
Zwolnienia, widmo bankructw oraz nieuczciwa konkurencja uderzają w sektor płytek ceramicznych. To efekt napływu tanich produktów z Indii – ostrzega Polska Unia Ceramiczna (PUC). – Niektóre firmy sprzedają płytki z Indii jako polskie – mówi money.pl dr inż. Ferdynand Gacki, prezes PUC.
Polski sektor płytek ceramiczny z mocami produkcyjnymi na poziomie ok. 130 mln m kw. płytek w roku to trzecia siła w UE za Hiszpanią i Włochami. Jednak wkrótce może się to zmienić.
„Branży płytek ceramicznych grozi fala bankructw i wzrost bezrobocia, jeśli nie nastąpi obniżenie cen energii elektrycznej i gazu oraz ochrona rynku wewnętrznego przed nieuczciwą konkurencją, głównie z Indii” – czytamy w liście PUC, którą cytuje Konfederacja Lewiatan. W skład PUC wchodzą: Ceramika Paradyż, Grupa Cerrad, Grupa Cersanit, Grupa Końskie, Marazzi Poland oraz Grupa Tubądzin.
To kolejny apel branży, która we wrześniu 2024 r. prosiła o wsparcie Donalda Tuska.
Nie udało się spotkać z premierem. Liczymy na to, że rząd naciśnie na Komisję Europejską i zostaną wprowadzone wyższe cła antydumpingowe i konwencjonalne na import płytek ceramicznych z Indii. Obecne wynoszą one 6,7-8,7 proc. i są zdecydowanie za niskie. Cła na import płytek z Chin sięgają ponad 70 proc. i to byłoby optymalne rozwiązanie. To nie tylko nasz problem. Hiszpanie i Włosi również ucierpieli – tłumaczy w rozmowie z Money.pl dr Ferdynand Gacki, prezes PUC.
Ceramika z Indii podbija Polskę
PUC wyjaśnia, że średnia cena hinduskich płytek kosztuje ok. 5,5 euro za m kw. Natomiast przeciętna cena polskiego towaru sięga 8,2 euro za m kw. Zdaniem branży jest to efekt wysokich cen energii – przede wszystkim gazu.
– Uderzają w nas unijne obostrzenia klimatyczne i handel emisjami, a także wysokie koszty energii elektrycznej i gazu. Azjaci nie muszą okazywać certyfikatów potwierdzających spełnianie unijnych norm. Wypełniają jedynie deklarację własności użytkowych i mogą tam wpisać wszystko. My posiadamy certyfikaty w różnych językach, które potwierdzają zgodność parametrów naszych wyrobów przez nas deklarowanych z parametrami zawartymi w zharmonizowanej normie unijnej, potwierdzone przez akredytowane instytucje, ale jak widać, zaczynamy przegrywać na własnym podwórku – twierdzi Gacki.
Nasz rozmówca podkreśla, że dziś branża działa na poziomie 60 proc. mocy produkcyjnych, bo nie opłaca się uruchamiać wszystkich maszyn.
– Jesteśmy na krawędzi, nie ma zysków, tylko straty. Rozpanoszyli się Hindusi, opanowali już ponad 20 proc. rynku krajowego. Polska i Rumunia to huby na całą UE, gdzie trafiają produkty z Indii, ale w większości zostają u nas. W 2024 r. sprzedano w Polsce ok. 50 mln m kw. płytek, z czego ponad 11 mln z Indii. Dochodzi import z Turcji czy Ukrainy. Import z Chin po wprowadzeniu wyższych ceł sięga tylko 2 proc., więc sobie poradzimy. Ale w kolejce są producenci z Wietnamu, Singapuru, Indonezji – wylicza prezes PUC.
Szansą dla polskich firm jest eksport, który ma odpowiadać za 35-40 proc. sprzedaży płytek. Jeszcze w 2014 r. największym importerem byli Niemcy (6,2 mln m kw.), Ukraińcy (5,7 mln), Rosjanie (4,5 mln) oraz Słowacy (4,4 mln). Wtedy w Polsce sprzedano prawie 71 mln m kw. płytek o wartości ok. 415 mln euro – z tego 80 proc. było rodzimej produkcji. Pozostałe 20 proc. to zagraniczne produkty – głównie z Hiszpanii (5,4 proc.) oraz Włoch (5,2 proc.) – wynika z opracowania „Rynek płytek ceramicznych w Polsce” z 2022 r., autorstwa Justyny Krawczyk z Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach. Obecnie same Indie odpowiadają za 20 proc. sprzedaży w Polsce. Import płytek może stanowić 1/3 polskiego rynku.
„Ratunkiem polskich producentów był eksport, który w 2020 r. zwiększył się aż o 15 proc. i był to największy wzrost od siedmiu lat. Polska jest także piątym eksporterem płytek ceramicznych w UE, a dziesiątym na świecie. W 2014 r. na eksport trafiło ponad 40 proc. polskiej produkcji o wartości 225 mln euro (42,2 mln m kw. wyrobów)” – dodała Krawczyk.
Od tego czasu sporo się zmieniło. Handlu z Rosją nie ma, pogrążona w wojnie Ukraina mniej importuje, a w październiku zeszłego roku zakaz importu polskich płytek wprowadziła Białoruś. Dr Gacki tłumaczy, że polskie firmy wysyłają płytki do Japonii, Australii czy USA, ale są to śladowe ilości. Z polskiej perspektywy liczy się jedynie unijny rynek – Słowacja, Czechy, Węgry, Rumunia.
Będzie więcej zwolnień?
Jeśli Indie podbiją nasz rynek, to eksport nas nie uratuje. W ostatnich trzech kwartałach najwięksi producenci już zwolnili w sumie ok. 600 osób. A to może nie być koniec. Grupa Paradyż zatrudnia ok. 1200 osób i możemy zostać zmuszeni do zwolnienia nawet 100 pracowników. Podobna sytuacja jest w innych firmach. Rezygnujemy też z niektórych bardziej energochłonnych technologii. To jest dramat – wyjaśnia Gacki.
Według szacunków PUC producenci płytek ceramicznych musieliby wydać 3,2 mld zł na zeroemisyjną transformację energetyczną zakładów.
W produkcji korzystamy głównie z gazu wysokometanowego i energii elektrycznej, które w 2021 r. stanowiły 13-17 proc. kosztów wytworzenia 1 m kw. płytek. Dziś to ponad 40 proc. Niestety, niektóre firmy sprzedają płytki z Indii jako polskie. Może powinniśmy wkrótce zapomnieć o kraju pochodzenia, zwolnić 1000 osób, zostawić 200 i zrobić magazyny płytek z Indii? – zastanawia się Gacki.
PUC uważa też, że powinno być więcej kontroli Głównego Urzędu Nadzoru Budowlanego, który sprawdzi jakość materiałów oraz kraj pochodzenia. Zapytaliśmy GUNB o nieprawidłowości na rynku płytek. Na odpowiedź czekamy.
Liczą na mieszkania
Maksymilian Miros z Centrum Analiz Branżowych pisał w raporcie „Rynek płytek ceramicznych w Polsce” z 2024 r., że zapaść uderzyła w sektor po 2021 r.
„Inflacja ograniczyła aktywność zakupową inwestorów indywidualnych, agresja Rosji na Ukrainę zdestabilizowała sytuację gospodarczą w Europie oraz – co dotkliwie odczuła branża płytek ceramicznych – spowodowała niespotykane wzrosty cen gazu. To z kolei podbiło ceny samych płytek o kilkadziesiąt proc. i wyhamowało sprzedaż. Chociaż w 2023 r. ceny gazu spadły, popyt na płytki ceramiczne nie zaczął rosnąć. Przeciwnie, nastroje konsumenckie nadal były niekorzystne skutecznie ograniczając sprzedaż o kolejnych kilkanaście proc. Pierwsze półrocze 2024 r. nie przyniosło długo wyczekiwanego ożywienia, a prognozy wzrostu sprzedaży przesuwane są na kolejne kwartały” – zaznaczył analityk. Dodał jednak, że w III kwartale 2024 r. produkcja płytek odnotowała rok do roku lekki wzrost.
Branża z niepokojem patrzy rynek nieruchomości. W 2024 r. niewypłacalność ogłosiło ponad 700 firm. To pokłosie zastoju we wszystkich segmentach budownictwa. W ostatnich 2-3 latach odnotowano ogromny spadek liczby przetargów – pisał w listopadzie „Dziennik Gazeta Prawna”.
Wysokie ceny mieszkań spowodowały, że spadł na nie popyt i deweloperzy zostali zmuszeni do ich obniżania, co w Krakowie (obniżka o 0,3 proc.) i Warszawie (spadek o 3,3 proc.) wydarzyło się po raz pierwszy od trzech lat – podawał w listopadzie Polski Instytut Ekonomiczny.
Branża ceramiczna liczy, że rząd wznowi prace nad wstrzymanym programem mieszkaniowym „Pierwsze klucze”, który ma zastąpić „Kredyt na start”.
– Czekamy na rządowe kredyty mieszkaniowe, które powinny pobudzić do wzrostu pierwotny rynek mieszkaniowy i zapotrzebowanie m.in. na płytki ceramiczne. Nadal funkcjonuje rynek remontowy, ale czekamy też na budownictwo publiczne – sklepy, salony, urzędy, banki, kościoły. To szansa dla nas poprzez uczestnictwo w przetargach – przypomina Gacki.
Branża liczyła też na więcej od rządu.
– Rozczarowanie jest ogromne. Liczyliśmy, że pod premierem Tuskiem będzie się coś dziać, będzie więcej działań w Brukseli, że przyspieszą działania ochrony rynku wewnętrznego UE przed agresywnym importem płytek ceramicznych i innych towarów, importowanych na teren UE, w tym do Polski. Cały przemysł energochłonny jest rozczarowany, zwłaszcza że mamy „polską prezydencję” w Radzie Europy. I minęła już jej połowa – podsumowuje prezes PUC.
Źródło: money.pl
Dodaj komentarz