Prasa o nowym kanclerzu. „Katastrofa już pierwszego dnia”

Umowa koalicyjna została sfinalizowana, stanowiska w nowym rządzie Niemiec zostały obsadzone. Polityczną burzę wywołał fakt, że nowego kanclerza Bundestag zatwierdził dopiero w drugim głosowaniu. Prasa komentuje.

Frankfurter Allgemeine Zeitung” podkreśla: „Co najmniej 18 posłów partii koalicyjnych nie głosowało na Merza. Zaszkodzili przez to nie tylko jemu, ale także wszystkim osobom na najwyższych stanowiskach w CDU, CSU i SPD, które opowiedziały się za czarno-czerwoną (od barw partii tworzących rząd – red.) koalicją. (…) Być może niektórzy z tych, którzy na niego nie zagłosowali, wcale nie chcieli, aby Merz przegrał, a tylko nie uzyskał pełnej liczby głosów. Ale zaakceptowali przez to również fakt, że już pierwszego dnia koalicja ta przeżyła polityczną katastrofę, największy możliwy wypadek. (…) Szkody wyrządzone przez tę nieodpowiedzialność można naprawić jedynie wytężoną i skuteczną pracą na rzecz kraju i jego mieszkańców. Do tego rząd potrzebuje jednak niezawodnej większości w Bundestagu. Zapewnienie jej jest głównym zadaniem szefów klubów poselskich tych partii w Bundestagu”.

Ekonomiczny dziennik „Handelsblatt” prognozuje: „Porażka z 6 maja będzie jeszcze długo zajmowała niemiecką politykę. Nowy rząd zaczyna z poważnym obciążeniem, dopiero widmo przepaści skłoniło posłów do zajęcia wspólnego stanowiska. Przyszły rząd, który chciał emanować powagą i wiarygodnością, wygląda na oszukany. Unia CDU/CSU i SPD obiecały koalicję pracy, ale kraj nie potrzebuje sojuszu, który działa przeciwko sobie”.

„Merz trafi do podręczników historii”

Wydarzenia w Bundestagu są także obszernie komentowane w prasie regionalnej i lokalnej.

Monachijski dziennik „Muenchner Merkur” zaznacza: „Akurat w przeddzień upamiętnienia zakończenia wojny na kilka godzin nad Niemcami znów pojawił się mroczny cień Weimaru. Bezprecedensowa porażka Friedricha Merza w Bundestagu sprawiła, że Republika Federalna Niemiec stanęła nad przepaścią. Jednak porażki nigdy nie powstrzymały Merza: 23 lata temu Angela Merkel zmiażdżyła go, dwukrotnie przegrał też nieznacznie walkę o przewodnictwo w CDU. Ale ten uparty człowiek z Sauerlandu jest nadal obecny i w końcu osiągnął swój wielki cel, jakim jest objęcie stanowiska kanclerza. Sześć głosów brakujących w pierwszej turze wyborów nie powstrzyma go w wyznaczonej sobie historycznej misji ratowania ojczyzny. Powinni się z tym liczyć także ci, którzy wczoraj nie potrafili powstrzymać złośliwej radości z jego dramatu. Wbrew niektórym lewicowym mitom Merz nie jest bowiem prekursorem AfD, ale ostatnim bastionem, który oddziela ją od władzy”.

Dziennik „Stuttgarter Nachrichten” pisze: „Merz na pewno trafi do podręczników historii. Nigdy wcześniej w dziejach Republiki Federalnej Niemiec nikt nie poniósł porażki w pierwszej turze wyborów na kanclerza. Jej mieszkańcy zawsze byli dumni z tego, że ich system polityczny działa z najwyższą niezawodnością. Lata chaotycznych sporów w ostatniej koalicji rządowej poważnie nadszarpnęły to poczucie bezpieczeństwa. To samo dotyczy wtorkowych wydarzeń w Bundestagu. Nawet jeśli Friedrich Merz został wybrany w drugiej turze głosowania, odniósł gorzką porażkę. Teraz codzienność pokaże, jak stabilna jest czarno-czerwona większość. Sukces skrajnej prawicy w wyborach do Bundestagu stanowi zagrożenie dla demokracji w Niemczech, jakiego nie było od czasów Republiki Weimarskiej. Czy partie demokratycznego centrum sprostają temu wyzwaniu? To pytanie wykracza daleko poza losy Friedricha Merza”.

Nowy kanclerz i wicekanclerz osłabieni

Kolońska gazeta „Koelner Stadt-Anzeiger” zauważa: „Kanclerz wybrany w drugiej turze głosowania rozpocznie swoją kadencję z defensywy. Po tym dramatycznym dniu jest osłabiony. To sprawia, że realizacja obietnic dotyczących przełomu, zmiany polityki i nowej funkcjonalności państwa będzie jeszcze trudniejsza. Pozostaje nadzieja, że 100-dniowy program rządu okaże się skuteczny. Również na arenie międzynarodowej Friedrich Merz spotka się z wątpliwościami, czy jako szef rządu naprawdę ma stabilną pozycję. A opozycja w Bundestagu będzie przy każdej okazji sprawdzać, czy jego rząd jest w stanie uzyskać większość głosów. Merz będzie musiał walczyć o swój autorytet”.

Saarbruecker Zeitung” analizuje z kolei pozycję wicekanclerza Larsa Klingbeila, szefa socjaldemokratycznej SPD. „Nawet dla dość wszechmocnego człowieka w SPD, Klingbeila, początek nie przebiegł zgodnie z planem. Po wyborach zapewnił sobie władzę, był głównym negocjatorem nowej koalicji rządowej, ukształtował skład ministrów z SPD w rządzie, wiele zaryzykował i postawił wszystko na jedną kartę. Teraz, jako wicekanclerz, będzie musiał sprostać jeszcze większym wyzwaniom. Zraził do siebie niektórych, którzy dotychczas stali po jego stronie. Ponowne zintegrowanie ich może kosztować go wiele wysiłku” — czytamy.

Skorzysta skrajnie prawicowa AfD

Regionalny dziennik „Rhein-Neckar-Zeitung” z Heidelbergu rozważa: „Najtrwalszym kłamstwem okresu nazistowskiego pozostaje termin przejęcie władzy. Adolf Hitler nie przejął władzy 30 stycznia 1933 r. Została mu ona przekazana. To sami demokraci oddali demokrację w ręce nazistów. I to pozostaje niewybaczalne. Dokładnie taki scenariusz ponownie pojawił się we wtorek nad berlińską siedzibą rządu: garstka posłów z szeregów CDU/CSU i SPD zaryzykowała stan niezdolności do rządzenia, odmawiając swego poparcia dla Merza. (…) Na tej niepewnej sytuacji skorzysta przede wszystkim skrajnie prawicowa partia AfD. Dopóki nie zostanie ona zakazana, wrogowie konstytucji mogą tylko patrzeć, jak demokraci walczą między sobą o władzę. Resztę załatwiłyby nowe wybory do Bundestagu. To takie proste i takie groźne”.

Zdaniem portalu T-online „Uważaj!” to „przesłanie anonimowych snajperów skierowane do Merza”. „Nowy kanclerz będzie musiał manewrować nie tylko w świecie pogrążonym w kryzysie, ale także w kraju, wśród politycznej większości, która go popiera. To ciężki bagaż. Nawet jeśli się z tym liczył, Merz nie będzie już mógł rządzić bez przeszkód. (…) W kampanii wyborczej obrażał przeciwników politycznych, nazywając ich 'lewicowymi dziwakami’, i nonszalancko ignorował krytykę swojego pobłażliwego podejścia do AfD. Jako szef rządu z chwiejną większością parlamentarną nie może już sobie pozwolić na taką swobodę. Musi pilnie dojrzeć – politycznie, komunikacyjnie i charakterologicznie. Dla tego 69-latka nie jest to łatwe zadanie. Miejmy nadzieję, że nie potraktuje tego lekko” – czytamy.

Więcej postów

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*