Drony w polskim wojsku to kropla w morzu potrzeb, choć mamy ich wielką fabrykę

niezależny dziennik polityczny

Pål Jonson, szef resortu obrony Szwecji, zapowiedział, że w najnowszym pakiecie pomocowym dla Ukrainy znajdą się m.in. drony, które Szwecja zakupi w Polsce. Nie podał, jakie to drony, ile ich będzie i za jaką cenę chce je kupić. Wiadomo tylko, że będą to powietrzne bezzałogowce Grupy WB. Paradoksalnie ta polska firma wciąż nie może doczekać się naprawdę dużych zamówień ze strony naszej armii.

  • Będzie kooperacja obu przemysłów zbrojeniowych. Szwecja chce zbalansować relacje zakupów zbrojeniowych z Polską.
  • W swoim najnowszym pakiecie pomocowym dla Ukrainy, Szwecja zarezerwowała część środków na zakupy w polskim przemyśle obronnym.
  • Choć państwowa zbrojeniówka poniosła spektakularną porażkę ws. bezzałogowców, to w przypadku sektora prywatnego Wojsko Polskie ma co zamawiać. Robi to jednak z ociąganiem.

Szef resortu obrony Szwecji odwiedził niedawno Grupę WB i – jak podaje dziennik „Rzeczpospolita” – pochwalił polską innowacyjność w produkcji bezzałogowych statków latających (BSL). Podkreślił, że przez to, iż jesteśmy bliżej frontu, mamy unikatową wiedzę w tym obszarze.

– Macie naprawdę imponujące zdolności w obszarze bezzałogowców, jesteście bardzo innowacyjni. Ale powinniśmy mieć bardziej zbalansowane relacje zakupów zbrojeniowych między Polską i Szwecją, dlatego w naszym najnowszym pakiecie pomocowym dla Ukrainy część środków zarezerwowaliśmy na zakupy właśnie w polskim przemyśle obronnym. Myślę, że kooperacja przemysłów zbrojeniowych Szwecji i Polski będzie się dynamicznie rozwijać – powiedział Pål Jonson.

Szwecja chce kupić bezzałogowce od Grupy WB. Jonson nie wskazał, ile i jakiego rodzaju będą to drony ani jak duże pieniądze na to zarezerwowano. Przypomnijmy, że na Ukrainie żołnierze już od dawna wykorzystują w walce bezzałogowce produkcji WB. Zarówno amunicję krążącą Warmate, jak i rozpoznawcze drony FlyEye, które są masowo wykorzystywane przez Ukraińców.

Ukraińcy chwalą te systemy, które służą nie tylko do rozpoznania, ale także naprowadzają artylerię na cele i korygują jej ogień. Są trudne do zagłuszenia przez urządzenia walki elektronicznej oraz trudne do zestrzelenia przez lufowe systemy obrony przeciwlotniczej oraz pociski pplot wystrzeliwane z naramiennych wyrzutni rakietowych.

Na Ukrainie produkcja bezzałogowych statków powietrznych gwałtownie rośnie. Według Oleksandra Yakovenko, dyrektora generalnego TAF Drones, jednego z największych producentów w branży dronów, w 2024 r. wyprodukowano ich tam 400 tys. sztuk.

– Przewiduje się, że w 2025 r. produkcja dronów osiągnie wymiar 2,5-3 mln sztuk – zapewnił dyrektor Yakovenko.

Tamtejsza armia wprowadza też nowoczesne technologie, takie jak drony ze światłowodami i moduły bojowe ze sztuczną inteligencją (AI), aby zyskać przewagę nad przeciwnikiem. Niedawno prezydent Wołodymyr Zełenski ogłosił nawet, że Ukraina dysponuje dronem o zasięgu 1700 km.

Dominacja dronów komercyjnych w wojsku może się szybko skończyć

Ukraińscy żołnierze opowiadają w mediach społecznościowych, że obecnie niebo nad Donbasem jest gęste od kabli światłowodowych, którymi sterowane są drony. Żołnierz nie wychyli się z okopu, zanim wcześniej dron nie rozpozna przedpola. Rosjanie przyznali niedawno, że za 80 proc. strat, które obecnie ponoszą w ludziach i sprzęcie, odpowiadają właśnie ukraińskie bezzałogowce.

Jak to wygląda w Polsce? – Każdy żołnierz musi mieć umiejętność posługiwania się dronami – powiedział wicepremier i szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz podczas niedawnej wizyty w jednostce 25. Brygada Kawalerii Powietrznej w Nowym Glinniku.

Drony, które przez długi czas były w wojsku ciekawostką, teraz stają się tak samo realnym narzędziem walki, jak karabin czy kamizelka kuloodporna. Wojsko wdraża nowe procedury, prowadzi szkolenia operatorów i chce budować drony bezpośrednio w jednostkach. W Glinniku już działa zespół, który będzie to robił.

Same drony budowane przez żołnierzy na podstawie konstrukcji komercyjnych jednak nie wystarczą.

– Drony FVL są przydatne w wielu działaniach, ale nie zastąpią profesjonalnych bezzałogowców wojskowych. Rozwiązania militarne i komercyjne będą się coraz bardziej rozchodziły. Dominacja dronów komercyjnych w wojsku może się szybko skończyć. Środki zagłuszania stają się na tyle powszechne i na tyle silne, że wkrótce staną się bezużyteczne. Nie są chronione układami elektronicznymi, kodowaniem częstotliwości, systemami niskoemisyjnymi lub pasywnymi, tak jak drony produkowane dla wojska – ocenia Piotr Wojciechowski, szef Grupy WB, największego w Europie producenta bezzałogowców.

Co znaczące, wicepremier i minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz ogłosił już budowę armii bezzałogowców.

– Drony i sztuczna inteligencja to absolutny priorytet rozwoju przemysłu zbrojeniowego. Chodzi nie tylko o wojska dronowe, lecz także o stworzenie zdolności do produkcji dronów latających, naziemnych, nawodnych i podwodnych we wszystkich domenach, we wszystkich rodzajach sił zbrojnych, w dziesiątkach, w setkach, w milionach sztuk – oznajmił szef MON.

Z tymi deklaracjami nie współgra jednak za bardzo wypowiedź Pawła Poncyliusza, który m.in. reprezentuje spółkę WB Electronics, należącą do Grupy WB: – Ukraińcy kupili od nas w zeszłym roku 700 dronów rozpoznawczych FlyEye, a Polska tylko 70 – wyliczył Poncyliusz.

Kupiliśmy tureckie drony Bayraktar, o których ukraińscy żołnierze na początku wojny śpiewali piosenki

Przypomnijmy, że wciąż czekają na realizację takie programy polskiego wojska, jak np. Zefir, dotyczący zakupu bezzałogowców klasy MALE (średniego pułapu i długiego czasu lotu), takich jak MQ-9 Reaper lub podobnych, mających służyć do rozpoznania i wsparcia bojowego, czy Gryf, który obejmuje drony klasy taktycznej średniego zasięgu, zdolne do prowadzenia działań rozpoznawczych i uderzeniowych.

Z projektu pozyskania bezzałogowców dla Marynarki Wojennej RP w programie Albatros w ogóle zrezygnowano. Jakie zatem i ile dronów powietrznych mamy obecnie w siłach zbrojnych?

Jeszcze w 2021 r. Polska podpisała umowę na zakup dronów TB2 24 Bayraktar. Zakupiliśmy 4 zestawy po 6 dronów każdy, czyli 24 takie maszyny. Wraz z uzbrojeniem i dodatkowymi pakietami kosztowało nas to ponad 1,7 mld zł.

Pierwszy zestaw został dostarczony w październiku 2022 r., a kolejne w kwietniu i październiku 2023 r. Ostatni trafił do Polski w maju 2024 r. Żołnierze wykorzystują też amerykańskie bezzałogowce Scan Eagle, zestawy rozpoznawczych dronów RQ-21A Black Jack oraz nieznaną liczbę (pewnie ok. 80 szt.) uderzeniowych dronów Warmate, będących na uzbrojeniu Wojsk Obrony Terytorialnej.

Polska armia dysponuje też 15 zestawami zwiadowczych bezzałogowców Orbiter produkcji izraelskiej oraz kilkudziesięcioma polskimi dronami FlyEye, służącymi m.in. do kierowania ogniem artylerii. Mamy też miniaturowe BSL Black Hornet 3 o wadze od 33 do 100 g, które kosztowały 14,4 mln zł oraz zakupione dla specjalsów w 2020 r. za 4,6 mln zł, a także bezzałogowce pionowego startu i lądowania klasy mikro – MayFly (6 zestawów po 4 systemy).

Są też w armii minidrony NeoX-2, które w pierwszym kwartale 2025 r. wojsko miało otrzymać w ramach programu Wizjer. Do najnowszych należą systemy poszukiwawczo-uderzeniowe Gladius oraz przenoszony przez żołnierza na kamizelce niewielki dron rozpoznawczo-uderzeniowy X-Fronter.

Porażką okazał się dron opracowywany przez spółki PGZ

Na początku 2025 r. powstała w siłach zbrojnych zupełnie nowa struktura – wojska dronowe, na czele których stoi gen. bryg. Mirosław Bodnar. Dronów przybywa, ale powodów do entuzjazmu wciąż nie ma. Zakupy są nazbyt mizerne w porównaniu z potrzebami.

Jedną z przyczyn tego jest fakt, że zawiodły państwowe spółki, które miały je produkować. Według specjalistów spółki PGZ są zbyt mało innowacyjne, źle zarządzane, funkcjonujące od zamówienia do zamówienia. Odwrotnie niż prywatny przemysł obronny.

– W prywatnych spółkach działają rekiny niebojące się wyzwań, a w państwowych płotki, płynące najchętniej z prądem – ocenia te różnice gen. Waldemar Skrzypczak, były dowódca Wojsk Lądowych.

Jako spektakularny przykład indolencji, niemocy produkcyjnej i braku organizacji Polskiej Grupy Zbrojeniowej generał wskazuje program Orlik, w którym wojsko chce zakupić bezzałogowe statki powietrzne klasy taktycznej krótkiego zasięgu, oznaczone jako PGZ-19R. Warto przypomnieć historię zmagań z czasem i technologią przy produkcji dronów Orliki, choćby dla przestrogi przed popełnianiem podobnych błędów w przyszłości.

Pierwsze postępowanie na pozyskanie dronów Orlik dla Wojska Polskiego rozpoczęło się w 2015 r. W rok później unieważnił je Antoni Macierewicz, wówczas szef MON. Wznowiono je 2 lata później.

W ramach tego programu Agencja Uzbrojenia podpisała w 2018 r. umowę konsorcjum spółek Polskiej Grupy Zbrojeniowej w składzie Wojskowe Zakłady Lotnicze Nr 2 oraz PIT-Radwar – na dostawę 8 zestawów (każdy po 5 platform) bezzałogowców krótkiego zasięgu PGZ-19R. Umowę wyceniono na 789,7 mln zł, drony miały być przeznaczone do prowadzenia działań rozpoznawczych, wykorzystując głowice optoelektroniczne oraz radary SAR.

Umowa przewidywała też opcję na zakup czterech dodatkowych kompletów, z terminem dostaw w latach 2023-2026. Umowę tę wyceniono na 297 mln zł, co podnosi łączną wartość zamówień dla Orlika do ponad 1 mld zł.

Drony Grupy WB opracowane zostały bez finansowego wsparcia ze strony państwa

Zgodnie z umową 40 dronów wojsko miało dostać w 2021 r. Projekt szybko napotkał na problemy techniczne, co spowodowało nowe opóźnienia w harmonogramie dostaw. Do 2023 r. podpisano 5 aneksów przesuwających termin realizacji umowy. Zgodnie z ostatnim dwa pierwsze zestawy tych systemów miały być dostarczone w październiku 2023 r. Do tej pory nie znalazły się w arsenale wojska.

– Oczekuję natychmiastowej realizacji kontraktu na dostarczenie dronów Orlik dla polskiej armii przez Polską Grupę Zbrojeniową i konsorcjum, które powstało. Wojsko utraciło już cierpliwość w tej sprawie – powiedział niedawno szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz.

Jak dotąd nie ma jednak informacji o terminie wprowadzenia tych systemów na uzbrojenia. PGZ kontynuuje prace i mówi o terminie dostaw na 2026 r. Kontrakt na Orliki stał się przedmiotem dochodzenia prowadzonego przez służby specjalne i prokuraturę.

Chodzi m.in. o to, że zakłady WZL2, mimo dokonanej płatności w wysokości prawie 128 tys. euro, nie otrzymały zamówionego towaru od holenderskiej spółki Daedalus. Holendrzy zażądali dodatkowego przelewu na kwotę 171 tys. euro za usługi, które nie były częścią umowy.

Alternatywą dla dronów z PGZ stały się m.in. bezzałogowe statki powietrzne FlyEye, produkowane przez polską prywatną Grupę WB. Wojsko kupiło też od niej setkę sztuk amunicji krążącej Warmate, nazywanej dronami kamikadze.

Dodajmy, że systemy te, opracowane bez finansowego wsparcia ze strony państwa, były częściej kupowane przez zagranicznych klientów niż wojsko Polskie. To też jeden z przykładów innowacyjności i przedsiębiorczości na polskim rynku obronnym spółek prywatnych.

Polska ma największą w Unii Europejskiej fabrykę dronów

Umowa ramowa podpisana podczas ubiegłorocznych targów w Kielcach zakłada dostarczanie polskim siłom zbrojnym 400 zestawów bezzałogowych systemów powietrznych FlyEye. Jednak na razie umowa wykonawcza o wartości około 24 mln zł zawarta przez MON w 2024 r. z Grupą WB dotyczy zakupu siedmiu zestawów, czyli łącznie 28 dronów w wersji 3.6.m. Dostawy tych platform mają się zakończyć w 2026 r.

W wyniku umów wykonawczych zawartych w ostatnich latach wojsko będzie miało na wyposażeniu ok. 170 dronów FlyEye (42 zestawy po cztery BSL). Wszystkich bezzałogowców powietrznych w naszej armii jest nie więcej niż 300 sztuk. Nawiązując do struktur wojskowych, można powiedzieć, że to najwyżej batalion. Armia powinna liczyć ich setki tysięcy. Dla nas to wciąż marzenie.

W 2025 r. MON planuje zakup kolejnych setek dronów zarówno rozpoznawczych klasy mini, jak i bojowych, takich jak Gladius. Te miliardowe inwestycje mają być szansą rozwoju dla polskiego przemysłu obronnego.

– Polska ma największą w Unii Europejskiej fabrykę dronów. Ale to wciąż za mało, nie produkuje ich w wystarczającej skali. Trzeba wyciągnąć wnioski ze współpracy z Ukrainą. Służyć temu ma przyjęty niedawno projekt ustawy Rady Ministrów o ułatwieniach w procesach inwestycyjnych. Trzeba było to zrobić 3 lata temu, ale nareszcie to robimy. Chcielibyśmy, aby w Polsce powstało kilkanaście dolin dronowych opartych na polskich i ukraińskich technologiach – powiedział w rozmowie z tygodnikiem „Polityka” Radosław Sikorski, szef polskiego MSZ.

Deklaracje ambitne, ale według specjalistów nie da się znacząco zwiększyć produkcji dronów powietrznych bez kolejnych, dużych, perspektywicznych zamówień w przemyśle. To jest bowiem zasadniczy warunek rozbudowy mocy produkcyjnych zakładów je produkujących i budowy nowych fabryk.

Źródło: wnp.pl

Więcej postów

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*