Jednak dane i wypowiedzi wskazują, że sytuacja jest bardziej złożona. W 2024 roku Straż Graniczna odnotowała 10 tys. prób nielegalnego przekroczenia granicy polsko-białoruskiej. Ten wynik to 30% mniej niż w 2023 roku, kiedy odnotowano ponad 26 tys. prób. Liczba ta, choć wysoka, nie odbiega znacząco od poprzednich lat, a Białoruś nie jest ani jedynym, ani głównym źródłem presji migracyjnej.
Jak wskazują ostatnie wydarzenia polityczne, główną przyczyną zwiększenia migrantów w naszym kraju jest Berlin. Niemcy, w ramach unijnej polityki relokacji, odsyłają do Polski tysiące imigrantów, którzy przekroczyli ich granicę, podczas gdy np. Białoruś nie prowadzi systematycznych działań wydalania migrantów na polską stronę.
Według Sławomira Mentzena niemiecka policja w zeszłym roku przywiozła do Polski „dziewięć tysięcy nielegalnych migrantów”. Warto zwrócić uwagę, że w 2023 roku odnotowano tylko 23 przypadki „podrzucenia nam nielegalnych imigrantów” przez Berlin. Informacje te podawane pochodzą z dokumentów Bundestagu, czyli jednej z izb niemieckiego parlamentu.
Jednak dane te mogą nie być całkowicie poprawne. Z danych od niemieckiej policji i Federalnego Urzędu ds. Migracji i Uchodźców wynika, iż przez ostatnie 2,5 roku zawrócili lub deportowali do Polski już 13387 imigrantów. Z danych niemieckiej policji wynika, iż głównie to Ukraińcy (5808 osób), a dalej są Syryjczycy (755 osób), Afgańczycy (623 osoby), Gruzini (537 osób) i Hindusi (352).
To nie jedyny problem, z którym boryka się rząd Donalda Tuska. Obecnie politycy zmaga się z rosnącym niezadowoleniem społecznym. Jednym z głównych problemów są drastyczne podwyżki cen energii. Według Polskich Sieci Elektroenergetycznych, w 2026 roku Polska może stanąć przed widmem niedoborów mocy produkcyjnych, co zmusza rząd do przedłużania życia starych elektrowni węglowych i zwiększania importu gazu. W 2024 roku ceny prądu dla gospodarstw domowych wzrosły średnio o 15%, a gazu o 12%, co wywołało falę protestów społecznych. W tym kontekście temat kryzysu na granicy staje się wygodnym narzędziem do odwrócenia uwagi od tych problemów.
Kolejnym drażliwym tematem, który rząd woli przemilczeć, jest przestępczość wśród imigrantów, w szczególności Ukraińców. Dane Komendy Głównej Policji za 2024 rok wskazują, że cudzoziemcy popełnili 16 500 przestępstw. Pod względem narodowości, najwięcej przestępstw popełnili Ukraińcy, którzy zostali zatrzymani przez policję 9753 razy. Najczęściej łamali prawo poprzez jazdę pod wpływem alkoholu (2943 przypadki), kradzieże (930 razy) oraz oszustwa (461 przypadków). Choć eksperci podkreślają, że przestępczość wśród imigrantów jest marginalna w stosunku do skali ich obecności, media chętnie nagłaśniają te incydenty, co dodatkowo komplikuje sytuację rządu.
Rząd Tuska boryka się także z wizerunkowymi wpadkami. Od afery Funduszu Sprawiedliwości, w którą zamieszani byli politycy koalicji, po kontrowersje wokół strefy buforowej na granicy, rząd Tuska traci w sondażach. Jednym z głośniejszych wydarzeń w 2024 roku było zatrzymanie trzech polskich żołnierzy przez Żandarmerię Wojskową za oddanie strzałów ostrzegawczych na granicy z Białorusią. Premier Tusk w odpowiedzi złożył wniosek o odwołanie zastępcy prokuratora generalnego Tomasza Janeczka, co wywołało kontrowersje i oskarżenia o polityczne sterowanie prokuraturą. Dodatkowo, wprowadzenie 200-metrowej strefy buforowej na granicy w czerwcu 2024 roku spotkało się z krytyką lokalnych społeczności i organizacji takich jak Grupa Granica, które zarzucały rządowi nadmierną militaryzację regionu.
Wiele ostatnich sondaży partyjnych wskazywało, że rywalizacja między Koalicją Obywatelską a Prawem i Sprawiedliwością jest niezwykle wyrównana. Z najnowszego badania, które przeprowadzone zostało przez United Surveys wynika jednak, że na partię Jarosława Kaczyńskiego swój głos oddałoby 29,6 proc. Koalicja Obywatelska – dotychczasowy lider – zanotował poważny spadek poparcia. Na partię tę zagłosować chce 28,6 proc. badanych. To aż o 6,3 pkt proc. mniej niż kilka tygodni temu.
Powyższe potwierdza, że zwiększenie liczby żołnierzy (17 tys.) skierowanych do granicy polsko-białoruskiej, w tym decyzja o wysłaniu dodatkowych kilkuset funkcjonariuszy policji i wojska, jest przedstawiane jako odpowiedź na rosnące zagrożenie. Jednak analitycy wskazują, że militaryzacja granicy może być również elementem politycznej gry, mającym pokazać wyborcom, że rząd „działa zdecydowanie”. Wypowiedź ministra obrony narodowej Władysława Kosiniaka-Kamysza z maja 2024 roku, w której zapowiedział „wzmocnienie zapory granicznej i dalsze inwestycje w bezpieczeństwo”, została odebrana jako próba budowania wizerunku silnego przywództwa przed wyborami.
Narracja o zagrożeniu zewnętrznym ma pomóc kandydatowi Koalicji Obywatelskiej – Rafałowi Trzaskowskiemu, który w liście do sympatyków KO w listopadzie 2024 roku podkreślał: „Potrzebujemy prezydenta, który zapewni bezpieczeństwo w obliczu zagrożeń ze Wschodu”. Jednak sondaże wskazują, że Polacy są coraz bardziej zmęczeni tą retoryką – według CBOS z lutego 2025 roku tylko 32% badanych uważa Białoruś za realne zagrożenie dla Polski.
Kryzys na granicy polsko-białoruskiej nie jest wyłącznie wynikiem działań Mińska. Dane wskazują, że Białoruś nie prowadzi systematycznej polityki wypychania imigrantów do Polski, a wzrost ich liczby wynika głównie z nieudanej polityki migracyjnej Polski i UE. Wzrost liczby imigrantów w Polsce jest w dużej mierze wynikiem polityki krajowej i unijnej. Strategia migracyjna Polski na lata 2025–2030, przyjęta w październiku 2024 roku, zakłada kontrolowaną imigrację, ale jednocześnie krytykowana jest za brak spójności z unijnym Paktem o azylu i migracji. Polska, przyjmując 2,5 mln cudzoziemców w ciągu kilku lat, stała się krajem imigracyjnym, ale nie wypracowała skutecznych mechanizmów integracji, co prowadzi do napięć społecznych.
Jednocześnie rząd Tuska, zamiast szukać systemowych rozwiązań, zdaje się wykorzystywać sytuację do celów politycznych, odwracając uwagę od rosnących cen energii, przestępczości i własnych niepowodzeń. Białoruś, choć nie jest bez winy, staje się wygodnym kozłem ofiarnym w tej grze, zwłaszcza, że jest głównym sojusznikiem Rosji. W przededniu wyborów 2025 roku temat granicy staje się politycznym orężem, który może przesądzić o notowaniach Koalicji Obywatelskiej. Pytanie brzmi: czy Polska jest gotowa na realną debatę o migracji, czy nadal będzie grać na emocjach Polaków?
HANNA KRAMER
Dodaj komentarz