
Jak bumerang wróciły dyskusje o tym, że Polska mogłaby być hubem gazowym Ukrainy. Byłoby to historyczne odwrócenie ról: gaz zacząłby płynąć na wschód. – Przez Polskę można eksportować na Ukrainę miliardy metrów gazu – mówi Dawid Czopek, ekspert rynku paliw.
Pierwszy raz propozycja, by Polska stała się hubem gazowym dla Ukrainy, padła w grudniu 2024 r. Teraz dyskusja o tym projekcie wróciła za sprawą zainteresowania ukraińskiej firmy DTEK wzmacnianiem współpracy z naszym krajem. Spółka ta jest największym prywatnym inwestorem energetycznym w Ukrainie. Jej prezes Maksym Timczenko niedawno rozmawiał z przedstawicielami polskiego Sejmu, Polskich Sieci Elektroenergetycznych oraz wiceministrem klimatu Krzysztofem Bolestą.
Jak podkreślił po spotkaniu Timczenko, jego firma będzie prowadzić rozmowy i umocniać współpracę z Polską. Jak stwierdził były minister rozwoju gospodarczego Ukrainy Pavlo Kukhta w rozmowie z wnp.pl, DTEK jest zainteresowany zwiększeniem dostaw LNG z USA, a Polska mogłaby pełnić w tym rolę kraju tranzytowego. Szczególnie istotna w tym kontekście ma być budowa terminala pływającego FSRU w Zatoce Gdańskiej, która rusza w tym roku.
Według Kukhty, Polska może zająć kluczowe miejsce w geopolityczno-gospodarczej układance ze względu na swoje położenie i dobrą infrastrukturę transportową. Oznaczałoby to rewolucję, bo gaz po dekadach ostatecznie przestałby płynąć ze wschodu na zachód, a płynął z Zachodu do Ukrainy.
Temat staje się szczególnie istotny, gdy stało się jasne, że Rosja pomimo toczących się wstępnych rozmów pokojowych atakuje ukraińską infrastrukturę. Ukraińska spółka Naftohaz poinformowała w piątek o ostrzale swoich instalacji gazowych przez siły zbrojne Federacji Rosyjskiej. Według komunikatu przedsiębiorstwa jest to już 18. atak na infrastrukturę spółki od początku inwazji oraz ósmy odnotowany w bieżącym roku.
Amerykański gaz dla Ukrainy. Orlen pośrednikiem
Ukrainy zmaga się z problemem zapewnienia wystarczających rezerw. Powody są oczywiste: odwróciła się od rosyjskiego gazu, tak jak reszta Europy, wstrzymała nawet tranzyt rosyjskiego surowca przez swoje terytorium.
Teraz szuka alternatyw, w czym pomaga jej Polska, Stany Zjednoczone i inne kraje Zachodu. Już w kwietniu tego roku Ukraina otrzyma drugą partię amerykańskiego skroplonego gazu ziemnego (LNG), zakupionego z Orlenu przez jego ukraiński odpowiednik Naftohaz. To wynik memorandum, które obie spółki zawarły w marcu. Surowiec będzie dostarczany z terminalu w Kłajpedzie. Po regazyfikacji popłynie rurociągiem GIPL łączącym Litwę i Polskę, a następnie przez terytorium Polski do interkonektora na granicy ukraińskiej w Drozdowyczach.
Pierwsze dostawy amerykańskiego LNG dotarły do Ukrainy
Nie są to pierwsze dostawy tego typu. W grudniu 2024 roku firma D.TRADING, spółka zależna DTEK – największej prywatnej ukraińskiej firmy energetycznej – poinformowała o zakupie pierwszej partii gazu skroplonego ze Stanów Zjednoczonych. Ładunek, który przybył z Luizjany do portu w Grecji, został następnie przetransportowany przez Grecję, Bułgarię, Rumunię, Węgry, Słowację, Mołdawię, skąd ostatecznie trafił do Ukrainy.
DTEK zawarł w tym zakresie umowę na 2 mln ton, co daje nieco ponad 2 mld metrów sześciennych gazu. Kontrakt podpisano na 20 lat. Umowa Naftohazu z Orlenem opiewa na 100 mln m3 rocznie. Wiadomo jednak, że potrzeby są znacznie większe.
Ukraiński system gazowy na krawędzi. „Nie ma gdzie kupić”
Ukraina zużywa ok. 20 mld metrów sześciennych gazu rocznie. Większość stanowi surowiec wydobywany w kraju, jednak import jest niezbędny.
W zeszłym roku wtłoczyliśmy do magazynów 13 mld metrów sześciennych gazu, a powinniśmy byli zatłoczyć 16 mld. Zima była ciepła i przemysł ograniczył działalność, ale ledwo przetrwaliśmy przez ten sezon. System jest na krawędzi. Gdyby były mrozy, sytuacja byłaby zupełnie inna – wyjaśnia w rozmowie z ukraińskim portalem Espresso Jurij Korolczuk, współzałożyciel Energy Strategies Fund.
Instytucja ta zajmuje się analizą i doradztwem w zakresie polityki energetycznej, rynków energii oraz regulacji.
Z tych szacunków wynika, że Ukraina musi kupić na rynku zewnętrznym co najmniej 4 mld metrów sześciennych gazu. – To minimum, zakładając, że przygotowujemy się do zwykłej zimy. Problemem jest jednak to, że Europa też potrzebuje gazu. A nie ma gdzie go kupić – dodaje Korolczuk.
LNG przez Gdańsk na Ukrainę
Z powyższych powodów ukraiński rząd liczy też na uruchomienie pływającego terminalu LNG w Zatoce Gdańskiej. Budowa jego morskiej części ruszyła w 2025 roku, dodatkowo w 2027 roku do Gdańska ma przypłynąć FSRU. Floating Storage Regasification Unit to specjalistyczna jednostka przystosowana do odbioru skroplonego gazu ziemnego z metanowca (statku). Następnie magazynuje gaz oraz prowadzi proces regazyfikacji, czyli zmiany stanu skupienia z cieczy na gaz.
Jednostka FSRU, która zostanie dostarczona do Gdańska w 2027 roku, będzie miała pojemność około 170 tysięcy metrów sześciennych LNG oraz moc regazyfikacji na poziomie około 6,1 miliarda metrów sześciennych gazu ziemnego rocznie.
Polska źródłem gazu? „Import może być wyższy niż potrzeby”
Dawid Czopek, zarządzający Polaris FIZ, ekspert rynku paliw w rozmowie z money.pl potwierdza, że Polska może odegrać istotną rolę w transporcie gazu na Ukrainę. – Nie wiem, czy kluczową, ale z pewnością ważną – stwierdził.
Nasze zdolności do przyjmowania statków z LNG sięgną około 15 mld m3, roczne zużycie gazu w Polsce w normalnych warunkach (ostatnie lata były gorsze z uwagi na bardzo wysokie ceny gazu) może sięgnąć 20 mld m3, do tego rurociąg z Danii to około 10 mld m3. Zatem biorąc pod uwagę tylko te możliwości, import gazu do Polski może być znacznie wyższy niż nasze potrzeby – wylicza ekspert.
Wyjaśnia też, że z uwagi na rozbudowaną infrastrukturę Ukraina może z łatwością odbierać surowiec z Europy. – System rurociągów został tam zbudowany dekady temu. Pozostaje kwestia odwrócenia kierunku przesyłu, ale z pewnością do tej pory Ukraina już sporo w tym zakresie zrobiła – wyjaśnia Dawid Czopek.
– Przez Polskę można eksportować do Ukrainy co najmniej kilka miliardów metrów sześciennego gazu – podsumowuje analityk.
Polska i Ukraina stworzą Wschodnioeuropejski Hub Gazowy?
W grudniu, gdy Ukraina ogłosiła zakończenie tranzytu rosyjskiego gazu przez swoje terytorium, minister energetyki Ukrainy Mykola Kołesnyk informował, że Ukraina i Polska pracują nad stworzeniem Wschodnioeuropejskiego Hubu Gazowego.
– Zakończenie tranzytu tworzy początek konkurencji nowych tras i zasobów, wśród których LNG aktywnie zwiększa swój udział w ogólnym bilansie UE. Integracja rynków gazu na bazie istniejącej infrastruktury, zwiększenie dostępnej przepustowości międzypaństwowej dają impuls do rozwoju handlu i możliwość zastąpienia rosyjskiego gazu niezależnym surowcem – podkreślał Kołesnyk.
Wielki hub nie powstanie?
Nie wszyscy wierzą jednak, że gigantyczny hub ma sens. Entuzjazm studzi m.in. Jurij Korolczuk. – Hub to stara idea, która pojawiła się gdzieś w 2006 roku, czyli prawie 20 lat temu. Wówczas na rynku europejskim zaczęły pojawiać się nie tylko huby fizyczne, ale i wirtualne, gdzie odbywają się jedynie transakcje – mówi Espresso.
– Do stworzenia Wschodnioeuropejskiego Hubu Gazowego potrzebna jest wola polityczna i realny wpływ na instytucje finansowe, które z kolei wpływałyby na biznes i zmuszały biznes do zatłaczania gazu tutaj, handlowania tym gazem tutaj. Wtedy można stworzyć i giełdę. Ale my tego wszystkiego nie mamy. Mamy tylko magazyny – ocenił.
Ukrainie zależy nie tylko na imporcie gazu na własne potrzeby, ale także na tym, by zagraniczni traderzy przechowywali gaz w ukraińskich magazynach. Nie chodzi jedynie o możliwość zarabiania na ukraińskim systemie gazowym w sytuacji braku tranzytu rosyjskiego gazu.
– Ważne jest dla nas, aby zagraniczne firmy przechowywały swój gaz w naszych magazynach, aby tworzyło się tam ciśnienie w systemie. Tranzytu nie ma i to stwarza problemy. Gaz, który wydobywamy, trzeba od razu rozdzielać między konsumentów. Gaz, który jest w magazynach, trzeba również tłoczyć z zachodu na wschód i południe. To skomplikowana operacja – wyjaśnia Korolczuk.
Przed rozpoczęciem pełnowymiarowej inwazji europejskie firmy aktywnie korzystały z ukraińskich magazynów. Kupowały gaz latem, gdy cena na rynku była najniższa, przechowywały go w ukraińskich magazynach, a podczas sezonu grzewczego pobierały. Część traderów kontynuowała przechowywanie gazu w Ukrainie nawet po rozpoczęciu pełnowymiarowej inwazji, choć Naftohaz przestał publikować te dane na swojej stronie internetowej.
Sytuacja zmieniła się po tym, jak w ubiegłym roku Rosja zaczęła atakować rakietami i dronami podziemne magazyny gazu na zachodzie Ukrainy.
Ukraińskie magazyny istotne dla Polski
Współpraca Ukrainy i Polski z zakresie gazu może przynieść korzyści naszemu krajowi z uwagi na potencjalnie duże znaczenie ukraińskich magazynów. Łączna pojemność wszystkich polskich magazynów PGNiG wynosi nieco ponad 3,3 mld metrów sześciennych. To pięciokrotnie mniej niż pojemność magazynów w samym tylko obwodzie lwowskim.
Skorzystać może też reszta Europy. – Ukraina posiada niezwykle potężne podziemne magazyny gazu. Mamy więc podstawy do obopólnie korzystnej współpracy. Jednocześnie możemy wzmocnić bezpieczeństwo energetyczne Europy – zapewnił w zeszłym roku minister spraw zagranicznych Ukrainy Andrij Sybiga. Polska może być elementem tej nowej strategii.
Źródło: money.pl
Dodaj komentarz